24-03-2021, 02:32 AM
Jego dłoń była duża w porównaniu do jej własnej, co dziwić nikogo nie powinno. Była drobniutkim dziewczątkiem i przy każdym właściwie uczniowi płci brzydszej wyglądała jak okruszynka. Sprawa płci, ogólnej maleńkości jej organizmu - wiadomo, że ich ręce będą się sporo różnić wielkością. Dziwiło Ori tylko jak bardzo się na tej jego dłoni skupiła: duża i ciepła. Zbyt ciepła? Albo może, jak zdała sobie z tego sprawę, dziwny był sam fakt uścisku? Zazwyczaj spętani urokiem wili chłopcy zmieniali się w zidiociałe szczenięta niezmiennie usiłujące dżentelmeńsko ucałować jej dłoń, nieważne jak bardzo nie wiedzieli co robią, w związku z czym aktualnie dotykali ustami skóry dłoni. Nie mówiła nigdy dziewczynom - gdy o to pytały - czemu tak często nosi rękawiczki, czy to skórzane, czy koronkowe, czy choćby z półprzezroczystej tkaniny przywodzącej na myśl delikatność firanek. Ale to właśnie te nieumiejętne całusy skłoniły ją do noszenia rękawiczek, a całkiem przekonało ją wywoływane przez nie odczucie dodatkowej elegancji i pewności siebie, jakby nie miała ich z samej swojej natury wystarczająco wiele.
Nie żeby jej coś w byciu obiektem pożądania przeszkadzało, co to - to nie. Nawet urocze i bardzo schlebiające były pierwsze szczenięce reakcje ale kiedy znajomość postępowała a chłopcom nie wracał rozum? Robiło się to nie tylko potwornie irytujące ale też zwyczajnie nudne. Było jednak coś intrygującego w zwyczajności uściśnięcia sobie rąk.
Może dlatego nie wyprostowała się do poprzedniej pozycji, gdy ręce zostały już uściśnięte a zwyczajowi stała się zadość? Złożyła jedynie wolną rękę na podołku, drugą wciąż podparta o fontannę, wciąż pochylona nieco ku dopiero co poznanemu chłopcu.
Było coś interesującego w tym, że nie zgłupiał kompletnie mimo jej bliskości. Zwłaszcza, że nie wydawał się być odporny na jej uroki, co sugerowało, że nie preferował mężczyzn. Przynajmniej nie wyłącznie. Błysnęła ząbkami w uśmiechu, co zdawał się robić coraz szerszy, im więcej wymieniali słów.
- Autentyczne pokrewieństwo - odparła mrużąc lewe oko na sekundę czy dwie. Uniosła sceptycznie brew. - Mam przygotować się na wykład o tym, jak to zła Anna była, czy na hymn pochwalny? - Zagaiła z rozbawieniem ale i lekkim, chłodnym dystansem jaki wyrobiła sobie na przestrzeni lat w miarę przyzwyczajania się do wiecznego wysłuchiwania polaryzujących opinii, którymi ludzie często bardzo chcieli się z nią podzielić.
Najbardziej interesowali ją ludzie, którzy nie próbowali z automatu o Annie mówić. Oriane, oczywiście, nosiła swoje nazwisko z dumą i się go nie wstydziła, i czuła się wspaniale kiedy ludzie kojarzyli z kim jest spokrewniona. Nie widziała jednak nic interesującego w opiniach o przodkini, tak pozytywnych jak negatywnych; opinie na temat moralności Anny Boleyn znaczyły całe zero. Szczególnie gdy wyrażająca opinię osoba dopiero poznawała spadkobierczynię Boleynowskich oczu. Zwykle w zamian słyszeli pytania o ich własne babcie, o ile Ori uznawała, że zamierza konwersację kontynuować.
Jeśli zaś chodziło o zimowy ogród sam w sobie?
- To coś więcej niż wyjątkowość, monsieur. Powiedziałabym, że to czysta esencja je ne sais quoi. - Długim wdechem zatchnęła się słodką mieszaniną zapachów, wypełniła nią płuca i przetrzymała przez chwilę ze zmrużonymi oczami nim wypuściła powietrze przez rozchylone usta. Nieco zaskoczyło ją pytanie Noah ale och! jak ładną jej dało okazję by czarować. Spojrzała nań z uśmiechem i odpowiedziała zanim zdążył poruszyć ręką. - Oui. Tak, może.
Być może, tak jak pytanie miało więcej niż jedną płaszczyznę, tak i jej odpowiedź odnosiła się, mimo pozornej jednoznaczności, do innych też zagadnień. Właściwie bardzo mocno odnosiła się do innych zagadnień.
Kiedy zaczął się ku niej pochylać z jakiejś przyczyny - może z przyzwyczajenia, była w końcu w połowie wilą, nie byłby to więc pierwszy raz gdy coś takiego się wydarzyło - uznała, że Noah spróbuje ją pocałować. Nie odsunęła się. Ba, niemal całkowicie odwrotnie postąpiła, zerkając spod rzęs ku jego ustom z całkowitą premedytacją, przenosząc zaraz wzrok na jego twarz z drobnym półuśmieszkiem zakwitającym powoli, kusząco, jakby rzucała mu wyzwanie. Dlaczegóżby nie? Stały się w jej życiu obiektywnie gorsze rzeczy niż potencjalny pocałunek.
Tym razem nie przedłużała pauzy - nie chciała wyglądać na błagającą. Chciała sprawiać wrażenie dziewczyny która doskonale wie jakie instynkty wywołuje na powierzchnię świadomości, i cieszącą się po cichu z własnej w tym zakresie umiejętności.
