06-04-2021, 12:54 AM
Choć nie dla każdego z nauczycieli obowiązkiem było podróżować do Hogwartu pociągiem, Logan nie przepuszczał tej okazji. Uwielbiał podróżne na tyle, że co roku ekscytowała go możliwość spędzenia dziewięciu godzin obserwacji widoków z okna pędzącego ekspresu Londyn-Hogwart. Niemalże tak samo, jak za swoich lat szkolnych.
No dobrze, to nie tak, że tylko siedział w przedziale z nosem przylepionym do szyby, bo rzetelnie spełniał swoje profesorskie obowiązki, ale nie przeszkadzało mu to w cieszeniu się tym poczuciem powrotu do lat uczniowskich.
Na peron przybył niemalże na styk, mając wszystko wykalkulowane na tyle, żeby nie wskakiwać na ostatnią chwilę do odjeżdżającego już pociągu, ale z pewnością nie mając też zbyt wiele czasu na pogaduszki z rodzicami, czy nadgorliwymi studentami swojego przedmiotu. Przyzwyczajony do tego, że zwracał na siebie uwagę nie tylko nowych uczniów, ale i wielu starszych, tak jak i rodziców, parł przez tłum podróżnych, niczym lodołamacz. Nie żeby się rozpychał, po prostu jakoś tak naturalnie ludzie rozstępowali się przed nim, niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem, czy co to za legendy sobie tam mugole opowiadają.
Mogąc widzieć większość gawiedzi z góry, wcale nietrudno było dojrzeć znajome twarze. Tu komuś machnął, tam komuś skinął, uśmiechnął się szerzej, a w pewnej chwili jego wyrośnięta sylwetka zniknęła. Znaczy się nie tak, że całkiem zniknęła, po prostu schylił się, chcąc tym samym nieco schować się w tłumie.
Dla większości otaczających go uczniów i rodziców było to dość zaskakujące zachowanie, a niektórzy nawet zaczęli odchodzić w popłochu, odciągając soje pociechy od przyczajonego Logana przemykającego wyjątkowo zwinnie - jak na swoje rozmiary - pomiędzy podróżnymi. Po chwili tajemnica jego "skradania" rozwiązała się dla tych, którzy może zastanawiali się co też takiego do cholery robi ten niespełna rozumu profesor (zdawało mu się, że usłyszał komentarze typu "TO jest/ma być nauczyciel mojego dziecka?!", ale jakoś zupełnie się tym nie przejął). Logan podbiegł niczym dziki zwierz - uśmiechając się równie dziko - do niczego nie spodziewającej się Beatrice stojącej do niego akurat tyłem i bez najmniejszego wysiłku porwał ją w ramiona, unosząc na moment w niedźwiedzim uścisku. Równie szybko i niespodziewanie odstawił ją na ziemię, przytrzymując stabilnie zanim sama nie złapała równowagi.
- Oto właściwa kobieta na właściwym stanowisku, pilnująca porządku już na peronie. - Nikt go w sumie nie pytał, ale tyle zdziwionych spojrzeń teraz ich obserwowało, że wypadało wyjaśnić sytuację. Dobrze wiedział, że to zaskoczenie to z zupełnie innego powodu, ale po co miał na to zwracać uwagę? Nawet jeśli bywał młodzieńczo niepoważny w przeróżnych sytuacjach, to lepiej brać go na poważnie na lekcjach, bo konsekwencje mogą niektórych bardzo niemile zaskoczyć.
No dobrze, to nie tak, że tylko siedział w przedziale z nosem przylepionym do szyby, bo rzetelnie spełniał swoje profesorskie obowiązki, ale nie przeszkadzało mu to w cieszeniu się tym poczuciem powrotu do lat uczniowskich.
Na peron przybył niemalże na styk, mając wszystko wykalkulowane na tyle, żeby nie wskakiwać na ostatnią chwilę do odjeżdżającego już pociągu, ale z pewnością nie mając też zbyt wiele czasu na pogaduszki z rodzicami, czy nadgorliwymi studentami swojego przedmiotu. Przyzwyczajony do tego, że zwracał na siebie uwagę nie tylko nowych uczniów, ale i wielu starszych, tak jak i rodziców, parł przez tłum podróżnych, niczym lodołamacz. Nie żeby się rozpychał, po prostu jakoś tak naturalnie ludzie rozstępowali się przed nim, niczym Morze Czerwone przed Mojżeszem, czy co to za legendy sobie tam mugole opowiadają.
Mogąc widzieć większość gawiedzi z góry, wcale nietrudno było dojrzeć znajome twarze. Tu komuś machnął, tam komuś skinął, uśmiechnął się szerzej, a w pewnej chwili jego wyrośnięta sylwetka zniknęła. Znaczy się nie tak, że całkiem zniknęła, po prostu schylił się, chcąc tym samym nieco schować się w tłumie.
Dla większości otaczających go uczniów i rodziców było to dość zaskakujące zachowanie, a niektórzy nawet zaczęli odchodzić w popłochu, odciągając soje pociechy od przyczajonego Logana przemykającego wyjątkowo zwinnie - jak na swoje rozmiary - pomiędzy podróżnymi. Po chwili tajemnica jego "skradania" rozwiązała się dla tych, którzy może zastanawiali się co też takiego do cholery robi ten niespełna rozumu profesor (zdawało mu się, że usłyszał komentarze typu "TO jest/ma być nauczyciel mojego dziecka?!", ale jakoś zupełnie się tym nie przejął). Logan podbiegł niczym dziki zwierz - uśmiechając się równie dziko - do niczego nie spodziewającej się Beatrice stojącej do niego akurat tyłem i bez najmniejszego wysiłku porwał ją w ramiona, unosząc na moment w niedźwiedzim uścisku. Równie szybko i niespodziewanie odstawił ją na ziemię, przytrzymując stabilnie zanim sama nie złapała równowagi.
- Oto właściwa kobieta na właściwym stanowisku, pilnująca porządku już na peronie. - Nikt go w sumie nie pytał, ale tyle zdziwionych spojrzeń teraz ich obserwowało, że wypadało wyjaśnić sytuację. Dobrze wiedział, że to zaskoczenie to z zupełnie innego powodu, ale po co miał na to zwracać uwagę? Nawet jeśli bywał młodzieńczo niepoważny w przeróżnych sytuacjach, to lepiej brać go na poważnie na lekcjach, bo konsekwencje mogą niektórych bardzo niemile zaskoczyć.