14-05-2021, 12:07 AM
Kto dobrze znał Aurorę, ten wiedział doskonale, że jak przychodzi jej do głowy szalony pomysł z dziedziny magicznych stworzeń, to nie sposób odwieść ją od jego realizacji. Rok jeszcze dobrze się nie zaczął, a taki właśnie pomysł pojawił się sam, jak ledwo drugego września nocne niebo rozświetlił księżyc w pełni. Jak mogłaby przepuścić taką okazję? Nie, nie uważała, że po Zakazanym Lesie biegają wolno szkolne wilkołaki (och, miała swoje podejrzenia na temat niektórych osób, ale nie zamierzała słówka pisnąć), ale dobrze znała legendę o wypuszczonych w szkolnej puzczy szczeniakach wilkołaków lata temu. Teraz z ich szczęnięcych lat raczej nic nie zostało, ale z pewnością żyły gdzieś w dziczy, bo skąd inaczej słyszane co jakiś czas wycie? Czy była lepsza chwila,żeby poszukać wilkołaczych potomków, jak własnie pełnia księżyca? No nie.
Ubrawszy się w najwygodniejsze na świecie dżinsy, ciemną koszulkę i ciemną bluzę z kapturem oraz obuwie sportowe, Aurora cichaczem opuściła Pokój Wspólny Puchonów niedługo przed północą. Nie był to pierwszy raz, jak pod osłoną nocy i nielegalnie wybierała się na przechadzkę po szkolnych błoniach. Uzbrojona w różdżkę bezpiecznie przytroczoną do przedramienia za pomocą specjalneggo skórzanego etui, powoli i ostrożnie opuciła lochy, nadstawiając bezustannie uszu, żeby usłyszeć ewentualnie zbliżający się patrol. Choć nie straszne jej były szlabany, a straconymi punktami jakoś niekoniecznie się przejmowała, to jednak tracić punkty już na początku roku było trochę obciachowe.
Dotarłszy do Sali Wejściowej, starała się poruszać jak najbliżej ścian, żeby ewentualnie mieć możliwość schowania się za jakąś zbroją albo w cieniu posągu. Do wielkich drewnianych drzwi było już bardzo niedaleko, a za nimi czekało kolejne wyzwanie - przemknąć niezauważoną przez rozświtlone księżycem w pełni błonia.
Pewnie wszystko poszłoby gładko, gdyby w panującej w zamku ciszy nie usłyszała kroków. Nie zlokalizowała kierunku tak od razu, najpierw zadbała o to, żeby schować się w zacienionym rogu za kamiennym filarem, na szczecie którego płonął ogień. Kucnęła i podparła się ramieniem o ścianę, zacięgnęła na głowę kaptur i zatrzymałą się w bezruchu, chcąc stopić się z cieniem możliwie najskuteczniej. Pod latarnią najciemniej, nieprawdaż?