22-03-2021, 03:47 PM
Nie mogło zabraknąć i Raphaela na peronie. Przybył później nieco niż powinien, większość uczniów już się krzątała po peronie w generalnym zgiełku. Krukon był sam, już od dawna był za stary żeby przychodzić z mamusią pod pachą. Był sam, ze swoim kufrem i złotą klatką z sową na wózku. Bo przecież po cholerę miałby to targać sam skoro mógł mieć wózek? Oczywiście, pomoc domowa mogła mu to nieść, ale był facetem, nie godziło się iść bez niczego i pozwolić skrzatowi wlec się z tobołami za sobą niczym księżniczka. Nie, nawet sam by się z tym źle czuł, jak i nie chciał w zasadzie towarzystwa na peronie, a przynajmniej nie rodzinnego. Dostateczny zgiełk panował w tym miejscu, szczególnie dla niego, słyszącego nie tylko paplanie i hałas ogólny, ale i myśli wszystkich dookoła. Potwornie go to rozpraszało, przez co zdawał się odrobinę oderwany od rzeczywistości, marszcząc delikatnie brwi w niezadowoleniu.
A jakie towarzystwo chciał? Ot swojej przyszłej żony, potencjalnej w każdym razie. Szedł spokojnym, miękkim krokiem przez peron, unikając biegających dzieci, latających sów czy łajnobomb - doprawdy, co za niskie, żenujące poczucie humoru... - czy toczących się po ziemi rzeczy z kufra pewnej Krukonki. Poznał ją z widzenia, choć byli w różnych klasach. Nie znał jej jednak i widząc, że już ma pomoc (a raczej jej pół, pewna blondynka zamiast pomagać stała i trajkotała im nad głowami, irytujące, acz nie jemu oceniać skoro to nawet nie jego znajomi, a przynajmniej poza April), ominął zjawisko, kiwając April na powitanie jeśli spotkała go wzrokiem. Zaraz jego oczom ukazała się znajoma sylwetka, a nawet dwie - Oriane i Pascal Boleyn. Uniósł nieznacznie brodę w poczuciu przypływu pewności siebie, której przecież i tak miał dużo w sobie, kierując się szerszym krokiem prosto ku nim z przyjaznym, lekkim uśmiechem. Po drodze skinął krótko w geście przywitania do mijanego Dextera Beckett. Jeszcze zanim do Boleynów dotarł, Pascal został zaatakowany przez jakąś szaloną dziewczynę, jednak Raphael nie oceniał tak długo, jak nie tyczyło się to jego Oriane. Jego... Ma w ogóle prawo podobnie się o niej wypowiadać czy chociaż myśleć w ten sposób?
- Dzień dobry, bardzo mi miło was znowu widzieć. Mademoiselle Oriane, wyglądasz dzisiaj jak zwykle zjawiskowo. - odezwał się płynną francuzczyzną gdy tylko znalazł się obok Oriane, skłaniając się uprzejmie ze zbliżeniem ust do grzbietu jej dłoni, a Pascalowi zaraz podając rękę. - Witam panią. - Przywitał również dziewczynę przy Pascalu. - Przepraszam jeśli przeszkadzam w spotkaniu, uznałem, że nieuprzejme będzie się nie przywitać. Nawet jeśli ciężko było przejść bez szkody na ciele i psychice przez ten... Bałagan, który się odgrywa dzisiaj na peronie. - spostrzegł już po angielsku, zerkając za siebie krótko.
A jakie towarzystwo chciał? Ot swojej przyszłej żony, potencjalnej w każdym razie. Szedł spokojnym, miękkim krokiem przez peron, unikając biegających dzieci, latających sów czy łajnobomb - doprawdy, co za niskie, żenujące poczucie humoru... - czy toczących się po ziemi rzeczy z kufra pewnej Krukonki. Poznał ją z widzenia, choć byli w różnych klasach. Nie znał jej jednak i widząc, że już ma pomoc (a raczej jej pół, pewna blondynka zamiast pomagać stała i trajkotała im nad głowami, irytujące, acz nie jemu oceniać skoro to nawet nie jego znajomi, a przynajmniej poza April), ominął zjawisko, kiwając April na powitanie jeśli spotkała go wzrokiem. Zaraz jego oczom ukazała się znajoma sylwetka, a nawet dwie - Oriane i Pascal Boleyn. Uniósł nieznacznie brodę w poczuciu przypływu pewności siebie, której przecież i tak miał dużo w sobie, kierując się szerszym krokiem prosto ku nim z przyjaznym, lekkim uśmiechem. Po drodze skinął krótko w geście przywitania do mijanego Dextera Beckett. Jeszcze zanim do Boleynów dotarł, Pascal został zaatakowany przez jakąś szaloną dziewczynę, jednak Raphael nie oceniał tak długo, jak nie tyczyło się to jego Oriane. Jego... Ma w ogóle prawo podobnie się o niej wypowiadać czy chociaż myśleć w ten sposób?
- Dzień dobry, bardzo mi miło was znowu widzieć. Mademoiselle Oriane, wyglądasz dzisiaj jak zwykle zjawiskowo. - odezwał się płynną francuzczyzną gdy tylko znalazł się obok Oriane, skłaniając się uprzejmie ze zbliżeniem ust do grzbietu jej dłoni, a Pascalowi zaraz podając rękę. - Witam panią. - Przywitał również dziewczynę przy Pascalu. - Przepraszam jeśli przeszkadzam w spotkaniu, uznałem, że nieuprzejme będzie się nie przywitać. Nawet jeśli ciężko było przejść bez szkody na ciele i psychice przez ten... Bałagan, który się odgrywa dzisiaj na peronie. - spostrzegł już po angielsku, zerkając za siebie krótko.