24-03-2021, 08:12 PM
Piekła? Z całym powodzeniem mógł powiedzieć, że znał przynajmniej jego jeden kąt. Co miesiąc go odwiedzał, choć wcale nie z własnej woli. I co więcej, to nie ciekawość go tam zaprowadziła. Bez wątpienia istniały również inne rodzaje siedziby demonów i na pewno do wielu z nich prowadziła właśnie ta przysłowiowa ciekawość.
Jego myśli pozostały w jego głowie, nie mącąc przyjaznej atmosfery, w której zaczynały kiełkować pędy fascynacji. Przynajmniej chwilowej.
- Dzięki niej przynajmniej droga do piekła ciekawsza. - Przecież ciekawość to życie. Gdybyśmy jej nie mieli, to równie dobrze moglibyśmy być martwi. Wszystko również zależy od dziedziny, która tę naszą ciekawość rozbudza. Może być niebezpieczna, ale równie dobrze może być tak pociągająca, że pomimo konsekwencji nie sposób się jej oprzeć. Może również prowadzić do przyjemnego zaskoczenia i okazać się wcale nie szkodliwą. I może też być destrukcyjna. O której ciekawości mówimy, panno Boleyn?
Widząc, jak jej buzia rozpromienia się w szerszym uśmiechu i on uśmiechnął się szerzej. Nic nie powiedział. Nie potwierdził, ani też nie zaprzeczył jej przypuszczeniom. Jedynie kiwnął lekko, jakby z uznaniem przyjmując te słowa.
Nawet jeśli w głowie formowała mu się myśl, którą miałby wyartykułować, to czmychnęła spłoszona, kiedy w polu widzenia pojawiła się dłoń Ori. Bardzo blisko. Coraz bliżej. Choć nie odrywał wzroku od jej roześmianych czekoladowych oczu - które tak wspaniale dopełniały jej wizerunku - to drobne palce znajdujące się centymetry od twarzy nie umknęły jego uwadze. Zastygł w oczekiwaniu i za chwilę poczuł na nosie dotyk tak delikatny, jak muśnięcie skrzydła motyla w locie. Poczuł to subtelne połączenie aż w barkach i karku, gdzie pod warstwą materiału bluzy z pewnością pojawiła się gęsia skórka. Ten króciutki kontakt niósł w sobie niebywały ładunek energetyczny, który w nieodpowiednim momencie był w stanie wywołać sztorm na spokojnym do tej pory morzu. I jednocześnie był tak uroczy i niewinny, jak pąk otwierający się na wiosnę. Jakichkolwiek nie ciągnąłby za sobą konsekwencji, pozostał w pamięci. I Noah był kompletnie świadom, że nie zawsze będzie mógł z taką łatwością prowadzić wielopłaszczyznową konwersację z atrakcyjną koleżanką, która doskonale rozgrywała swoje karty. Mowa jej ciała, spojrzenia, uśmiechy, wszystko świadczyło o znajomości zasad tej gry. Nie narzekał, że dał się w nią wciągnąć. A może od początku świadomie zajął pozycję gracza? Miał jedynie nadzieję, że będzie w stanie uniknąć spotkania, kiedy to właśnie niuanse mogą zaważyć na jego powściągliwości.
Powoli, jakby nie chciał jej spłoszyć zbyt gwałtownymi ruchami, zwiększył dystans między nimi, wracając niemal do pionu. Uśmiechał się nieprzerwanie, jakby w jej towarzystwie było to zupełnie naturalne.
- Szkoda byłoby zachowywać to piękno dla siebie. - Czy wciąż mówił o ogrodzie? Nie był to już szept, ale nadal cichy, ciepły i miękki ton. W końcu oderwał wzrok od jej oczu i powoli przemierzył w dół twarzy. Podążył za linią kształtnego nosa, na moment zatrzymał się na ustach, zauważając uroczą dysproporcję warg - tę górną niemal zanikającą w kącikach, i tę dolną pełniejszą, bardziej ponętną siostrę. Przez kształtną brodę, smukłą szyję, ramiona ukrywające się pod rękawami, dotarł do jej dłoni. Tej opartej o brzeg fontanny. Palce delikatnej kobiecej dłoni zatrzymały się kilka centymetrów nad krystaliczną taflą migoczącą odbijanym światłem wpadającym przez witraże. Oparł się pokusie ponownego spojrzenia w oczy Oriane. Przeniósł wzrok na swoją dłoń, którą zanurzył w przyjemnie chłodnej wodzie. Poruszał delikatnie ręką, przesuwając nieco zanurzonymi palcami po powierzchni, przez co zaczął im towarzyszyć cichy plusk. To wystarczyło, żeby otrzeźwić niektóre zmysły.