- Czy mam w takim razie sobie pójść i zostawić cię w twojej samotni, Noah? - Rozmowa ścichła o kolejne decybele, wyszeptała bowiem swoją odpowiedź po czym oblizała dolną wargę, jakby powietrze uwolnione wraz z tym szeptem wysuszyło lekko usta.
Być może odważnie i uwodzicielsko - być może bezczelnie - spojrzała mu prosto w oczy. Byli chyba jak na dopiero co zapoznanych ludzi nieco zbyt blisko siebie. Ale chwila była słodka i Oriane nie chciała jej przerywać. To był, przynajmniej w jej oczach, jeden z tych drobnych momentów w życiu, co na dłuższą metę niewiele znaczą - jednak och! jak rozkosznie do nich wracać!
Nie żeby jej coś w byciu obiektem pożądania przeszkadzało, co to - to nie. Nawet urocze i bardzo schlebiające były pierwsze szczenięce reakcje ale kiedy znajomość postępowała a chłopcom nie wracał rozum? Robiło się to nie tylko potwornie irytujące ale też zwyczajnie nudne. Było jednak coś intrygującego w zwyczajności uściśnięcia sobie rąk.
Może dlatego nie wyprostowała się do poprzedniej pozycji, gdy ręce zostały już uściśnięte a zwyczajowi stała się zadość? Złożyła jedynie wolną rękę na podołku, drugą wciąż podparta o fontannę, wciąż pochylona nieco ku dopiero co poznanemu chłopcu.
Było coś interesującego w tym, że nie zgłupiał kompletnie mimo jej bliskości. Zwłaszcza, że nie wydawał się być odporny na jej uroki, co sugerowało, że nie preferował mężczyzn. Przynajmniej nie wyłącznie. Błysnęła ząbkami w uśmiechu, co zdawał się robić coraz szerszy, im więcej wymieniali słów.
- Autentyczne pokrewieństwo - odparła mrużąc lewe oko na sekundę czy dwie. Uniosła sceptycznie brew. - Mam przygotować się na wykład o tym, jak to zła Anna była, czy na hymn pochwalny? - Zagaiła z rozbawieniem ale i lekkim, chłodnym dystansem jaki wyrobiła sobie na przestrzeni lat w miarę przyzwyczajania się do wiecznego wysłuchiwania polaryzujących opinii, którymi ludzie często bardzo chcieli się z nią podzielić.
Najbardziej interesowali ją ludzie, którzy nie próbowali z automatu o Annie mówić. Oriane, oczywiście, nosiła swoje nazwisko z dumą i się go nie wstydziła, i czuła się wspaniale kiedy ludzie kojarzyli z kim jest spokrewniona. Nie widziała jednak nic interesującego w opiniach o przodkini, tak pozytywnych jak negatywnych; opinie na temat moralności Anny Boleyn znaczyły całe zero. Szczególnie gdy wyrażająca opinię osoba dopiero poznawała spadkobierczynię Boleynowskich oczu. Zwykle w zamian słyszeli pytania o ich własne babcie, o ile Ori uznawała, że zamierza konwersację kontynuować.
Jeśli zaś chodziło o zimowy ogród sam w sobie?
- To coś więcej niż wyjątkowość, monsieur. Powiedziałabym, że to czysta esencja je ne sais quoi. - Długim wdechem zatchnęła się słodką mieszaniną zapachów, wypełniła nią płuca i przetrzymała przez chwilę ze zmrużonymi oczami nim wypuściła powietrze przez rozchylone usta. Nieco zaskoczyło ją pytanie Noah ale och! jak ładną jej dało okazję by czarować. Spojrzała nań z uśmiechem i odpowiedziała zanim zdążył poruszyć ręką. - Oui. Tak, może.
Być może, tak jak pytanie miało więcej niż jedną płaszczyznę, tak i jej odpowiedź odnosiła się, mimo pozornej jednoznaczności, do innych też zagadnień. Właściwie bardzo mocno odnosiła się do innych zagadnień.
Kiedy zaczął się ku niej pochylać z jakiejś przyczyny - może z przyzwyczajenia, była w końcu w połowie wilą, nie byłby to więc pierwszy raz gdy coś takiego się wydarzyło - uznała, że Noah spróbuje ją pocałować. Nie odsunęła się. Ba, niemal całkowicie odwrotnie postąpiła, zerkając spod rzęs ku jego ustom z całkowitą premedytacją, przenosząc zaraz wzrok na jego twarz z drobnym półuśmieszkiem zakwitającym powoli, kusząco, jakby rzucała mu wyzwanie. Dlaczegóżby nie? Stały się w jej życiu obiektywnie gorsze rzeczy niż potencjalny pocałunek.
Tym razem nie przedłużała pauzy - nie chciała wyglądać na błagającą. Chciała sprawiać wrażenie dziewczyny która doskonale wie jakie instynkty wywołuje na powierzchnię świadomości, i cieszącą się po cichu z własnej w tym zakresie umiejętności.
- Czy mam w takim razie sobie pójść i zostawić cię w twojej samotni, Noah? - Rozmowa ścichła o kolejne decybele, wyszeptała bowiem swoją odpowiedź po czym oblizała dolną wargę, jakby powietrze uwolnione wraz z tym szeptem wysuszyło lekko usta.
Być może odważnie i uwodzicielsko - być może bezczelnie - spojrzała mu prosto w oczy. Byli chyba jak na dopiero co zapoznanych ludzi nieco zbyt blisko siebie. Ale chwila była słodka i Oriane nie chciała jej przerywać. To był, przynajmniej w jej oczach, jeden z tych drobnych momentów w życiu, co na dłuższą metę niewiele znaczą - jednak och! jak rozkosznie do nich wracać!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.