29-03-2021, 12:03 AM
Romilly słuchał ich z najwyższą uwagą, ostrożnie wodząc w milczeniu wzrokiem między matką a dziewczyną. Widział doskonale, że Isidore nie jest zadowolona z tego spotkania, co więcej, irytowało ją... No dobra, była ze startu nastawiona negatywnie, a po podaniu nazwiska, o które musiała się o zgrozo upomnieć, tym bardziej po prostu skreśliła ją z listy osób godnych uwagi. Nie to jednak było najgorsze.
Mi też miło panią poznać. Romilly spojrzał na Saoirse z niemym "what the fuck" wymalowanym na twarzy. Z kolei Isidore zdawała się być nieporuszona, jednak chłopak wiedział. Widział jak jej oczy zalśniły tym agresywnym błyskiem. I chociaż Puchonka wyglądała niewinnie, szczerze nie wiedział czy celowo wyjechała z takim tekstem, czy nie. Chociaż teraz nie miało to większego znaczenia.
- Tak sądziłam. - Skomentowała rodzicielka, odpowiadając na swoje podejrzenia, że Saoirse jest nikim ważnym, posyłając synowi pełne wyrzutu spojrzenie.
- Matko, ja w zasadzie już będę... - Zaczął Romilly pospiesznie, jednak uciszyło go całkowicie ledwie uniesienie otwartej dłoni w geście prośby o milczenie. Zerknął na swoje rzeczy i Saoirse nerwowo, myśląc pełną parą co mógłby zrobić żeby uratować... Cóż, i ją i siebie. W tym czasie kobieta już świdrowała wzrokiem rudowłosą.
- Przykro mi stwierdzić, że "też" jest tu nieodpowiednim słowem, drogie dziecko. - Powiedziała uprzejmie, mimo że dosłownie przyznała, że nie cieszy ją zbytnio to zapoznanie. - Wolałabym żebyś nie obściskiwała mojego syna, w szczególności przy ludziach. W końcu wasza relacja ma przed sobą ledwie trzy lata, nie chciałabym żeby którekolwiek z Was zbytnio się spoufalało. To szkodzi nauce przede wszystkim, Romilly. - Ostatnie zdanie powiedziała z naciskiem, przenosząc spojrzenie na syna.
To był moment, w którym Romilly już wiedział, że trzeba uciekać. Ta kobieta chciała dosłownie kazać Saoirse spadać na drzewo w ich relacji, i choć może kiedyś Ślizgon by jej nawet pomógł, teraz już nie było o tym mowy. Nie było odwrotu od tego, że zaczęło mu zależeć. Niemalże wyrwał wózek z rzeczami od skrzata, choć ten zupełnie nie oponował.
- Dobrze, mamo, będziemy wiedzieć, ale pociąg zaraz odjeżdża. - Powiedział pewnie, pospiesznie, chwytając Saoirse zdecydowanie za nadgarstek i ciągnąc ze sobą. - Same najwyższe stopnie, słowo honoru. - Dodał przy tym, chcąc z kolei troszkę wybielić swój przeklęty zadek, który już po matce zostawianej w tyle widział, że ma przesrane. I już był przerażony, co tylko pokazywały jego ciemniejące włosy. O których nie wiedział. Cholera. Nawet zresztą jak sunęli agresywnie w tłum, Romilly nieco boleśnie targając za sobą Puchonkę, trzymając jej rękę niczym w imadle, czuł na sobie wzrok rodzicielki. Wyjec? O nie, to nie był ten typ rodzica. Ale wiedział, że kobieta nie zapomni o tej sytuacji.
Mi też miło panią poznać. Romilly spojrzał na Saoirse z niemym "what the fuck" wymalowanym na twarzy. Z kolei Isidore zdawała się być nieporuszona, jednak chłopak wiedział. Widział jak jej oczy zalśniły tym agresywnym błyskiem. I chociaż Puchonka wyglądała niewinnie, szczerze nie wiedział czy celowo wyjechała z takim tekstem, czy nie. Chociaż teraz nie miało to większego znaczenia.
- Tak sądziłam. - Skomentowała rodzicielka, odpowiadając na swoje podejrzenia, że Saoirse jest nikim ważnym, posyłając synowi pełne wyrzutu spojrzenie.
- Matko, ja w zasadzie już będę... - Zaczął Romilly pospiesznie, jednak uciszyło go całkowicie ledwie uniesienie otwartej dłoni w geście prośby o milczenie. Zerknął na swoje rzeczy i Saoirse nerwowo, myśląc pełną parą co mógłby zrobić żeby uratować... Cóż, i ją i siebie. W tym czasie kobieta już świdrowała wzrokiem rudowłosą.
- Przykro mi stwierdzić, że "też" jest tu nieodpowiednim słowem, drogie dziecko. - Powiedziała uprzejmie, mimo że dosłownie przyznała, że nie cieszy ją zbytnio to zapoznanie. - Wolałabym żebyś nie obściskiwała mojego syna, w szczególności przy ludziach. W końcu wasza relacja ma przed sobą ledwie trzy lata, nie chciałabym żeby którekolwiek z Was zbytnio się spoufalało. To szkodzi nauce przede wszystkim, Romilly. - Ostatnie zdanie powiedziała z naciskiem, przenosząc spojrzenie na syna.
To był moment, w którym Romilly już wiedział, że trzeba uciekać. Ta kobieta chciała dosłownie kazać Saoirse spadać na drzewo w ich relacji, i choć może kiedyś Ślizgon by jej nawet pomógł, teraz już nie było o tym mowy. Nie było odwrotu od tego, że zaczęło mu zależeć. Niemalże wyrwał wózek z rzeczami od skrzata, choć ten zupełnie nie oponował.
- Dobrze, mamo, będziemy wiedzieć, ale pociąg zaraz odjeżdża. - Powiedział pewnie, pospiesznie, chwytając Saoirse zdecydowanie za nadgarstek i ciągnąc ze sobą. - Same najwyższe stopnie, słowo honoru. - Dodał przy tym, chcąc z kolei troszkę wybielić swój przeklęty zadek, który już po matce zostawianej w tyle widział, że ma przesrane. I już był przerażony, co tylko pokazywały jego ciemniejące włosy. O których nie wiedział. Cholera. Nawet zresztą jak sunęli agresywnie w tłum, Romilly nieco boleśnie targając za sobą Puchonkę, trzymając jej rękę niczym w imadle, czuł na sobie wzrok rodzicielki. Wyjec? O nie, to nie był ten typ rodzica. Ale wiedział, że kobieta nie zapomni o tej sytuacji.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."