27-04-2021, 02:17 AM
- N-nie... - Skrzywiła się sama do siebie, zupełnie nie pojmując czemu w ogóle odpowiada na to wyraźnie retoryczne pytanie o jej sposób suszenia.
Nie ma to jak dumnie reprezentować Ravenclaw, inteligencja promieniuje!
Okej, "podwójnie niezręczna" to totalne niedopowiedzenie. Sytuacja była z dziesięć razy bardziej niezręczna, niż jakiekolwiek zażenowanie, jakie April czułą jeszcze kilka minut temu na peronie. Już pal licho, że wygłupiła się nie tylko rozlewając niemal litr soku na siebie i Willa, i chciała później ten sok strzepnąć. To jeszcze było w miarę do zniesienia, nawet przy akompaniamencie zanoszącego się śmiechem Vatesa, obecnie pokładającego się na drzwiach najbliższego zamkniętego przedziału i ocierającego łzy rozbawienia, wciąż powtarzającego jak bardzo Ape wykazuje się inteligencją.
To właśnie kolejne słowa Williama sprawiły, że Kingsley miała ochotę znaleźć jakiś kamień i się pod niego schować. Albo nawet wczołgać się pod siedzenie w przedziale i przesiedzieć tam na przykład cały rok szkolny.
Spróbowała się uśmiechnąć, żeby odebrać to jako totalnie żart, ale nie była w stanie pozbyć się zawstydzenia, które znowu zabarwiło jej policzki na strażacką czerwień. Zagryzła wargi i spuściła wzrok na trzymany wciąż w dłoni zgnieciony i przeciekający kubek, jakby miło jej to w czymkolwiek pomóc. Poczuła się tak totalnie onieśmielona jego totalną bezpośredniością - nawet jeśli żartobliwą! - że nie wiedziała jak ma konstruktywnie odpowiedzieć na ten komentarz. I nie był to pierwszy raz, jak wywołał w niej takie właśnie uczucie.
- Przed nikim nie uciekam, wracałam do przedziału - Zerknęła przelotnie obok Willa, gdzie aktualnie stał rozbawiony, widoczny tylko dla niej Vates. Kręcił głową z politowaniem, uśmiechając się ironicznie niemalże do stopnia sadyzmu.
Czemu właściwie czuła potrzebę tłumaczenia się przed Gryfonem? Mimo że nie widziała w jego ciemnych oczach nic poza rozbawieniem (co w sumie odrobinę ją zaskoczyło), to było jej na tyle niezręcznie, że bardzo nieudolnie i częściowo podświadomie próbowała ukryć zawstydzenie, jakie u niej wywołał ot, nastoletnim żarcikiem. Bo to przecież nie na serio?
- Byłam spragniona i po prostu... może lepiej jak już sobie pójdę... - Mamrotała to na tyle cicho, że Will mógł jej nawet nie usłyszeć. Nawet postąpiła krok w odpowiednim kierunku, żeby go wyminąć, ale najwyraźniej jej timing totalnie nawalał dzisiaj, bo od razu poczuła szturchnięcie przebiegającego obok pierwszaka, przez co resztka soku, która do tej pory ostała się w przeciekającym kubku, ostatecznie również wylądowała na przesiąkniętym materiale. I butach, tworząc wokoło pomarańczowawą kałużę. I wywołując kolejną salwę śmiechu słyszanego tylko przez nią.
April westchnęła ciężko, jakby chciała całe powietrze wypchnąć z płuc. Ile jeszcze kompromitacji czekało ją po drodze? Podróż jeszcze nawet dobrze się nie zaczęła.
- Przepraszam!... - Przetarła twarz dłonią, która nie była zajęta kurczowym ściskaniem już całkiem pokiereszowanego kubka. - Pójdę po różdżkę żeby to wysuszyć, w końcu to przeze mnie jest ci teraz pewnie... mokro. - Przez jego wcześniejszą wypowiedź zabrzmiała bardzo niepewnie na dobór własnych słów. Zmarszczyła odrobinę brwi i przygryzła wargę w grymasie zawstydzenia, kiedy to tylko przelotnie i przez ułamek sekundy spojrzała mu w oczy, nie będąc jakoś w stanie utrzymać jego spojrzenia dłużej. - Znaczy zimno, miałam na myśli zimno. Bo sok był zimny. Z lodem. Dlatego zimny. I pewnie ci zimno. - Pospieszyła z wyjaśnieniem swojej słownej wpadki, wcale nie czując się po tym stabilniej.
