08-05-2021, 01:25 AM
Na szczęście i nieszczęście Saoirse też nie była przyjaciółką od matkowania. Jasne, powie mu że ma na siebie uważać oraz napomknie że słabo jest prawie zginąć pierwszego dnia szkoły - w szczególności, jak jeszcze do tej szkoły się nie dotarło - ale to też nie tak, że miała krzyczeć, moralizować i zwracać mu teraz uwagę za każdym razem, kiedy będzie bliski zrobienia czegoś niebezpiecznego... No, chyba że jego celem byłoby zrobienie sobie krzywdy! Wtedy musiałaby przejąć taką rolę specjalnie dla niego.
Odkaszlnęła, żeby nadać swojej kolejnej wypowiedzi poważniejszego tonu. Nawet splotła ręce na piersi!
- Może entuzjazm byłby tym większy, gdybyś tylko wpadł na pomysł podzielenia się adrenaliną, na przykład w ramach wspólnej wycieczki aż do prawie-że-na-dach...
Celowo nie zaczynała tematu rozwodu... Pisali o tym, ale nie czułaby się swobodnie wkraczać na ten temat bez wyraźnej zgody drugiego Puchona. To on miał decydować, kiedy chce o tym rozmawiać. Nie wspominając już o tym, że szczerze mówiąc jego rodzice obchodzili ją przecież tylko w jego kontekście... Ostatecznie nie znała żadnego z nich i to zawsze szkoda, kiedy rozbija się tak długi związek, ale była tu raczej skoncentrowana na tym, jaki wpływ ma cała sytuacja na samego Steve'a. Wiedziała też, że osobiście nie wyobrażała sobie podobnej sytuacji w swojej rodzinie. Przecież jeden rozwód odbiłby się na naprawdę wielu osobach! Nic nie byłoby takie samo! Żadna impreza rodzinna nie wyglądałaby już tak samo. Ale zdaje się, że była to zupełnie inna perspektywa. Perspektywa osoby, której nikt bliski w życiu nie oberwał rykoszetem od czyjegoś rozwodu - a już na pewno nie rozwodził się osobiście. Cóż, aż do teraz.
Uniosła jednak brwi i przekrzywiła głowę, mierząc przyjaciela wzrokiem.
- A to zacząłeś odpierdalać parę lat temu tak na zapas? - zażartowała, licząc że jest to w tej chwili na miejscu.
Zaraz padło pytanie o wózek ze słodyczami, a równocześnie w drzwiach przedziału pojawił się Romilly... Co było samo w sobie dosyć ironiczne. Pasowało do niego pojawienie się na mowę o słodyczach, jednak Saoirse postanowiła odpuścić sobie złośliwostkę. Tym razem... Zamiast tego wytknęła go oskarżycielskim palcem.
- Zgubiłeś się i prawie pomyślałam, że to celowo!
Od razu skinęła też głową w kierunku wolnego miejsca po swojej prawej, tuż przy drzwiach.
- Nie. Nie wiem? - tu spojrzała pytająco ku Puchonowi. Może on planował? - Znaczy, poza tobą? Poza wami, to w sumie z nikim się jeszcze nie widziałam... Co w sumie wyszło trochę dziwnie. Ale może poszukam paru osób, jak już zdrętwieję w miejscu.
Wzruszyła jeszcze ramionami.
Ani przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że może wypadałoby przedstawić sobie tę dwójkę. Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie rozmawiali, ale przecież byli na jednym roku! Musieli wiedzieć o sobie... Coś? A przynajmniej Steve słyszał parę zdań opinii Saoirse na temat Romilly'ego, to na pewno. Może nieco więcej niż parę zdań, jeśli tylko drążył w zeszłym roku szkolnym temat tego, że zaczęła łazić za gburowatym Ślizgonem, który zdawał się nienawidzić wszystkich... Cóż, ona dawała mu pozytywne recenzje, zapewniając, że zyskuje przy bliższym poznaniu. Całkowicie zgodnie z prawdą! Sprawdzała sama!
A właśnie, dopiero po chwili zarejestrowała, że pozostawiła pytanie Puchona bez odpowiedzi.
- A. Eee... - zaczęła zwracając ku niemu wzrok i przez chwilę zastanawiała się intensywnie, czy aby na pewno nie mijała wózka ze słodyczami. - Nie... Sądzę...
