10-05-2021, 11:29 PM
W ogóle nie pomyślałby, że ślizgon kłamał na temat wózka, bo po co ktoś miałby to robić. Czekoladki mógł mieć przecież z domu i nawet logicznym było, że wyjął i częstował nimi po tym, gdy Saoirse wyraziła zainteresowanie słodyczami.
Pokręcił głową, gdy przyjaciółka zaoferowała mu czekoladki. Sam nie za bardzo wiedział dlaczego. Dopiero co pytał o lokalizację wózka. Nie obawiał się, że urazi jakoś Romilly’ego, który wyraźnie chciał podarować słodycze Irlandce. Były już jej, więc mogła z nimi robić, co chciała. Mimo wszystko czuł się dziwnie. Ślizgon zachowywał się jakby w ogóle go nie widział, przez co wzięcie tych czekoladek zdawało się być jakimś zburzeniem czwartej ściany.
Jego rozważania na temat tego, czy powinien zachowywać się otwarcie przy Romillym, przerwało spostrzeżenie, że ślizgon ma go zupełnie w dupie i zachowuje się tak, jakby w ogóle nie było go w przedziale. Steve zaczął się nawet zastanawiać, czy go kiedyś czym nie obraził. Puchon raczej unikał konfliktów i wobec wszystkich starał się być uprzejmy, ale nie mógł tak do końca wykluczyć możliwości, że na przykład wypowiadał się niepochlebnie o czystokrwistych bogaczach w obecności Burkego. Albo może wylał coś na niego niechcący na eliksirach. Albo rzucił jakimś głupim żartem, który ślizgonowi bardzo się nie spodobał.
Nie zastanawiał się jednak długo, czym sobie zasłużył na ignorowanie. W kilka sekund jego zażenowanie zmieniło się w frustrację. Jeśli Romilly miał z nim jakiś problem, to mógł to powiedzieć, zamiast się bawić w jakieś pasywno-agresywne ciche dni.
- Na pewno nie dzisiaj - zauważył oschle. W porządku - on też jeszcze nie odezwał się do ślizgona, ale to nie on dołączył do towarzystwa. Wypadało się przywitać z już obecnymi, kiedy wchodziło się do pomieszczenia. Nawet on o tym wiedział, a nie pochodził ze szlacheckiego rodu i nikt go nigdy kindersztuby nie uczył. Przyzwoitości co najwyżej.
Pokręcił głową, gdy przyjaciółka zaoferowała mu czekoladki. Sam nie za bardzo wiedział dlaczego. Dopiero co pytał o lokalizację wózka. Nie obawiał się, że urazi jakoś Romilly’ego, który wyraźnie chciał podarować słodycze Irlandce. Były już jej, więc mogła z nimi robić, co chciała. Mimo wszystko czuł się dziwnie. Ślizgon zachowywał się jakby w ogóle go nie widział, przez co wzięcie tych czekoladek zdawało się być jakimś zburzeniem czwartej ściany.
Jego rozważania na temat tego, czy powinien zachowywać się otwarcie przy Romillym, przerwało spostrzeżenie, że ślizgon ma go zupełnie w dupie i zachowuje się tak, jakby w ogóle nie było go w przedziale. Steve zaczął się nawet zastanawiać, czy go kiedyś czym nie obraził. Puchon raczej unikał konfliktów i wobec wszystkich starał się być uprzejmy, ale nie mógł tak do końca wykluczyć możliwości, że na przykład wypowiadał się niepochlebnie o czystokrwistych bogaczach w obecności Burkego. Albo może wylał coś na niego niechcący na eliksirach. Albo rzucił jakimś głupim żartem, który ślizgonowi bardzo się nie spodobał.
Nie zastanawiał się jednak długo, czym sobie zasłużył na ignorowanie. W kilka sekund jego zażenowanie zmieniło się w frustrację. Jeśli Romilly miał z nim jakiś problem, to mógł to powiedzieć, zamiast się bawić w jakieś pasywno-agresywne ciche dni.
- Na pewno nie dzisiaj - zauważył oschle. W porządku - on też jeszcze nie odezwał się do ślizgona, ale to nie on dołączył do towarzystwa. Wypadało się przywitać z już obecnymi, kiedy wchodziło się do pomieszczenia. Nawet on o tym wiedział, a nie pochodził ze szlacheckiego rodu i nikt go nigdy kindersztuby nie uczył. Przyzwoitości co najwyżej.