Nie ma to jak dumnie reprezentować Ravenclaw, inteligencja promieniuje!
Okej, "podwójnie niezręczna" to totalne niedopowiedzenie. Sytuacja była z dziesięć razy bardziej niezręczna, niż jakiekolwiek zażenowanie, jakie April czułą jeszcze kilka minut temu na peronie. Już pal licho, że wygłupiła się nie tylko rozlewając niemal litr soku na siebie i Willa, i chciała później ten sok strzepnąć. To jeszcze było w miarę do zniesienia, nawet przy akompaniamencie zanoszącego się śmiechem Vatesa, obecnie pokładającego się na drzwiach najbliższego zamkniętego przedziału i ocierającego łzy rozbawienia, wciąż powtarzającego jak bardzo Ape wykazuje się inteligencją.
To właśnie kolejne słowa Williama sprawiły, że Kingsley miała ochotę znaleźć jakiś kamień i się pod niego schować. Albo nawet wczołgać się pod siedzenie w przedziale i przesiedzieć tam na przykład cały rok szkolny.
Spróbowała się uśmiechnąć, żeby odebrać to jako totalnie żart, ale nie była w stanie pozbyć się zawstydzenia, które znowu zabarwiło jej policzki na strażacką czerwień. Zagryzła wargi i spuściła wzrok na trzymany wciąż w dłoni zgnieciony i przeciekający kubek, jakby miło jej to w czymkolwiek pomóc. Poczuła się tak totalnie onieśmielona jego totalną bezpośredniością - nawet jeśli żartobliwą! - że nie wiedziała jak ma konstruktywnie odpowiedzieć na ten komentarz. I nie był to pierwszy raz, jak wywołał w niej takie właśnie uczucie.
- Przed nikim nie uciekam, wracałam do przedziału - Zerknęła przelotnie obok Willa, gdzie aktualnie stał rozbawiony, widoczny tylko dla niej Vates. Kręcił głową z politowaniem, uśmiechając się ironicznie niemalże do stopnia sadyzmu.
Czemu właściwie czuła potrzebę tłumaczenia się przed Gryfonem? Mimo że nie widziała w jego ciemnych oczach nic poza rozbawieniem (co w sumie odrobinę ją zaskoczyło), to było jej na tyle niezręcznie, że bardzo nieudolnie i częściowo podświadomie próbowała ukryć zawstydzenie, jakie u niej wywołał ot, nastoletnim żarcikiem. Bo to przecież nie na serio?
- Byłam spragniona i po prostu... może lepiej jak już sobie pójdę... - Mamrotała to na tyle cicho, że Will mógł jej nawet nie usłyszeć. Nawet postąpiła krok w odpowiednim kierunku, żeby go wyminąć, ale najwyraźniej jej timing totalnie nawalał dzisiaj, bo od razu poczuła szturchnięcie przebiegającego obok pierwszaka, przez co resztka soku, która do tej pory ostała się w przeciekającym kubku, ostatecznie również wylądowała na przesiąkniętym materiale. I butach, tworząc wokoło pomarańczowawą kałużę. I wywołując kolejną salwę śmiechu słyszanego tylko przez nią.
April westchnęła ciężko, jakby chciała całe powietrze wypchnąć z płuc. Ile jeszcze kompromitacji czekało ją po drodze? Podróż jeszcze nawet dobrze się nie zaczęła.
- Przepraszam!... - Przetarła twarz dłonią, która nie była zajęta kurczowym ściskaniem już całkiem pokiereszowanego kubka. - Pójdę po różdżkę żeby to wysuszyć, w końcu to przeze mnie jest ci teraz pewnie... mokro. - Przez jego wcześniejszą wypowiedź zabrzmiała bardzo niepewnie na dobór własnych słów. Zmarszczyła odrobinę brwi i przygryzła wargę w grymasie zawstydzenia, kiedy to tylko przelotnie i przez ułamek sekundy spojrzała mu w oczy, nie będąc jakoś w stanie utrzymać jego spojrzenia dłużej. - Znaczy zimno, miałam na myśli zimno. Bo sok był zimny. Z lodem. Dlatego zimny. I pewnie ci zimno. - Pospieszyła z wyjaśnieniem swojej słownej wpadki, wcale nie czując się po tym stabilniej.