24-03-2021, 01:21 AM
Skinęła jedynie głową na znak, że usłyszała przeprosiny. Bo cóż mogłaby dodać? Że wybrał sobie urokliwe miejsce na drzemkę? Była pewna, że sam o tym wiedział - wystarczało się przecież rozejrzeć! Że zapachy ogrodu - jak upajający jaśmin - z pewnością mogły przeciążyć zmysły, wprowadzić w marzycielski stan, skąd droga prosta by przymknąć oczy i odpłynąć? Wyprostowała się wycofawszy palce z relaksującego chłodu; pozwoliła włosom spłynąć przez jedno z ramion wolno, gdy składała dłonie na podołku. Była pewna, że nogi miała złączone, skrzyżowane na wysokości kostek i odłożone nieco w tył; plecy zawsze trzymała prosto. Oczywiście musiała z podobną manierą wyglądać na damę. Ba! Była damą - może nieco wątpliwej moralności - ale niemniej damą. Boleynowie w końcu nie mieli po prostu córek - wszystkie, co do jednej, były chowane z oczekiwaniem, że będą potrafiły się zachować jak na elegancką panienkę przystało.
Każda w końcu musiała złapać męża i rodzina pilnowała, by miały w tym własne zasługi, nie tylko krew królów oraz nazwisko.
Delikatnie przechyliła głowę. Jak gdyby Noah był wyjątkowo interesującym stworzeniem, które przyłapała na sekundzie wolności i chciała zapamiętać każdy szczegół tej jakże intymnej dla niego, prywatnej sytuacji; jak ornitolog podglądający wolne ptaki - obserwowała zaintrygowana, leciutko uśmiechnięta, zastanawiająca się nad jego kolejnymi krokami.
- Ach, très perspicace de vous monsieur! - Zaśmiała się delikatnie a aksamitnie na jego słowa: że ją widział.
Nie miała pojęcia kim był, pierwszego września na tamtym dworcu było tak wielu ludzi a panujące zamieszanie jedynie pogarszało sprawę. Przedstawił się? Jakie ładne imię! Rozplątała dłonie; jedną podparła się o kamień fontanny, by móc bez obaw o utratę równowagi pochylić się ku nowemu znajomemu i zaoferować mu drugą dłoń ustawioną pod kątem pozwalającym bez zażenowania zarówno uścisnąć jak ucałować. Maman pełna była takich sztuczek, które przekazała swojej jedynej córce, dlaczego więc miałaby z nich nie korzystać?
- Oriane Jacquetta de Boleyn, enchanté - przedstawiła się w zamian. - Muszę przyznać, że jest to o wiele przyjemniejsze przywitanie niż zgiełk Wielkiej Sali pierwszego - dodała odrobinę ciszej, jakby były to słowa nie do końca odpowiednie; jakby kryło się pod nimi jakieś drugie, smakowite znaczenie. Pochwyciła jego spojrzenie wraz z tą dwuznacznością na ustach, i uciekła ich brązem gdzieś na bok. Niby spłoszona, że akurat kiedy na niego spojrzała on patrzył i na nią.
Przesunęła ciemnym brązem oczu po najbliższej okolicy - tak, z pewnością w miejscu pełnym ciepłych odcieni światła przeświecającego przez ściany, jej oczy musiały być bardziej brązowe niż czarne. Powoli, jakby z namysłem, pokiwała głową na znak, że zgadza się ze słowami Noah.
- Jest... Prawdziwie piękne. - Okazała szczery zachwyt, przez chwilę szczędząc towarzyszowi rozmowy swojego spojrzenia. Odrobinę milczenia, jeszcze sekunda... Zwróciła ku niemu oczy z uśmiechem dziewczyny prawdziwie oczarowanej tym, co widzi. - Mam nadzieję, że wiele osób wciąż go nie odkryło - dodała odrobinę przewrotnie, z czymś powabnym w kącikach ust a może kryjącym się w sposobie na jaki odrobinę przymrużyła powieki. - Prawdziwym nieszczęściem byłaby konieczność dzielenia się podobnym pięknem, non?
Sugerowała coś? Nie sugerowała? Ha, zgaduj człowieczku, zgaduj! I nie zapomnij żeby podczas zgadywania wyglądać równie przystojnie jak wyglądasz w tej chwili.
Każda w końcu musiała złapać męża i rodzina pilnowała, by miały w tym własne zasługi, nie tylko krew królów oraz nazwisko.
Delikatnie przechyliła głowę. Jak gdyby Noah był wyjątkowo interesującym stworzeniem, które przyłapała na sekundzie wolności i chciała zapamiętać każdy szczegół tej jakże intymnej dla niego, prywatnej sytuacji; jak ornitolog podglądający wolne ptaki - obserwowała zaintrygowana, leciutko uśmiechnięta, zastanawiająca się nad jego kolejnymi krokami.
- Ach, très perspicace de vous monsieur! - Zaśmiała się delikatnie a aksamitnie na jego słowa: że ją widział.
Nie miała pojęcia kim był, pierwszego września na tamtym dworcu było tak wielu ludzi a panujące zamieszanie jedynie pogarszało sprawę. Przedstawił się? Jakie ładne imię! Rozplątała dłonie; jedną podparła się o kamień fontanny, by móc bez obaw o utratę równowagi pochylić się ku nowemu znajomemu i zaoferować mu drugą dłoń ustawioną pod kątem pozwalającym bez zażenowania zarówno uścisnąć jak ucałować. Maman pełna była takich sztuczek, które przekazała swojej jedynej córce, dlaczego więc miałaby z nich nie korzystać?
- Oriane Jacquetta de Boleyn, enchanté - przedstawiła się w zamian. - Muszę przyznać, że jest to o wiele przyjemniejsze przywitanie niż zgiełk Wielkiej Sali pierwszego - dodała odrobinę ciszej, jakby były to słowa nie do końca odpowiednie; jakby kryło się pod nimi jakieś drugie, smakowite znaczenie. Pochwyciła jego spojrzenie wraz z tą dwuznacznością na ustach, i uciekła ich brązem gdzieś na bok. Niby spłoszona, że akurat kiedy na niego spojrzała on patrzył i na nią.
Przesunęła ciemnym brązem oczu po najbliższej okolicy - tak, z pewnością w miejscu pełnym ciepłych odcieni światła przeświecającego przez ściany, jej oczy musiały być bardziej brązowe niż czarne. Powoli, jakby z namysłem, pokiwała głową na znak, że zgadza się ze słowami Noah.
- Jest... Prawdziwie piękne. - Okazała szczery zachwyt, przez chwilę szczędząc towarzyszowi rozmowy swojego spojrzenia. Odrobinę milczenia, jeszcze sekunda... Zwróciła ku niemu oczy z uśmiechem dziewczyny prawdziwie oczarowanej tym, co widzi. - Mam nadzieję, że wiele osób wciąż go nie odkryło - dodała odrobinę przewrotnie, z czymś powabnym w kącikach ust a może kryjącym się w sposobie na jaki odrobinę przymrużyła powieki. - Prawdziwym nieszczęściem byłaby konieczność dzielenia się podobnym pięknem, non?
Sugerowała coś? Nie sugerowała? Ha, zgaduj człowieczku, zgaduj! I nie zapomnij żeby podczas zgadywania wyglądać równie przystojnie jak wyglądasz w tej chwili.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.