11-04-2021, 01:48 AM
Machnęła ręką, jakby totalnie bagatelizując sprawę kuzynki. Nie martwiła się o nią, w końcu była dużą dziewczynką, na pewno sobie poradzi i znajdzie drogę. A w tak zwanym międzyczasie mogła spędzić miłe kilka chwil z jedną ze swoich ulubionych osób - Saoirse! Poza tym kto powiedział, że nie mogą sobie zrobić babskiej Puchońskiej wyprawy? Wszyscy byli tacy przekonani, że Puchoni to ciapy i dzieci słońca, które niczym hippisi skaczą nago po kwietnych łąkach z pieśnią na ustach. Cóż, nie mylili się zbyt wiele, bo Aurora była dokładnie taką Puchonką, ale poza tym miała dużo więcej do zaoferowania. Przede wszystkim była nieustraszona i realizowała swoje szalone pomysły niemalże od ręki. Jak wiele osób porywało się na tego typu rzeczy? Pewnie Gryfoni uparliby się, że każdy z nich, ale mimo wszystko Flosadóttir nigdy nie była w stanie namówić nikogo z nich na wyprawę poszukiwawczą w głąb Zakazanego Lasu. I naprawdę nie podejrzewała, żeby ktokolwiek z pozostałych uczniów znał puszczę tak dobrze, jak ona sama. Gajowy mógł się schować, z pewnością nie zapuszczał się dobrowolnie za daleko, a ona, Aurora? Dobrze wiedziała gdzie znajduje się gniazdo akromantul, raz widziała jednorożca, miała przyjemność spotkać centaury, z uporem maniaka szukała (już wyrośniętych) szczeniąt wilkołaków, odnalazła tajemnicze ruiny na tyle oddalone od szkoły, że powrót do zamku zajął jej ponad dwie godziny... Nie, nie miała sobie równych, była o tym przekonana. A teraz chciała w końcu spotkać trytony zamieszkujące dno jeziora.
Uśmiechnęła się szeroko, z powodzeniem wzbudziwszy zainteresowanie Sao. Był to uśmiech tak promienny, jakby właśnie zamierzała zdradzić przyjaciółce gdzie znajduje się starożytny skarb wikingów, albo jeszcze inna bzdura.
- Wiedziałaś, że w szkolnym jeziorze mieszkają trytony? Pf, po co pytam, oczywiście, że wiedziałaś! To nie jest wcale tajemnicą. Znasz ten korytarz szklany w lochach, byłaś tam kiedyś? Ma rewelacyjne widoki na przynajmniej część dna i w nocy można tam zauważyć przeróżne stworzenia. Widziałam trytony! - Czy aby na pewno? A może to był sen? Ciężko powiedzieć, bo kipiał z niej taki entuzjazm, jakby zaraz miała eksplodować z podniecenia. - Poza tym tata mi o nich mówił. Wiesz, chcę nauczyć się między innymi języka trytońskiego, znam nawet kilka słów. - Wydała z siebie dziwne, szczekliwe dźwięki, które nie przypominały nic w jakikolwiek sposób zbliżonego do ludzkiej mowy. - To znaczy "miło mi cię poznać". Chcę je znaleźć, bo jak najlepiej nauczyć się języka, jeśli właśnie nie z kimś, kto używa go płynnie? A dzisiejszy dzień jest tak samo dobry, jak każdy inny, prawda? No i kuzynce wysłałam sowę, dlatego o nią pytałam. Chcesz się wybrać z nami? - Oczywiście z góry założyła, że kuzynka z entuzjazmem przystanie na pomysł wyprawy, a nie że użyje tonu nudnej odpowiedzialnej uczennicy i stwierdzi, że Aurora postradała zmysły. A jeśli dołączy do nich Sao, to już w ogóle na pewno się zgodzi!
