26-04-2021, 05:07 PM
Zerknął na nią kiedy milczała, co możliwie skłoniło ją do odpowiedzi. Ewentualnie to był przypadek, jednak tak czy inaczej zaraz się rozwinęła bardziej, angażując się w wizję wyjścia na dwór razem, tylko po to by zaraz zwątpić w jego intencje. Nie dziwne, na jej miejscu też pewnie by zwątpił. Skinął jednak głową krótko, znowu zwracając wzrok przed siebie.
- Okej, to mogę z tobą iść. - Powiedział spokojnie. Bo to był jednak on, nie będzie mówił, że tak, chce koniecznie, czy też nalegał, tym bardziej, że ta decyzja była spontaniczna na tyle, że sam nie był tak całkiem pewien czy jest dobra. Ale trzymał się jej, tak jak trzymał się tego, że akceptuje w swoim otoczeniu Saoirse każdego innego dnia.
Poza tym tak naprawdę świeże powietrze mogło wcale nie być takim złym pomysłem. Zawsze to odrobinę cichsze miejsce, raczej przesiąknięte naturalnym szumem otoczenia nie tylko nie wpływającym na ludzkie zmysły źle, ale w jego przypadku przynajmniej będące po prostu kojącym. Jedynie czasem był za leniwy żeby ruszyć tyłek na spacer i wolał się snuć po lochach albo gnić w dormitorium czy bibliotece, gdzieś, gdzie jest cisza, spokój, niski odsetek ludzi... Ewentualnie panoszyć się w swojej kobeicej skórze i niszczyć ludziom dzień, co z jakiegoś wrednego powodu jemu poprawiało nastrój w pewnym sensie. Cóż... Był z domu węża, oto dlaczego.
zt. x2 => cd. przy wejściu do dormitorium Puchonów
- Okej, to mogę z tobą iść. - Powiedział spokojnie. Bo to był jednak on, nie będzie mówił, że tak, chce koniecznie, czy też nalegał, tym bardziej, że ta decyzja była spontaniczna na tyle, że sam nie był tak całkiem pewien czy jest dobra. Ale trzymał się jej, tak jak trzymał się tego, że akceptuje w swoim otoczeniu Saoirse każdego innego dnia.
Poza tym tak naprawdę świeże powietrze mogło wcale nie być takim złym pomysłem. Zawsze to odrobinę cichsze miejsce, raczej przesiąknięte naturalnym szumem otoczenia nie tylko nie wpływającym na ludzkie zmysły źle, ale w jego przypadku przynajmniej będące po prostu kojącym. Jedynie czasem był za leniwy żeby ruszyć tyłek na spacer i wolał się snuć po lochach albo gnić w dormitorium czy bibliotece, gdzieś, gdzie jest cisza, spokój, niski odsetek ludzi... Ewentualnie panoszyć się w swojej kobeicej skórze i niszczyć ludziom dzień, co z jakiegoś wrednego powodu jemu poprawiało nastrój w pewnym sensie. Cóż... Był z domu węża, oto dlaczego.
zt. x2 => cd. przy wejściu do dormitorium Puchonów
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."