25-04-2021, 03:42 AM
- Serio? Myślałam, że tyle czasu, to jednak coś się tam stało... Chyba że stało, tylko coś innego?
Tak, najpewniej Ślizgon chciał zamknąć temat w ostatnim zdaniu, ale Saoirse niekoniecznie zrozumiała sugestię... Czy też ogólne potrzeby Romilly'ego zazwyczaj.
A jednak przynajmniej po kolejnych z jego wypowiedzi wyczuła, że coś jest nie tak bardziej niż na co dzień. Zdawało jej się nawet, że wykracza to w pewnym stopniu poza to, o czym powiedział na głos. Saoirse faktycznie na chwilę zamilkła ze smutną miną. Naprawdę chciała dla niego jak najlepiej. Dla niego i dla zdecydowanej większości osób w swoim otoczeniu, ale z jakiegoś powodu obrała sobie go za jakąś dziwną misję, o której niewiele myślała. Po prostu samo jakoś się działo... Przysiadła się do niego w końcu raz, drugi, trzeci, a potem jakoś to poszło.
Po kilku krokach w ciszy, odezwała się wreszcie ponownie:
- Ale coś się stało, czy to tak po prostu nie mogłeś spać, czy coś?
Przez kolejne kilka kroków obdarzyła go jeszcze jedną chwilą ciszy.
- Wiesz, jak mi na przykład czasem jest źle, to pomaga, jak przejdę się i może gdzieś przysiądę, na błoniach, na spokojnie i to nawet nie tak, żeby z kimś gadać - zaczęła łagodniejszym tonem i znacznie ciszej, niż miała to w zwyczaju. - Chcesz się może przejść? Wiesz, nawet ja bym na przykład mogła wziąć właśnie tę książkę i ogarnąć o co tam dokładnie chodziło, a ty... Nie wiem, czy masz coś do przepracowania, ale to nawet tak posiedzieć na świeżym powietrzu jest już chyba miło i potem się lepiej śpi?
Przez cały ten czas obserwowała go bardzo uważnie, starając się ocenić, na ile ma jej tak właściwie dosyć. Może nie łapała niektórych sugestii, ale jak powiedział wprost, że nie bardzo ma ochotę na rozmowy, dało jej to do myślenia. A jednak jeśli zależałoby to od niej, nie chciałaby, żeby izolował się w takich momentach całkowicie. To nie brzmiało pomocnie.
Tak, najpewniej Ślizgon chciał zamknąć temat w ostatnim zdaniu, ale Saoirse niekoniecznie zrozumiała sugestię... Czy też ogólne potrzeby Romilly'ego zazwyczaj.
A jednak przynajmniej po kolejnych z jego wypowiedzi wyczuła, że coś jest nie tak bardziej niż na co dzień. Zdawało jej się nawet, że wykracza to w pewnym stopniu poza to, o czym powiedział na głos. Saoirse faktycznie na chwilę zamilkła ze smutną miną. Naprawdę chciała dla niego jak najlepiej. Dla niego i dla zdecydowanej większości osób w swoim otoczeniu, ale z jakiegoś powodu obrała sobie go za jakąś dziwną misję, o której niewiele myślała. Po prostu samo jakoś się działo... Przysiadła się do niego w końcu raz, drugi, trzeci, a potem jakoś to poszło.
Po kilku krokach w ciszy, odezwała się wreszcie ponownie:
- Ale coś się stało, czy to tak po prostu nie mogłeś spać, czy coś?
Przez kolejne kilka kroków obdarzyła go jeszcze jedną chwilą ciszy.
- Wiesz, jak mi na przykład czasem jest źle, to pomaga, jak przejdę się i może gdzieś przysiądę, na błoniach, na spokojnie i to nawet nie tak, żeby z kimś gadać - zaczęła łagodniejszym tonem i znacznie ciszej, niż miała to w zwyczaju. - Chcesz się może przejść? Wiesz, nawet ja bym na przykład mogła wziąć właśnie tę książkę i ogarnąć o co tam dokładnie chodziło, a ty... Nie wiem, czy masz coś do przepracowania, ale to nawet tak posiedzieć na świeżym powietrzu jest już chyba miło i potem się lepiej śpi?
Przez cały ten czas obserwowała go bardzo uważnie, starając się ocenić, na ile ma jej tak właściwie dosyć. Może nie łapała niektórych sugestii, ale jak powiedział wprost, że nie bardzo ma ochotę na rozmowy, dało jej to do myślenia. A jednak jeśli zależałoby to od niej, nie chciałaby, żeby izolował się w takich momentach całkowicie. To nie brzmiało pomocnie.