26-03-2021, 11:55 PM
Ha! Jeśli potrzebowała jeszcze jakiegoś dowodu na swoją teorię o Noah-nie-do-końca-człowieku, to ten jego nagły zanik uśmiechu, ta odpowiedź na pytanie...! Nie, nie było już wątpliwości. Pozostała jedynie tajemnica do odkrycia! No, jeśli nie liczyć bardzo fascynującego młodego mężczyzny o cudownych oczach, co to siedział wciąż tak blisko.
- Jesteś rzadkim okazem czarodzieja - stwierdziła cichuteńko wprost w jego ucho.
Tak - stwierdziła. Bardzo było wyraźne, że na koniec jej słów brakło znaku zapytania czy choćby wielokropka pozostawiającego nieco miejsca dla braku pewności. Była w końcu bardzo pewna, że wpadła na trop prawdy.
Nie zostawiła mu czasu na odpowiedź. Odrobinę się wycofała - dla łatwiejszego złożenia delikatnego pocałunku na policzku nowego znajomego. Było w tym coś z tego rozkosznego, uwodzicielskiego klimatu pół-słówek, co przejął szybko władzę nad ich spotkaniem, z drugiej strony - pojawiło się w nim coś nowego, niewinnego.
Dopiero kiedy po całusie odsunęła się jeszcze bardziej - uśmiechnięta, wpół śledząca go spojrzeniem, wpół skupiająca się już na własnym podnoszącym z krawędzi fontanny ciele - jasnym stało się czym był ten niewinny dodatek: pożegnaniem.
- Nie bądź nieznajomym kiedy się znowu zobaczymy, bien? - poprosiła ze słodyczą niemal wypraną z ciężkiego jak piżmowe perfumy powabu, bliższą zwykłemu urokowi nastoletniej panny.
Specjalnie dobrała słowa pożegnania: "kiedy" zamiast "jeśli"; "zobaczymy" zamiast "spotkamy". Tak jak dotąd prowadziła konwersację na dwóch płaszczyznach i - o ile brzmiała całkowicie zwyczajnie - chciała mu też przekazać obietnicę, że i ona nie będzie go ignorować.
Ruszyła rozkołysanym krokiem ku wyjściu; wygładziła spódnicę, odrzuciła włosy na plecy zupełnie jakby musiała doprowadzić się do porządku po grzesznej schadzce. Odliczała powoli w głowie, z każdym krokiem i kolejnym jego taktem zaznaczonym wahadłowym ruchem bioder, kiedy się obejrzeć na Noah.
Bo z pewnością zamierzała się obejrzeć.
Jeszcze dwa kroki, jeden...
Położyła dłonie na drzwiach, niby gotowa pchnąć je i wyjść - do samego końca kokietka, udawała, że się nie obejrzy - po czym przystanęła widocznie na drzwi nie naciskając. Przeniosła ciężar ciała na jedną z nóg, szykując się na kolejny krok i... Rzuciła w kierunku nowego znajomego przeciągłe spojrzenie ponad ramieniem, uśmiechnięta w ten znaczący sposób, którym już zdążyła błysnąć.
Wyszła.
I skierowała się wprost do biblioteki - potrzebowała rozwiązania dla zagadki na jaką natrafiła ale jej wiedza, zdaje się, była zbyt wąska.
[z/t]
- Jesteś rzadkim okazem czarodzieja - stwierdziła cichuteńko wprost w jego ucho.
Tak - stwierdziła. Bardzo było wyraźne, że na koniec jej słów brakło znaku zapytania czy choćby wielokropka pozostawiającego nieco miejsca dla braku pewności. Była w końcu bardzo pewna, że wpadła na trop prawdy.
Nie zostawiła mu czasu na odpowiedź. Odrobinę się wycofała - dla łatwiejszego złożenia delikatnego pocałunku na policzku nowego znajomego. Było w tym coś z tego rozkosznego, uwodzicielskiego klimatu pół-słówek, co przejął szybko władzę nad ich spotkaniem, z drugiej strony - pojawiło się w nim coś nowego, niewinnego.
Dopiero kiedy po całusie odsunęła się jeszcze bardziej - uśmiechnięta, wpół śledząca go spojrzeniem, wpół skupiająca się już na własnym podnoszącym z krawędzi fontanny ciele - jasnym stało się czym był ten niewinny dodatek: pożegnaniem.
- Nie bądź nieznajomym kiedy się znowu zobaczymy, bien? - poprosiła ze słodyczą niemal wypraną z ciężkiego jak piżmowe perfumy powabu, bliższą zwykłemu urokowi nastoletniej panny.
Specjalnie dobrała słowa pożegnania: "kiedy" zamiast "jeśli"; "zobaczymy" zamiast "spotkamy". Tak jak dotąd prowadziła konwersację na dwóch płaszczyznach i - o ile brzmiała całkowicie zwyczajnie - chciała mu też przekazać obietnicę, że i ona nie będzie go ignorować.
Ruszyła rozkołysanym krokiem ku wyjściu; wygładziła spódnicę, odrzuciła włosy na plecy zupełnie jakby musiała doprowadzić się do porządku po grzesznej schadzce. Odliczała powoli w głowie, z każdym krokiem i kolejnym jego taktem zaznaczonym wahadłowym ruchem bioder, kiedy się obejrzeć na Noah.
Bo z pewnością zamierzała się obejrzeć.
Jeszcze dwa kroki, jeden...
Położyła dłonie na drzwiach, niby gotowa pchnąć je i wyjść - do samego końca kokietka, udawała, że się nie obejrzy - po czym przystanęła widocznie na drzwi nie naciskając. Przeniosła ciężar ciała na jedną z nóg, szykując się na kolejny krok i... Rzuciła w kierunku nowego znajomego przeciągłe spojrzenie ponad ramieniem, uśmiechnięta w ten znaczący sposób, którym już zdążyła błysnąć.
Wyszła.
I skierowała się wprost do biblioteki - potrzebowała rozwiązania dla zagadki na jaką natrafiła ale jej wiedza, zdaje się, była zbyt wąska.
[z/t]
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.