Nie, nie miała pojęcia. Mogła nawet przecisnąć się obok niego i nie zarejestrować. Przy tylu bodźcach dookoła trudno było ją winić!
- Ale może ty widziałeś ten, no, wózek? - zwróciła się do Ślizgona.
W końcu ten miał radar na słodycze!
Odkaszlnęła, żeby nadać swojej kolejnej wypowiedzi poważniejszego tonu. Nawet splotła ręce na piersi!
- Może entuzjazm byłby tym większy, gdybyś tylko wpadł na pomysł podzielenia się adrenaliną, na przykład w ramach wspólnej wycieczki aż do prawie-że-na-dach...
Celowo nie zaczynała tematu rozwodu... Pisali o tym, ale nie czułaby się swobodnie wkraczać na ten temat bez wyraźnej zgody drugiego Puchona. To on miał decydować, kiedy chce o tym rozmawiać. Nie wspominając już o tym, że szczerze mówiąc jego rodzice obchodzili ją przecież tylko w jego kontekście... Ostatecznie nie znała żadnego z nich i to zawsze szkoda, kiedy rozbija się tak długi związek, ale była tu raczej skoncentrowana na tym, jaki wpływ ma cała sytuacja na samego Steve'a. Wiedziała też, że osobiście nie wyobrażała sobie podobnej sytuacji w swojej rodzinie. Przecież jeden rozwód odbiłby się na naprawdę wielu osobach! Nic nie byłoby takie samo! Żadna impreza rodzinna nie wyglądałaby już tak samo. Ale zdaje się, że była to zupełnie inna perspektywa. Perspektywa osoby, której nikt bliski w życiu nie oberwał rykoszetem od czyjegoś rozwodu - a już na pewno nie rozwodził się osobiście. Cóż, aż do teraz.
Uniosła jednak brwi i przekrzywiła głowę, mierząc przyjaciela wzrokiem.
- A to zacząłeś odpierdalać parę lat temu tak na zapas? - zażartowała, licząc że jest to w tej chwili na miejscu.
Zaraz padło pytanie o wózek ze słodyczami, a równocześnie w drzwiach przedziału pojawił się Romilly... Co było samo w sobie dosyć ironiczne. Pasowało do niego pojawienie się na mowę o słodyczach, jednak Saoirse postanowiła odpuścić sobie złośliwostkę. Tym razem... Zamiast tego wytknęła go oskarżycielskim palcem.
- Zgubiłeś się i prawie pomyślałam, że to celowo!
Od razu skinęła też głową w kierunku wolnego miejsca po swojej prawej, tuż przy drzwiach.
- Nie. Nie wiem? - tu spojrzała pytająco ku Puchonowi. Może on planował? - Znaczy, poza tobą? Poza wami, to w sumie z nikim się jeszcze nie widziałam... Co w sumie wyszło trochę dziwnie. Ale może poszukam paru osób, jak już zdrętwieję w miejscu.
Wzruszyła jeszcze ramionami.
Ani przez chwilę nie przeszło jej przez myśl, że może wypadałoby przedstawić sobie tę dwójkę. Prawdopodobnie nigdy wcześniej nie rozmawiali, ale przecież byli na jednym roku! Musieli wiedzieć o sobie... Coś? A przynajmniej Steve słyszał parę zdań opinii Saoirse na temat Romilly'ego, to na pewno. Może nieco więcej niż parę zdań, jeśli tylko drążył w zeszłym roku szkolnym temat tego, że zaczęła łazić za gburowatym Ślizgonem, który zdawał się nienawidzić wszystkich... Cóż, ona dawała mu pozytywne recenzje, zapewniając, że zyskuje przy bliższym poznaniu. Całkowicie zgodnie z prawdą! Sprawdzała sama!
A właśnie, dopiero po chwili zarejestrowała, że pozostawiła pytanie Puchona bez odpowiedzi.
- A. Eee... - zaczęła zwracając ku niemu wzrok i przez chwilę zastanawiała się intensywnie, czy aby na pewno nie mijała wózka ze słodyczami. - Nie... Sądzę...
Nie, nie miała pojęcia. Mogła nawet przecisnąć się obok niego i nie zarejestrować. Przy tylu bodźcach dookoła trudno było ją winić!
- Ale może ty widziałeś ten, no, wózek? - zwróciła się do Ślizgona.
W końcu ten miał radar na słodycze!