26-03-2021, 02:42 AM
Nawet jeśli spodziewała się podobnych słów i sposobu w jaki będą przekazane - w końcu sama spreparowała zastaną sytuację - poczuła delikatny, przyjemny dreszczyk, co zrodził się wraz z jego ciepłym oddechem na uchu. Przyjemne uczucie popłynęło w dół: bokiem szyi ku szczytowi ramienia, zaczepiając też o krawędź szczęki; dreszczyk tak rzadki, niemal nieznany dziewczynie, aż wstrzymał na sekundę jej oddech.
To nie była już gierka półwili z młodym mężczyzną. Och, z pewnością był czymś więcej. Zbyt dobrze nad sobą panował - nie odpowiadał jedynie na bodźce, które mu podsuwała. Świetnym dowodem na to było to drobne odsunięcie się od niej, odnalezienie tymi niesamowitymi, niebieskimi oczami jej własnych, ściemniałych poszerzonymi źrenicami. Ta świadomość jakby zdarła z niej nonszalancką warstewkę i pozostawiła tę szczerze zainteresowaną.
Mniej uwodzicielską - bardziej badawczą, zaintrygowaną; autentyczną. Oczywista, naukowa strona jej świadomości nie mogła mimo wszystko przejąć władzy nad sytuacją bez pozwolenia. Ale och, miała ochotę posadzić go na krzesełku, wyciągnąć skądś veritaserum i dowiedzieć się absolutnie wszystkiego. Jakim był człowiekiem, skąd brała się jego odporność na uroki?
- Qui tu es vraiment? - wyszeptała w rodzimej francuszczyźnie lekko mrużąc oczy.
Bezmyślnie wręcz, wciąż skosem odwzajemniając jego spojrzenie, podniosła dłoń. Zaczerpnęła powietrza nim dotarła palcami do jego twarzy - niemal dotknęła go delikatnie, z dziecięcą wręcz ciekawością. Pierwszy raz w życiu widziała kogoś, coś podobnego. Szczęśliwie złapała się wpół drogi i zdążyła powstrzymać. Chyba dobrze, że w Ogrodzie Zimowym nie było krzeseł - bo jeszcze, z równą bezmyślnością, zaczęłaby ważyć w wolnych chwilach veritaserum. Tak na wszelki wypadek kolejnej schadzki.
Och, odległość między nimi była zdecydowanie niewłaściwa - nie tylko jak na pierwsze spotkanie. Podobna odległość - przepełniona taką intensywnością - jest odpowiednia jedynie między zakochanymi.
Gdyby tylko ich tu kto przyłapał - jeśliby nawet nie założył po bliskości ich twarzy, że robią coś więcej niż tylko patrzenie sobie w oczy - z pewnością nie pomyślałby: "O! Tych dwoje dopiero co się poznało!".
Nie zadając sobie trudu przetłumaczenia ostatniego pytania zdecydowała się na kolejne słowa.
- Et tu, monsieur? Co chcesz żebym wiedziała?
O ile za pierwszym razem nie zobaczyła tego nieznanego błysku - tym razem nie uszedł jej uwagi. Odważnie go napotkała, chcąc wiedzieć czym był: wyzwaniem? Pragnieniem?
Żarem lampy, co przyciągał ją - małą ćmę - żeby zaigrała sobie z prawdziwym ogniem?
Zaznała już potwora, nie bała się stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Wiedziała że je przetrwa, nawet jeśli wydrą z niej kolejny kawałeczek człowieczeństwa. Dajcie jej piekło!
To nie była już gierka półwili z młodym mężczyzną. Och, z pewnością był czymś więcej. Zbyt dobrze nad sobą panował - nie odpowiadał jedynie na bodźce, które mu podsuwała. Świetnym dowodem na to było to drobne odsunięcie się od niej, odnalezienie tymi niesamowitymi, niebieskimi oczami jej własnych, ściemniałych poszerzonymi źrenicami. Ta świadomość jakby zdarła z niej nonszalancką warstewkę i pozostawiła tę szczerze zainteresowaną.
Mniej uwodzicielską - bardziej badawczą, zaintrygowaną; autentyczną. Oczywista, naukowa strona jej świadomości nie mogła mimo wszystko przejąć władzy nad sytuacją bez pozwolenia. Ale och, miała ochotę posadzić go na krzesełku, wyciągnąć skądś veritaserum i dowiedzieć się absolutnie wszystkiego. Jakim był człowiekiem, skąd brała się jego odporność na uroki?
- Qui tu es vraiment? - wyszeptała w rodzimej francuszczyźnie lekko mrużąc oczy.
Bezmyślnie wręcz, wciąż skosem odwzajemniając jego spojrzenie, podniosła dłoń. Zaczerpnęła powietrza nim dotarła palcami do jego twarzy - niemal dotknęła go delikatnie, z dziecięcą wręcz ciekawością. Pierwszy raz w życiu widziała kogoś, coś podobnego. Szczęśliwie złapała się wpół drogi i zdążyła powstrzymać. Chyba dobrze, że w Ogrodzie Zimowym nie było krzeseł - bo jeszcze, z równą bezmyślnością, zaczęłaby ważyć w wolnych chwilach veritaserum. Tak na wszelki wypadek kolejnej schadzki.
Och, odległość między nimi była zdecydowanie niewłaściwa - nie tylko jak na pierwsze spotkanie. Podobna odległość - przepełniona taką intensywnością - jest odpowiednia jedynie między zakochanymi.
Gdyby tylko ich tu kto przyłapał - jeśliby nawet nie założył po bliskości ich twarzy, że robią coś więcej niż tylko patrzenie sobie w oczy - z pewnością nie pomyślałby: "O! Tych dwoje dopiero co się poznało!".
Nie zadając sobie trudu przetłumaczenia ostatniego pytania zdecydowała się na kolejne słowa.
- Et tu, monsieur? Co chcesz żebym wiedziała?
O ile za pierwszym razem nie zobaczyła tego nieznanego błysku - tym razem nie uszedł jej uwagi. Odważnie go napotkała, chcąc wiedzieć czym był: wyzwaniem? Pragnieniem?
Żarem lampy, co przyciągał ją - małą ćmę - żeby zaigrała sobie z prawdziwym ogniem?
Zaznała już potwora, nie bała się stawiać czoła kolejnym wyzwaniom. Wiedziała że je przetrwa, nawet jeśli wydrą z niej kolejny kawałeczek człowieczeństwa. Dajcie jej piekło!
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.