29-04-2021, 11:24 PM
Po raz pierwszy na pociąg do Hogwartu nie odprowadzali Steve'a oboje rodzice. Przez całe wakacje chłopak kursował pomiędzy ich domem w Avebury a ciasnym mieszkaniem ojca w Swindon, a jego rodzice nie tylko unikali siebie, lecz także w ogóle nie chcieli rozmawiać jedno o drugim. Steve łudził się, że zakopią topór wojenny (którego ponoć nie było) przynajmniej, żeby go pożegnać, ale najwidoczniej ich przecenił. Puchonowi od początku nie podobała się cała sytuacja i nie udawał, że jest inaczej, jednak w tym momencie zdecydowany był manifestować swoje rozgoryczenie najbardziej jak tylko umiał, całą swoją złość kierunkując na matkę, bo była pod ręką.
Przez cały ranek odpowiadał jej tylko burknięciami i unikał jej wzroku z nadąsaną miną, a kiedy przytuliła go na peronie, przez moment stał jak kołek, by po chwili wykręcić się z uścisku i odepchnąć jej ramiona. Wiedział, że ją rani i chociaż jemu też robiło się przez to smutno, był zdeterminowany, by ukarać ją za to, że nie było z nimi dziś taty.
Nie zatrzymywał się na długo na peronie. Rzucił Olive beznamiętne "mhm, pa" i ruszył w stronę pociągu najszybciej jak się dało, nawet nie oglądając się za siebie. Im bardziej jednak oddalał się od mamy, tym bardziej zaczynał żałować, że jej nie przytulił. Wsiadł do Expressu Hogwart z zamiarem zaszycia się w jakimś pustym przedziale, ale każdy okupowały już jakieś dzieciaki, które wisząc w otwartych oknach kończyły pożegnania z rodzinami. Steve czuł rosnącą w gardle gulę, a w głowie tłukł mu się obraz smutnej, stojącej na peronie mamy. A może chodziła wzdłuż pociągu, szukając go w którymś oknie? Nagle dotarło do niego, że był najgłupszym siurkiem pod słońcem i że nie przeżyje wyjazdu do szkoły bez pożegnania.
Próbował cofnąć się do wyjścia, ale drogę zagrodził m tłum wtaczających się do środka hogwartczyków. Na peronie rozległ się gwizd lokomotywy. Z rosnącą paniką Steve wpadł do pierwszego lepszego przedziału, który przypadkiem był nawet pusty. Przywarł do szyby, szukając w tłumie na platformie mamy. A co jeśli już poszła? Nie zdążył jej nawet pomachać. Jak miał wyjechać na pół roku nawet nie pomachawszy?
Drżącymi rękoma otworzył okno i opierając się na szybie, wychylił się przez nie aż do pasa. Zapominając zupełnie o wcześniejszych postanowieniach, wszelkich pryncypiach, szkolnej reputacji i własnej godności, wydarł się na całe gardło:
- MAMOOOOOOO! - Na peronie wrzało jak w ulu, ale Stevie nie wyobrażał sobie żyć z myślą, że jego mama wróci do domu, przekonana, że nie chciał się pożegnać. - MAMOOOOOOO! - Drzwi pociągu zamknęły się, a koła z ciężkim sapnięciem zaczęły powoli się obracać. I wtedy ją zobaczył. - MAMOOOOOOOOO! - wrzeszczał jakby od tego zależało jego życie i machał jak opętany. Ślizgał się butami po ściance pociągu i zupełnie nie bacząc na to, w którą stronę poleci, kiedy już straci równowagę, co było raczej kwestią czasu.
Przez cały ranek odpowiadał jej tylko burknięciami i unikał jej wzroku z nadąsaną miną, a kiedy przytuliła go na peronie, przez moment stał jak kołek, by po chwili wykręcić się z uścisku i odepchnąć jej ramiona. Wiedział, że ją rani i chociaż jemu też robiło się przez to smutno, był zdeterminowany, by ukarać ją za to, że nie było z nimi dziś taty.
Nie zatrzymywał się na długo na peronie. Rzucił Olive beznamiętne "mhm, pa" i ruszył w stronę pociągu najszybciej jak się dało, nawet nie oglądając się za siebie. Im bardziej jednak oddalał się od mamy, tym bardziej zaczynał żałować, że jej nie przytulił. Wsiadł do Expressu Hogwart z zamiarem zaszycia się w jakimś pustym przedziale, ale każdy okupowały już jakieś dzieciaki, które wisząc w otwartych oknach kończyły pożegnania z rodzinami. Steve czuł rosnącą w gardle gulę, a w głowie tłukł mu się obraz smutnej, stojącej na peronie mamy. A może chodziła wzdłuż pociągu, szukając go w którymś oknie? Nagle dotarło do niego, że był najgłupszym siurkiem pod słońcem i że nie przeżyje wyjazdu do szkoły bez pożegnania.
Próbował cofnąć się do wyjścia, ale drogę zagrodził m tłum wtaczających się do środka hogwartczyków. Na peronie rozległ się gwizd lokomotywy. Z rosnącą paniką Steve wpadł do pierwszego lepszego przedziału, który przypadkiem był nawet pusty. Przywarł do szyby, szukając w tłumie na platformie mamy. A co jeśli już poszła? Nie zdążył jej nawet pomachać. Jak miał wyjechać na pół roku nawet nie pomachawszy?
Drżącymi rękoma otworzył okno i opierając się na szybie, wychylił się przez nie aż do pasa. Zapominając zupełnie o wcześniejszych postanowieniach, wszelkich pryncypiach, szkolnej reputacji i własnej godności, wydarł się na całe gardło:
- MAMOOOOOOO! - Na peronie wrzało jak w ulu, ale Stevie nie wyobrażał sobie żyć z myślą, że jego mama wróci do domu, przekonana, że nie chciał się pożegnać. - MAMOOOOOOO! - Drzwi pociągu zamknęły się, a koła z ciężkim sapnięciem zaczęły powoli się obracać. I wtedy ją zobaczył. - MAMOOOOOOOOO! - wrzeszczał jakby od tego zależało jego życie i machał jak opętany. Ślizgał się butami po ściance pociągu i zupełnie nie bacząc na to, w którą stronę poleci, kiedy już straci równowagę, co było raczej kwestią czasu.