- Masz wybrany ulubiony gatunek kwiatów, Oriane Boleyn? - Spojrzał na nią z nieukrywanym zainteresowaniem. Bez ciekawości życie byłoby nudne. A jeśli przez to trafimy do piekła, to czy ostatecznie nie będzie to tego warte?
Jego myśli pozostały w jego głowie, nie mącąc przyjaznej atmosfery, w której zaczynały kiełkować pędy fascynacji. Przynajmniej chwilowej.
- Dzięki niej przynajmniej droga do piekła ciekawsza. - Przecież ciekawość to życie. Gdybyśmy jej nie mieli, to równie dobrze moglibyśmy być martwi. Wszystko również zależy od dziedziny, która tę naszą ciekawość rozbudza. Może być niebezpieczna, ale równie dobrze może być tak pociągająca, że pomimo konsekwencji nie sposób się jej oprzeć. Może również prowadzić do przyjemnego zaskoczenia i okazać się wcale nie szkodliwą. I może też być destrukcyjna. O której ciekawości mówimy, panno Boleyn?
Widząc, jak jej buzia rozpromienia się w szerszym uśmiechu i on uśmiechnął się szerzej. Nic nie powiedział. Nie potwierdził, ani też nie zaprzeczył jej przypuszczeniom. Jedynie kiwnął lekko, jakby z uznaniem przyjmując te słowa.
Nawet jeśli w głowie formowała mu się myśl, którą miałby wyartykułować, to czmychnęła spłoszona, kiedy w polu widzenia pojawiła się dłoń Ori. Bardzo blisko. Coraz bliżej. Choć nie odrywał wzroku od jej roześmianych czekoladowych oczu - które tak wspaniale dopełniały jej wizerunku - to drobne palce znajdujące się centymetry od twarzy nie umknęły jego uwadze. Zastygł w oczekiwaniu i za chwilę poczuł na nosie dotyk tak delikatny, jak muśnięcie skrzydła motyla w locie. Poczuł to subtelne połączenie aż w barkach i karku, gdzie pod warstwą materiału bluzy z pewnością pojawiła się gęsia skórka. Ten króciutki kontakt niósł w sobie niebywały ładunek energetyczny, który w nieodpowiednim momencie był w stanie wywołać sztorm na spokojnym do tej pory morzu. I jednocześnie był tak uroczy i niewinny, jak pąk otwierający się na wiosnę. Jakichkolwiek nie ciągnąłby za sobą konsekwencji, pozostał w pamięci. I Noah był kompletnie świadom, że nie zawsze będzie mógł z taką łatwością prowadzić wielopłaszczyznową konwersację z atrakcyjną koleżanką, która doskonale rozgrywała swoje karty. Mowa jej ciała, spojrzenia, uśmiechy, wszystko świadczyło o znajomości zasad tej gry. Nie narzekał, że dał się w nią wciągnąć. A może od początku świadomie zajął pozycję gracza? Miał jedynie nadzieję, że będzie w stanie uniknąć spotkania, kiedy to właśnie niuanse mogą zaważyć na jego powściągliwości.
Powoli, jakby nie chciał jej spłoszyć zbyt gwałtownymi ruchami, zwiększył dystans między nimi, wracając niemal do pionu. Uśmiechał się nieprzerwanie, jakby w jej towarzystwie było to zupełnie naturalne.
- Szkoda byłoby zachowywać to piękno dla siebie. - Czy wciąż mówił o ogrodzie? Nie był to już szept, ale nadal cichy, ciepły i miękki ton. W końcu oderwał wzrok od jej oczu i powoli przemierzył w dół twarzy. Podążył za linią kształtnego nosa, na moment zatrzymał się na ustach, zauważając uroczą dysproporcję warg - tę górną niemal zanikającą w kącikach, i tę dolną pełniejszą, bardziej ponętną siostrę. Przez kształtną brodę, smukłą szyję, ramiona ukrywające się pod rękawami, dotarł do jej dłoni. Tej opartej o brzeg fontanny. Palce delikatnej kobiecej dłoni zatrzymały się kilka centymetrów nad krystaliczną taflą migoczącą odbijanym światłem wpadającym przez witraże. Oparł się pokusie ponownego spojrzenia w oczy Oriane. Przeniósł wzrok na swoją dłoń, którą zanurzył w przyjemnie chłodnej wodzie. Poruszał delikatnie ręką, przesuwając nieco zanurzonymi palcami po powierzchni, przez co zaczął im towarzyszyć cichy plusk. To wystarczyło, żeby otrzeźwić niektóre zmysły.
- Masz wybrany ulubiony gatunek kwiatów, Oriane Boleyn? - Spojrzał na nią z nieukrywanym zainteresowaniem. Bez ciekawości życie byłoby nudne. A jeśli przez to trafimy do piekła, to czy ostatecznie nie będzie to tego warte?