06-05-2021, 03:24 AM
Szedł spokojnie z pełnym przekonaniem, że przyłapie Aarona na... No... Czymś. I właśnie dokładnie to, że nie wiedział, na czym konkretnie sprawiało, że tym bardziej chciał podążać za nim dalej wgłąb lasu wbrew zdrowemu rozsądkowi. Oczywiście były też inne powody, dla którego to robił. Raczej nie szedłby tu za byle kim! Aaron był... Inny. Intrygujący - i to w sposób nieznany dotąd Ślizgonowi.
Zastygał za każdym razem, kiedy starszy chłopak zdawał się coś usłyszeć. Był naprawdę ostrożny! Co prawda większość czasu musiał trzymać przed sobą jedną z rąk, by nie wejść na drzewo, a każdy krok stawiał bardzo powoli i ostrożnie, żeby tylko nie wyłożyć się przez jakiś korzeń. Ostatnie czego było mu trzeba, to żeby Aaron nie tylko nakrył go na podążaniu za nim - bo jak miałby się z tego wyłgać? - i to jeszcze w momencie, kiedy leżał na ziemi w jakiś żałosny sposób...
Nie myślał, jak głęboko są oraz czy ciężko będzie wrócić do zamku, póki nie stracił chłopaka z oczu. Na głupi sposób jego obecność jako "przewodnika" sprawiała, że czuł się pewniej. Tylko dlaczego właściwie ufał komuś, kto idzie nie wiadomo dokąd, nie wiadomo po co i kto przede wszystkim nie wiedział, że ma towarzystwo! Obraził sam siebie kilka razy w myślach, skoro wpadł już na to, że jest idiotą, po czym dopiero ruszył naprzód. Coś musiało stać się te parę metrów przed nim! Może znajdował się na jakiejś górce i dlatego nie widział już przed sobą prawie nic? Może to niefortunne ułożenie drzew? A może jakieś tajne przejście? Hogwart był ich pełen! Nieważne, że był w lesie, tu też na pewno czekały na nich podobne niespodzianki.
Wreszcie usłyszał głos. Za sobą. Niemal podskoczył wzdrygając się. Szybkim ruchem - nie dbając już o zachowywanie ciszy - odstąpił na bok i obrócił się, jakby spodziewał się ataku. Nie do końca tak było... Ale wziął go z zaskoczenia! Miał prawo na takie reakcje.
Najgorsze jednak, że spełniło się to, co spełnić się nie miało - a więc to z czego nie mógł w żaden sposób wybrnąć. Tylko co? Pozostawała prawda? I która właściwie? Ta którą sam przyjmował, czy raczej co siedziało w nim głębiej?
- Sam nie jesteś jebaną sarenką... - wymamrotał z niezadowoleniem.
To tyle. Na tyle było go stać. Nie miał nic na swoją obronę.
- Okej, co tu robisz? - dodał głośniej, pewniejszym tonem. Nie, nie czuł się ani trochę pewniej. Była to tylko gra. I tak nieudolna.
Przynajmniej w ciemności nie było widać, że zrobił się czerwony na twarzy. On za to wiedział o tym doskonale, czując jak momentalnie zrobiło mu się gorąco - i to bynajmniej nie miłe uczucie gorąca!
Zastygał za każdym razem, kiedy starszy chłopak zdawał się coś usłyszeć. Był naprawdę ostrożny! Co prawda większość czasu musiał trzymać przed sobą jedną z rąk, by nie wejść na drzewo, a każdy krok stawiał bardzo powoli i ostrożnie, żeby tylko nie wyłożyć się przez jakiś korzeń. Ostatnie czego było mu trzeba, to żeby Aaron nie tylko nakrył go na podążaniu za nim - bo jak miałby się z tego wyłgać? - i to jeszcze w momencie, kiedy leżał na ziemi w jakiś żałosny sposób...
Nie myślał, jak głęboko są oraz czy ciężko będzie wrócić do zamku, póki nie stracił chłopaka z oczu. Na głupi sposób jego obecność jako "przewodnika" sprawiała, że czuł się pewniej. Tylko dlaczego właściwie ufał komuś, kto idzie nie wiadomo dokąd, nie wiadomo po co i kto przede wszystkim nie wiedział, że ma towarzystwo! Obraził sam siebie kilka razy w myślach, skoro wpadł już na to, że jest idiotą, po czym dopiero ruszył naprzód. Coś musiało stać się te parę metrów przed nim! Może znajdował się na jakiejś górce i dlatego nie widział już przed sobą prawie nic? Może to niefortunne ułożenie drzew? A może jakieś tajne przejście? Hogwart był ich pełen! Nieważne, że był w lesie, tu też na pewno czekały na nich podobne niespodzianki.
Wreszcie usłyszał głos. Za sobą. Niemal podskoczył wzdrygając się. Szybkim ruchem - nie dbając już o zachowywanie ciszy - odstąpił na bok i obrócił się, jakby spodziewał się ataku. Nie do końca tak było... Ale wziął go z zaskoczenia! Miał prawo na takie reakcje.
Najgorsze jednak, że spełniło się to, co spełnić się nie miało - a więc to z czego nie mógł w żaden sposób wybrnąć. Tylko co? Pozostawała prawda? I która właściwie? Ta którą sam przyjmował, czy raczej co siedziało w nim głębiej?
- Sam nie jesteś jebaną sarenką... - wymamrotał z niezadowoleniem.
To tyle. Na tyle było go stać. Nie miał nic na swoją obronę.
- Okej, co tu robisz? - dodał głośniej, pewniejszym tonem. Nie, nie czuł się ani trochę pewniej. Była to tylko gra. I tak nieudolna.
Przynajmniej w ciemności nie było widać, że zrobił się czerwony na twarzy. On za to wiedział o tym doskonale, czując jak momentalnie zrobiło mu się gorąco - i to bynajmniej nie miłe uczucie gorąca!