24-03-2021, 08:35 PM
Zaśmiała się na jego słowa aksamitnie, odrzucając z lekka głowę, na co poruszyła się białozłocista grzywa. Przeniosła dłoń z podołka do nasady własnej szyi, jakby ułożeniem palców w okolicy obojczyków oraz wklęsłości między nimi chciała przyciągnąć uwagę do gładkości własnej skóry. A może, tak zwyczajnie, uznała że podobny gest doda jej kolejnej drobnej nuty powabności. Cóż, nie można się kłócić, że jest coś pociągającego w ładnej kobiecie dotykającej własnej skóry w okolicach wrażliwych na najdrobniejsze nawet muśnięcia.
- Nie da się z podobnymi słowy nie zgodzić, monsieur - odparła, wciąż rozbawiona podobną kontrą.
Och, monsieur Davenport! Ciekawość nie jest destrukcyjna ani grzeszna, ani nawet, sama w sobie, szczególnie interesująca! Dopiero to, czym może skutkować, przyspiesza serca bicie. I za tym wzrostem ciśnienia, za zastrzykami emocji, Oriane goni odkąd pamięta: flirty z lewa, prawa i na wprost, wygrywanie dużych sum na hipodromie i przegrywanie w karty pierścionków wartych nieraz małą fortunę; branie konno najwyższych terenowych przeszkód i gnanie cwałem przez polany a doliny; taniec z przystojnymi nieznajomymi od wieczora po poranek i śpiew po zdarcie gardła!
Och, monsieur - jeśli twoja ciekawość kiedykolwiek doprowadzi do Oriane, żadna destrukcja nie jest jej straszna. Ona igra z ogniem i ma to za niewinną rozrywkę. Gdyby tylko świadoma była, że Noah chciał przy niej pozostać powściągliwym spytałaby: "Ale po co, mon amie?". Czemu odmawiał jej dreszczyku emocji, realnego wyzwania? Chciałaby doprowadzić do sytuacji kiedy nie będzie mógł już nad sobą panować! Kiedy ona będzie górą: jedyna posiadająca wciąż samokontrolę.
Nie brała nawet pod uwagę, że też jest po prostu osobą i też mogłaby nie tylko stracić kontrolę ale nawet poczuć coś autentycznego. Że istnieją rzeczy, które mogą pokonać jej drobną figurkę o ognistej co prawda osobowości, wciąż jednak względnie kruchej i jedynie szesnastoletniej. Nawet jeśli przetrwała już rzeczy, które miały potencjał zniszczyć ją nim zakwitła.
Nie uszło uwadze Ori, że odsunął się - i sposób w jaki to zrobił. Świadomy, przemyślany. Zdecydowanie coś niezwykłego było w tym jakże interesującym czarodzieju.
- Ale czy to taki grzech: zachować odnalezione piękno na własność? - Odparła, jak zawsze przewrotna, sugerując tym samym, że nie tylko chce utrzymać Zimowy Ogród we wspólnej tajemnicy, ale że istnieje też szansa dla Noah: gdyby tylko chciał, gdyby spróbował, mógłby i ją pochwycić.
Nietrudno było zobaczyć, że tym razem to on śledził wzrokiem jej usta - i, mon dieu, nie tylko usta. Zbyt ostrożnie, zbyt pełen namysłu. Fascynujące!
Im bardziej zdawał się być w stanie oprzeć jej urokom - tym bardziej miała ochotę go złamać. Ha! Noah będzie teraz jej prywatnym projektem! Uwieść go będzie jej flirciarskim zwycięstwem stulecia. Poznać jego sekrety, mechanizmy jakie nim wiodły - zwycięstwem stratega. Zajmie to wiele więcej czasu niż jedno spotkanie. Nie wiedzieć czemu miło się Orianie robiło na myśl, że jeszcze kiedyś z nim porozmawia. Bo już wiedziała, że tak będzie - specjalnie doprowadzi do takiej sytuacji, jeśli będzie musiała!
- Hmm... - zasznurowała w skupieniu usteczka, traktując niespodziewane pytanie całkowicie poważnie; mrużąc jedno oko rozejrzała się po kwiecistej okolicy - orchidee są piękne - rzuciła z namysłem, delikatnie gładząc gardło palcem wskazującym w niezdecydowaniu.
Dostrzegła jakiś złocący się, niewielki kwiatek. Nie był to co prawda kwiat, który miała na myśli, jego kolor jednak przypomniał jej poszukiwaną nazwę.
- Ach, oui! Ruta! - Bogowie, jak mogła nie pomyśleć o rucie od samego początku? Niby drobna a skromna, ale zwracała na siebie uwagę intensywnością zapachu; przywodziła na myśl dzikość pośród natury. Rutą pachniała Oriane wolność.
