26-04-2021, 11:32 PM
Jak już razem z Heather przebiły się przez tłum młodszych dzieciaków walczących o pierwszeństwo wejścia do wagonu i dotarły do wyjątkowo mało obleganych drzwi, przez które z łatwością mogły przejść. Znalezienie pustego przedziału jeszcze nie było takie trudne. April, wciąż czując nieznośny gorąc policzków, doszła do wniosku, że nie może czekać na rozpoczęcie podróży, potrzebowała chłodnego napoju natychmiast. Dobrze, że do lokomotywy i przedziału miłej pani z wózkiem z jedzeniem nie było daleko... Zostawiła przyjaciółkę i swoją fretkę w przedziale, rzuciła jedynie mało wyjaśniające "zaraz wracam, nie uciekaj", po czym ruszyła w wybranym kierunku, co chwilę zatrzymując się na korytarzu, żeby przepuścić innych podróżnych. Jak już dotarła do celu i błaganiami wysępiła dużych rozmiarów sok pomarańczowy z lodem (!), od razu wypiła trzy duże łyki.
Całe szczęście przyniosło to zamierzony efekt. Odetchnęła z ulgą jak tylko poczuła przyjemny chłód i w swoim odbiciu w szybie zauważyła, że nie rumieni się już tak okropnie jak pewnie jeszcze przed sekundą.
Popijając co chwilę z wolna ruszyła w drogę powrotną, starając się nie wpaść na nikogo ani nie rozlać napoju z pokaźnych rozmiarów kubka, w jakim go otrzymała. Nie było to w cale takie łatwe, szczególnie że w pewnej chwili trafiła na wyjątkowo liczną grupę podekscytowanych pierwszaków, które na wyjątkowo wysokim poziomie decybeli dyskutowały o tym kto siądzie przy oknie, kto trafi do Slytherinu, a kto przed chwią dłubał w nosie. Dzieci tak mało uwagi zwracały na otoczenie, że April musiała unieść kubek nad głową i lawirować między niewiele większymi od skrzatów osóbkami, jeśli nie chciała żadnego z nich zdeptać ani oblać.
W końcu mogła odetchnąć z ulgą, zostawiając hałaśliwą grupkę za sobą.
I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu ona sama byłą takim ledwo odrośniętym od ziemi krasnalem, który po raz pierwszy jechał do Hogwartu. Z sentymentalnym uśmiechem spojrzała przez ramię na dzieciaki i...
... i to był błąd, bo po kolejnych trzech krokach poczuła, jak nie tylko z czymś (kimś?) się zderza, ale też trzymany do tej pory w dłoni napój eksploduje. Nic więc dziwnego, że poczuła chłód szybko przemakającego sweterka. Z przerażeniem spojrzała na mokrą plamę na własnej piersi, i bliźniaczą mokrą plamę zdobiącą osobę, na którą wpadła. I czemu musiał to być akurat William? Sytuacja nagle stała się podwójnie niezręczna...
- O rany, przepraszam! Tak strasznie mi przykro, nie chciałam... - Wyjątkowo nieudolnie (i całkowicie nieskutecznie) usiłowała "strzepać" plamę z frontu jego ubrania, zanim jej własny zażenowany umysł nie ogarnął, że raczej w ten sposób nie pozbędzie się czegoś, co wsiąkło w materiał. Odruchowo zaczęła szukać swojej różdżki, zanim nie zorientowała się, że zostawiła ją w przedziale. I może nawet zniosłaby ten zawstydzający moment (jakby jej mało było uczucia zakłopotania dzisiaj...), gdyby nie obijający się w jej głowie śmiech Vatesa.
Zadanie: [6] Gdyby dowiedział się o tym mój ojciec, to...
Uczestnicy: William Joseph
Progress: Will olany!... znaczy, oblany. Niechcący.
Całe szczęście przyniosło to zamierzony efekt. Odetchnęła z ulgą jak tylko poczuła przyjemny chłód i w swoim odbiciu w szybie zauważyła, że nie rumieni się już tak okropnie jak pewnie jeszcze przed sekundą.
Popijając co chwilę z wolna ruszyła w drogę powrotną, starając się nie wpaść na nikogo ani nie rozlać napoju z pokaźnych rozmiarów kubka, w jakim go otrzymała. Nie było to w cale takie łatwe, szczególnie że w pewnej chwili trafiła na wyjątkowo liczną grupę podekscytowanych pierwszaków, które na wyjątkowo wysokim poziomie decybeli dyskutowały o tym kto siądzie przy oknie, kto trafi do Slytherinu, a kto przed chwią dłubał w nosie. Dzieci tak mało uwagi zwracały na otoczenie, że April musiała unieść kubek nad głową i lawirować między niewiele większymi od skrzatów osóbkami, jeśli nie chciała żadnego z nich zdeptać ani oblać.
W końcu mogła odetchnąć z ulgą, zostawiając hałaśliwą grupkę za sobą.
I pomyśleć, że jeszcze kilka lat temu ona sama byłą takim ledwo odrośniętym od ziemi krasnalem, który po raz pierwszy jechał do Hogwartu. Z sentymentalnym uśmiechem spojrzała przez ramię na dzieciaki i...
... i to był błąd, bo po kolejnych trzech krokach poczuła, jak nie tylko z czymś (kimś?) się zderza, ale też trzymany do tej pory w dłoni napój eksploduje. Nic więc dziwnego, że poczuła chłód szybko przemakającego sweterka. Z przerażeniem spojrzała na mokrą plamę na własnej piersi, i bliźniaczą mokrą plamę zdobiącą osobę, na którą wpadła. I czemu musiał to być akurat William? Sytuacja nagle stała się podwójnie niezręczna...
- O rany, przepraszam! Tak strasznie mi przykro, nie chciałam... - Wyjątkowo nieudolnie (i całkowicie nieskutecznie) usiłowała "strzepać" plamę z frontu jego ubrania, zanim jej własny zażenowany umysł nie ogarnął, że raczej w ten sposób nie pozbędzie się czegoś, co wsiąkło w materiał. Odruchowo zaczęła szukać swojej różdżki, zanim nie zorientowała się, że zostawiła ją w przedziale. I może nawet zniosłaby ten zawstydzający moment (jakby jej mało było uczucia zakłopotania dzisiaj...), gdyby nie obijający się w jej głowie śmiech Vatesa.