13-05-2021, 01:20 AM
Nie chodziło oczywiście o to, czy Romilly miał być zadowolony, czy nie z chęci podzielenia się słodyczami. Właściwie przez myśl jej nie przeszło, że mógłby nie być. Przecież przekazał je właśnie jej, a więc stały się jej własnością i owszem, mogła robić z nimi co chciała! Na przykład po tym, jak Steve odmówił, chciała zjeść jedną z czekoladek i tak właśnie zrobiła. Może tylko gdyby rozumiała lepiej aktualne problemy chłopaków, zostawiłaby czekoladę na później, a priorytetem byłoby wprowadzenie wszystkich jakimś cudem z powrotem do strefy komfortu... Ale tak nie było. W rzeczy samej, widziała, że coś jest nie tak, ale obstawiała raczej, że to Romilly mógł rzucić kiedyś coś niemiłego do Puchona - odwrotnej opcji szczerze mówiąc nie brała pod uwagę - lub że to niegroźna niezręczność, kiedy dwie osoby za dobrze się nie znają. Ona zwykle tak nie miała, ale takich zachowań była już świadkiem i identyfikowała je jako realny problem niektórych ludzi! Gorzej, że to jej miało przyjść go rozwiązywać, a szczerze mówiąc jej próby miały być tylko jedną wielką improwizacją. Dzięki swojemu usposobieniu nie myślała przynajmniej, ile rzeczy może pójść nie tak.
Na pewno nie dzisiaj...
Tyle co na zajęciach...
Te słowa sugerowały raczej, że faktycznie padły jakieś słowa, które paść nie powinny i może to dlatego siedzieli tacy... Spięci? Zdystansowani? To znaczy, dla Ślizgona było to jeszcze w jakimś stopniu normalne (jak na jego standardy), ale Steve to już co innego.
Zaraz Romilly dopowiedział jeszcze, żeby wrócili do swojego tematu, ale... Cóż, to chyba nie był najlepszy moment żeby rozmawiać o rozwodzie, czy wypadaniu przez okno z pociągu pierwszego września.
- Hmm... No tak... To co chcesz kupić? - zwróciła się zaraz do Puchona.
Właściwie to jedyny temat, który poruszali, nim Ślizgon do nich dołączył... To znaczy, jedyny, który wypadało teraz poruszyć.
- Ja na pewno jeszcze się przejdę później, bo jakby, to trochę pojebane, że jedzie się tyle czasu... I okej, będą czekały całe stoły zawalone jedzeniem, ale jeszcze czekanie aż wszystkich przydzielą i jeszcze w sumie nie zdziwiłabym się, gdyby komuś udało się w którymś momencie coś odwalić, co w sumie opóźni wszystko i okej, jasne, to też nie byłoby dziwne, gdybym to była ja, ale chodzi o to, że nie da się nie zgłodnieć w czasie jazdy. Ej, a właśnie!
Zaraz zaczęła przegrzebywać swoją torbę, która zdawała się być nieco mniej pojemna niż była w rzeczywistości - i to bez użycia magii!
- No! - wykrzyknęła triumfalnie. - Bo jakby co, to mam jeszcze ciasto... I szczerze byłam w sumie prawie na sto procent pewna, że zapomniałam i zostawiłam na łóżku i w sumie ni chuje nie mam pojęcia, jak się tutaj znalazło, ale najwyraźniej jestem tak zajebista, że jednak pamiętałam nawet w pośpiechu, nie ma za co, bo jak chcecie, to też starczy dla was.
Popatrzyła po obu chłopakach pytająco.
- Ja w sumie zostawię sobie raczej na później, bo właśnie do tego właściwie zmierzałam, że nie ma szansy nie zgłodnieć... Ale w sumie czuję się jakbym przed chwilą skończyła śniadanie...
Zaraz utkwiła wzrok w Romillym i jeśli tylko on nadal patrzył w okno, poklepała go krótko po ramieniu. Celowo zwróciła się w tej chwili głównie do niego. Steve musiał już parokrotnie słyszeć o tym, jak wszystko wygląda w domu O'Donovanów.
- A właśnie! Bo tobie też nigdy nie mówiłam, ale cholera, u mnie w domu zawsze pierwszego września jest takie zamieszanie, bo też zjeżdża się część rodziny i z jednej strony to zajebiście, no bo nie będę ich widziała tyle czasu, ale chyba z pięć razy się dziś zagadałam i jestem pewna, że przez nich udało mi się... I nie mów, że to moja wina, bo ja wiem, co zaraz mi powiesz! Obaj!