Wszystkie wycieczki na łono natury z wilami jej życia, każde polowanie, czy to z psami czy sokołem, najdrobniejsza przejażdżka; to wszystko miał w sobie zapach intensywny, przez wielu uznawany za cierpki i nieprzyjemny, przez tę dziwną Francuzeczkę zaś uwielbiany.
Piekło? Najpierw musimy umrzeć, mon amie. Do tego zostało wiele jeszcze czasu - czas całego świata na ciekawości zaspokojenie.
- Nie da się z podobnymi słowy nie zgodzić, monsieur - odparła, wciąż rozbawiona podobną kontrą.
Och, monsieur Davenport! Ciekawość nie jest destrukcyjna ani grzeszna, ani nawet, sama w sobie, szczególnie interesująca! Dopiero to, czym może skutkować, przyspiesza serca bicie. I za tym wzrostem ciśnienia, za zastrzykami emocji, Oriane goni odkąd pamięta: flirty z lewa, prawa i na wprost, wygrywanie dużych sum na hipodromie i przegrywanie w karty pierścionków wartych nieraz małą fortunę; branie konno najwyższych terenowych przeszkód i gnanie cwałem przez polany a doliny; taniec z przystojnymi nieznajomymi od wieczora po poranek i śpiew po zdarcie gardła!
Och, monsieur - jeśli twoja ciekawość kiedykolwiek doprowadzi do Oriane, żadna destrukcja nie jest jej straszna. Ona igra z ogniem i ma to za niewinną rozrywkę. Gdyby tylko świadoma była, że Noah chciał przy niej pozostać powściągliwym spytałaby: "Ale po co, mon amie?". Czemu odmawiał jej dreszczyku emocji, realnego wyzwania? Chciałaby doprowadzić do sytuacji kiedy nie będzie mógł już nad sobą panować! Kiedy ona będzie górą: jedyna posiadająca wciąż samokontrolę.
Nie brała nawet pod uwagę, że też jest po prostu osobą i też mogłaby nie tylko stracić kontrolę ale nawet poczuć coś autentycznego. Że istnieją rzeczy, które mogą pokonać jej drobną figurkę o ognistej co prawda osobowości, wciąż jednak względnie kruchej i jedynie szesnastoletniej. Nawet jeśli przetrwała już rzeczy, które miały potencjał zniszczyć ją nim zakwitła.
Nie uszło uwadze Ori, że odsunął się - i sposób w jaki to zrobił. Świadomy, przemyślany. Zdecydowanie coś niezwykłego było w tym jakże interesującym czarodzieju.
- Ale czy to taki grzech: zachować odnalezione piękno na własność? - Odparła, jak zawsze przewrotna, sugerując tym samym, że nie tylko chce utrzymać Zimowy Ogród we wspólnej tajemnicy, ale że istnieje też szansa dla Noah: gdyby tylko chciał, gdyby spróbował, mógłby i ją pochwycić.
Nietrudno było zobaczyć, że tym razem to on śledził wzrokiem jej usta - i, mon dieu, nie tylko usta. Zbyt ostrożnie, zbyt pełen namysłu. Fascynujące!
Im bardziej zdawał się być w stanie oprzeć jej urokom - tym bardziej miała ochotę go złamać. Ha! Noah będzie teraz jej prywatnym projektem! Uwieść go będzie jej flirciarskim zwycięstwem stulecia. Poznać jego sekrety, mechanizmy jakie nim wiodły - zwycięstwem stratega. Zajmie to wiele więcej czasu niż jedno spotkanie. Nie wiedzieć czemu miło się Orianie robiło na myśl, że jeszcze kiedyś z nim porozmawia. Bo już wiedziała, że tak będzie - specjalnie doprowadzi do takiej sytuacji, jeśli będzie musiała!
- Hmm... - zasznurowała w skupieniu usteczka, traktując niespodziewane pytanie całkowicie poważnie; mrużąc jedno oko rozejrzała się po kwiecistej okolicy - orchidee są piękne - rzuciła z namysłem, delikatnie gładząc gardło palcem wskazującym w niezdecydowaniu.
Dostrzegła jakiś złocący się, niewielki kwiatek. Nie był to co prawda kwiat, który miała na myśli, jego kolor jednak przypomniał jej poszukiwaną nazwę.
- Ach, oui! Ruta! - Bogowie, jak mogła nie pomyśleć o rucie od samego początku? Niby drobna a skromna, ale zwracała na siebie uwagę intensywnością zapachu; przywodziła na myśl dzikość pośród natury. Rutą pachniała Oriane wolność.
Wszystkie wycieczki na łono natury z wilami jej życia, każde polowanie, czy to z psami czy sokołem, najdrobniejsza przejażdżka; to wszystko miał w sobie zapach intensywny, przez wielu uznawany za cierpki i nieprzyjemny, przez tę dziwną Francuzeczkę zaś uwielbiany.
Piekło? Najpierw musimy umrzeć, mon amie. Do tego zostało wiele jeszcze czasu - czas całego świata na ciekawości zaspokojenie.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.