W trakcie tego potoku słów, obserwowała Puchonkę przygotowującą się do wejścia do wody. Z uśmiechem zauważyła, że O'Donovan najpierw wchodzi po kolana, a za chwilę wraca na brzeg, żeby się rozebrać. Nie był to pierwszy raz, kiedy widziały się czy w bieliźnie, czy nawet zdarzyło się pewnie i bez gdzieś pod prysznicami. Aurora nie miała kompleksów na punkcie swojego ciała i uważała, że nikt nie powinien. Potrafiła docenić piękno, ale nie gapiła się na nikogo niczym jakiś oblech. No dobra, zdarzało jej się zagapić, ale raczej nie w takich sytuacjach.
- Na początek możemy się po prostu przepłynąć, żeby przyzwyczaić się do wody. I nie chciałabym, żebyś mi utonęła tu! - Zaśmiała się krótko, po czym zrównała się z Sao i razem zaczęły coraz bardziej się zagłębiać. Kolana, uda, biodra, pas. Przy dnie woda stawała się chłodniejsza, ale na powierzchni wciąż była całkiem cieplutka i przyjemna, ułatwiało to stopniowe zanurzanie.
Uśmiechnęła się szeroko, z powodzeniem wzbudziwszy zainteresowanie Sao. Był to uśmiech tak promienny, jakby właśnie zamierzała zdradzić przyjaciółce gdzie znajduje się starożytny skarb wikingów, albo jeszcze inna bzdura.
- Wiedziałaś, że w szkolnym jeziorze mieszkają trytony? Pf, po co pytam, oczywiście, że wiedziałaś! To nie jest wcale tajemnicą. Znasz ten korytarz szklany w lochach, byłaś tam kiedyś? Ma rewelacyjne widoki na przynajmniej część dna i w nocy można tam zauważyć przeróżne stworzenia. Widziałam trytony! - Czy aby na pewno? A może to był sen? Ciężko powiedzieć, bo kipiał z niej taki entuzjazm, jakby zaraz miała eksplodować z podniecenia. - Poza tym tata mi o nich mówił. Wiesz, chcę nauczyć się między innymi języka trytońskiego, znam nawet kilka słów. - Wydała z siebie dziwne, szczekliwe dźwięki, które nie przypominały nic w jakikolwiek sposób zbliżonego do ludzkiej mowy. - To znaczy "miło mi cię poznać". Chcę je znaleźć, bo jak najlepiej nauczyć się języka, jeśli właśnie nie z kimś, kto używa go płynnie? A dzisiejszy dzień jest tak samo dobry, jak każdy inny, prawda? No i kuzynce wysłałam sowę, dlatego o nią pytałam. Chcesz się wybrać z nami? - Oczywiście z góry założyła, że kuzynka z entuzjazmem przystanie na pomysł wyprawy, a nie że użyje tonu nudnej odpowiedzialnej uczennicy i stwierdzi, że Aurora postradała zmysły. A jeśli dołączy do nich Sao, to już w ogóle na pewno się zgodzi!
W trakcie tego potoku słów, obserwowała Puchonkę przygotowującą się do wejścia do wody. Z uśmiechem zauważyła, że O'Donovan najpierw wchodzi po kolana, a za chwilę wraca na brzeg, żeby się rozebrać. Nie był to pierwszy raz, kiedy widziały się czy w bieliźnie, czy nawet zdarzyło się pewnie i bez gdzieś pod prysznicami. Aurora nie miała kompleksów na punkcie swojego ciała i uważała, że nikt nie powinien. Potrafiła docenić piękno, ale nie gapiła się na nikogo niczym jakiś oblech. No dobra, zdarzało jej się zagapić, ale raczej nie w takich sytuacjach.
- Na początek możemy się po prostu przepłynąć, żeby przyzwyczaić się do wody. I nie chciałabym, żebyś mi utonęła tu! - Zaśmiała się krótko, po czym zrównała się z Sao i razem zaczęły coraz bardziej się zagłębiać. Kolana, uda, biodra, pas. Przy dnie woda stawała się chłodniejsza, ale na powierzchni wciąż była całkiem cieplutka i przyjemna, ułatwiało to stopniowe zanurzanie.