Tu wskazała ostrzegawczym paluchem kolejno na obu - najpierw na Ślizgona, następnie na Steve'a. Puchon musiał doskonale wiedzieć o wszystkich rzeczach, jakich Saoirse zapominała z domu już od pierwszego roku... Oraz że wyglądało to do tej pory tylko i wyłącznie na jej winę.
- Nie, miałam listę, okej?! Jeżeli czegoś zapomniałam, to jest akurat ich wina, dzisiaj jestem totalnie niewinna. Więc JEŚLI udało mi się coś zapomnieć, a myślę, że w tym roku nie... To jest ich wina.
Pokiwała jeszcze głową. Przynajmniej sama dała sobie jakiś rodzaj aprobaty!
- To co, ciasta? Teraz? Później? Banankowe z czekoladą - ponowiła wreszcie propozycję.
Na pewno nie dzisiaj...
Tyle co na zajęciach...
Te słowa sugerowały raczej, że faktycznie padły jakieś słowa, które paść nie powinny i może to dlatego siedzieli tacy... Spięci? Zdystansowani? To znaczy, dla Ślizgona było to jeszcze w jakimś stopniu normalne (jak na jego standardy), ale Steve to już co innego.
Zaraz Romilly dopowiedział jeszcze, żeby wrócili do swojego tematu, ale... Cóż, to chyba nie był najlepszy moment żeby rozmawiać o rozwodzie, czy wypadaniu przez okno z pociągu pierwszego września.
- Hmm... No tak... To co chcesz kupić? - zwróciła się zaraz do Puchona.
Właściwie to jedyny temat, który poruszali, nim Ślizgon do nich dołączył... To znaczy, jedyny, który wypadało teraz poruszyć.
- Ja na pewno jeszcze się przejdę później, bo jakby, to trochę pojebane, że jedzie się tyle czasu... I okej, będą czekały całe stoły zawalone jedzeniem, ale jeszcze czekanie aż wszystkich przydzielą i jeszcze w sumie nie zdziwiłabym się, gdyby komuś udało się w którymś momencie coś odwalić, co w sumie opóźni wszystko i okej, jasne, to też nie byłoby dziwne, gdybym to była ja, ale chodzi o to, że nie da się nie zgłodnieć w czasie jazdy. Ej, a właśnie!
Zaraz zaczęła przegrzebywać swoją torbę, która zdawała się być nieco mniej pojemna niż była w rzeczywistości - i to bez użycia magii!
- No! - wykrzyknęła triumfalnie. - Bo jakby co, to mam jeszcze ciasto... I szczerze byłam w sumie prawie na sto procent pewna, że zapomniałam i zostawiłam na łóżku i w sumie ni chuje nie mam pojęcia, jak się tutaj znalazło, ale najwyraźniej jestem tak zajebista, że jednak pamiętałam nawet w pośpiechu, nie ma za co, bo jak chcecie, to też starczy dla was.
Popatrzyła po obu chłopakach pytająco.
- Ja w sumie zostawię sobie raczej na później, bo właśnie do tego właściwie zmierzałam, że nie ma szansy nie zgłodnieć... Ale w sumie czuję się jakbym przed chwilą skończyła śniadanie...
Zaraz utkwiła wzrok w Romillym i jeśli tylko on nadal patrzył w okno, poklepała go krótko po ramieniu. Celowo zwróciła się w tej chwili głównie do niego. Steve musiał już parokrotnie słyszeć o tym, jak wszystko wygląda w domu O'Donovanów.
- A właśnie! Bo tobie też nigdy nie mówiłam, ale cholera, u mnie w domu zawsze pierwszego września jest takie zamieszanie, bo też zjeżdża się część rodziny i z jednej strony to zajebiście, no bo nie będę ich widziała tyle czasu, ale chyba z pięć razy się dziś zagadałam i jestem pewna, że przez nich udało mi się... I nie mów, że to moja wina, bo ja wiem, co zaraz mi powiesz! Obaj!
Tu wskazała ostrzegawczym paluchem kolejno na obu - najpierw na Ślizgona, następnie na Steve'a. Puchon musiał doskonale wiedzieć o wszystkich rzeczach, jakich Saoirse zapominała z domu już od pierwszego roku... Oraz że wyglądało to do tej pory tylko i wyłącznie na jej winę.
- Nie, miałam listę, okej?! Jeżeli czegoś zapomniałam, to jest akurat ich wina, dzisiaj jestem totalnie niewinna. Więc JEŚLI udało mi się coś zapomnieć, a myślę, że w tym roku nie... To jest ich wina.
Pokiwała jeszcze głową. Przynajmniej sama dała sobie jakiś rodzaj aprobaty!
- To co, ciasta? Teraz? Później? Banankowe z czekoladą - ponowiła wreszcie propozycję.