28-03-2021, 09:09 PM
- Możemy tylko mieć nadzieję, że lekcja wsiąkła - zgodziła się ze skinieniem głowy.
Nie każdy w końcu uczył się na błędach zwłaszcza kiedy ich konsekwencje nie były szczególnie bolesne. Ori mogła powiedzieć z własnego doświadczenia, że nie zawsze lekcja wsiąkała po pierwszym razie. Nie miała zamiaru dać sobie uciąć ręki za przekonanie, że wszyscy inny mają tak samo, nie była równie jak dziadek gotowa na utratę ważnych elementów ciała, ale palec na podobny zakład mogłaby do puli dorzucić.
Uśmiechnęła się szerzej na określenie jej twarzy jako mającej zagubiony wyraz. Cóż, nie miała wcześniej takiego zamiaru, ale najwidoczniej jej oczy mówiły w tej całej sytuacji wyraźniej niż reszta buźki, zdradzając stan ducha. A ten był bardzo zagubiony i równie sfrustrowany. Nieważne! Skoro ściągnęło to pomocną duszyczkę do boku, niech będzie i tak, że wyglądała na zagubioną. Nawet jeśli nie podobała się jej myśl o tym wcale a wcale. Co do określania potrzeby pomocy potrzebą?
Oriane nienawidziła używać zwrotu "potrzebuję pomocy" w każdym języku. Sugerowało, że osoba pomagająca robiła jej łaskę; ktoś mniej szczodry mógł uznać, że jest mu dłużna za poświęcony czas, za tę łaskę pomocy. Kiedy określała pomoc "potrzebą" mogła uniknąć potencjalnej ceny zwykłym stwierdzeniem, że pomocnik stał się jej bohaterem. Albo innym słownym wymiganiem się, wszystko jedno.
- Miałabym na myśli parę tytułów gdybym była w bibliotece Beauxbatons. Na nieszczęście Angielska literatura akademicka jest mi całkowicie obcym terytorium - odparła, nieco rozbawiona, dla podkreślenia swoich słów eksponując nieco słownik jaki ze sobą przyniosła.
Miał jej pomóc nie tylko w rozumieniu treści ksiąg ale i w poprzedzającym ich czytanie poszukiwaniu tytułów. W końcu nie było to aż taką oczywistością, jeśli się nie uczyło w anglojęzycznej szkole, że Cours de Métamorphose to Transmutacja albo że Lutins de Cornouaille zwane są chochlikami Kornwalijskimi; "Lutins" w końcu znaczeniowo było bliższe "elfom" niż "chochlikom". Tak, można się było w tym wszystkim pogubić i Oriane tylko czekała dnia aż braciszek przyjdzie żeby skorzystać z jej słownika o ile nie wziął własnego - bo w sumie nie była pewna.
Przymrużyła lewe oko słuchając uważnie dziewczyny. Łatwiej było od razu znać nazwy odpowiednich działów zamiast poświęcać czas na próby ich rozszyfrowania. Co prawda nie było to straszliwie pomocne jeśli chodziło o umiejscowienie regałów... A, nie, czekaj! Nieznajoma zamierzała ją poprowadzić na miejsce.
- Merci mille fois! - Uśmiechnięta szeroko, aktualnie nawet szczerze, podziękowała nieznajomej, zwracając się we wskazanym kierunku.
Była prawdziwym bohaterem tej niedzieli, ta mademoiselle, i Ori była jej wdzięczna. Autentycznie wdzięczna.
Nie każdy w końcu uczył się na błędach zwłaszcza kiedy ich konsekwencje nie były szczególnie bolesne. Ori mogła powiedzieć z własnego doświadczenia, że nie zawsze lekcja wsiąkała po pierwszym razie. Nie miała zamiaru dać sobie uciąć ręki za przekonanie, że wszyscy inny mają tak samo, nie była równie jak dziadek gotowa na utratę ważnych elementów ciała, ale palec na podobny zakład mogłaby do puli dorzucić.
Uśmiechnęła się szerzej na określenie jej twarzy jako mającej zagubiony wyraz. Cóż, nie miała wcześniej takiego zamiaru, ale najwidoczniej jej oczy mówiły w tej całej sytuacji wyraźniej niż reszta buźki, zdradzając stan ducha. A ten był bardzo zagubiony i równie sfrustrowany. Nieważne! Skoro ściągnęło to pomocną duszyczkę do boku, niech będzie i tak, że wyglądała na zagubioną. Nawet jeśli nie podobała się jej myśl o tym wcale a wcale. Co do określania potrzeby pomocy potrzebą?
Oriane nienawidziła używać zwrotu "potrzebuję pomocy" w każdym języku. Sugerowało, że osoba pomagająca robiła jej łaskę; ktoś mniej szczodry mógł uznać, że jest mu dłużna za poświęcony czas, za tę łaskę pomocy. Kiedy określała pomoc "potrzebą" mogła uniknąć potencjalnej ceny zwykłym stwierdzeniem, że pomocnik stał się jej bohaterem. Albo innym słownym wymiganiem się, wszystko jedno.
- Miałabym na myśli parę tytułów gdybym była w bibliotece Beauxbatons. Na nieszczęście Angielska literatura akademicka jest mi całkowicie obcym terytorium - odparła, nieco rozbawiona, dla podkreślenia swoich słów eksponując nieco słownik jaki ze sobą przyniosła.
Miał jej pomóc nie tylko w rozumieniu treści ksiąg ale i w poprzedzającym ich czytanie poszukiwaniu tytułów. W końcu nie było to aż taką oczywistością, jeśli się nie uczyło w anglojęzycznej szkole, że Cours de Métamorphose to Transmutacja albo że Lutins de Cornouaille zwane są chochlikami Kornwalijskimi; "Lutins" w końcu znaczeniowo było bliższe "elfom" niż "chochlikom". Tak, można się było w tym wszystkim pogubić i Oriane tylko czekała dnia aż braciszek przyjdzie żeby skorzystać z jej słownika o ile nie wziął własnego - bo w sumie nie była pewna.
Przymrużyła lewe oko słuchając uważnie dziewczyny. Łatwiej było od razu znać nazwy odpowiednich działów zamiast poświęcać czas na próby ich rozszyfrowania. Co prawda nie było to straszliwie pomocne jeśli chodziło o umiejscowienie regałów... A, nie, czekaj! Nieznajoma zamierzała ją poprowadzić na miejsce.
- Merci mille fois! - Uśmiechnięta szeroko, aktualnie nawet szczerze, podziękowała nieznajomej, zwracając się we wskazanym kierunku.
Była prawdziwym bohaterem tej niedzieli, ta mademoiselle, i Ori była jej wdzięczna. Autentycznie wdzięczna.
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.