16-05-2021, 09:30 PM
Nikt Romilly'ego nie zmuszał, żeby z nimi przebywał. Sam przylazł, a siedział tu jak za karę. Drzwi były obok, a jakby ta opcja mu nie odpowiadała, zawsze mógł jeszcze wyjść oknem. Steve z przyjemnością podzieliłby się doświadczeniem.
- Cóż za strata... - sarknął pod nosem, nie przestając łypać na ślizgona spode łba.. - My sobie nie przeszkadzaliśmy - dodał, bo kolejne zdanie Burke'a jeszcze bardziej go zirytowało. Najpierw potraktował go jak niewidzialnego, a teraz z wielkopańską łaską oczekiwał, że będą ignorować jego obecność, podczas gdy on będzie sobie siedział i słuchał, jak jakiś zbok. Może i Saoirse coś w nim widziała, ale Steve nie zamierzał tracić czasu na próby zakolegowania się z kimś, kto tego w ogóle nie chciał.
Wzruszył ramionami na pytanie przyjaciółki.
- Zapomniałem - odruchowo i bez zastanowienia użył męskiej formy i właściwie odetchnął z ulgą. Nie miał obowiązku się nikomu z niczego tłumaczyć, a już w szczególności tamtemu i jeśli czegoś było mu wstyd, to tego, że wcześniej miał wątpliwości.
Faktycznie nie pamiętał już po co pytał o ten wózek. Nie był głodny, ani nie miał ochoty na nic słodkiego, mimo że po spotkaniu z dementorem spożycie czekolady było wskazane.
Chętnie dołączyłby wesołego trajkotania Saoirse i było mu przykro, gdy widział jak się produkuje, żeby rozrzedzić napiętą atmosferę, ale po prostu nie był w stanie czuć się komfortowo z udawaniem, że obok nie siedzi Burke, a rozmawiać z nim też nie mógł, bo tamten przecież nie chciał. Dobry nastrój, w który zdążyła wprowadzić go wcześniej przyjaciółka, całkiem go opuścił. Czuł się jak w domu z tą różnicą, że teraz słoniem w salonie była obecność trzeciej osoby, a nie jej brak.
Saoirse też nie zamierzała ignorować Romilly’ego, co ucieszyło Steve’a, bo oznaczało, że nie tylko on uważa sytuację za absurdalną.
- Dzięki, może później. - Znów czuł wyrzuty sumienia, że odtrąca wyciągniętą przez Saoirse dłoń, ale tymczasowo stracił apetyt. Nie chciał, żeby biedna musiała gadać sama do siebie, więc po chwili, z wkradającym się na usta uśmiechem, dodał: - A pamiętałaś, żeby wszystko na tę listę wpisać?
- Cóż za strata... - sarknął pod nosem, nie przestając łypać na ślizgona spode łba.. - My sobie nie przeszkadzaliśmy - dodał, bo kolejne zdanie Burke'a jeszcze bardziej go zirytowało. Najpierw potraktował go jak niewidzialnego, a teraz z wielkopańską łaską oczekiwał, że będą ignorować jego obecność, podczas gdy on będzie sobie siedział i słuchał, jak jakiś zbok. Może i Saoirse coś w nim widziała, ale Steve nie zamierzał tracić czasu na próby zakolegowania się z kimś, kto tego w ogóle nie chciał.
Wzruszył ramionami na pytanie przyjaciółki.
- Zapomniałem - odruchowo i bez zastanowienia użył męskiej formy i właściwie odetchnął z ulgą. Nie miał obowiązku się nikomu z niczego tłumaczyć, a już w szczególności tamtemu i jeśli czegoś było mu wstyd, to tego, że wcześniej miał wątpliwości.
Faktycznie nie pamiętał już po co pytał o ten wózek. Nie był głodny, ani nie miał ochoty na nic słodkiego, mimo że po spotkaniu z dementorem spożycie czekolady było wskazane.
Chętnie dołączyłby wesołego trajkotania Saoirse i było mu przykro, gdy widział jak się produkuje, żeby rozrzedzić napiętą atmosferę, ale po prostu nie był w stanie czuć się komfortowo z udawaniem, że obok nie siedzi Burke, a rozmawiać z nim też nie mógł, bo tamten przecież nie chciał. Dobry nastrój, w który zdążyła wprowadzić go wcześniej przyjaciółka, całkiem go opuścił. Czuł się jak w domu z tą różnicą, że teraz słoniem w salonie była obecność trzeciej osoby, a nie jej brak.
Saoirse też nie zamierzała ignorować Romilly’ego, co ucieszyło Steve’a, bo oznaczało, że nie tylko on uważa sytuację za absurdalną.
- Dzięki, może później. - Znów czuł wyrzuty sumienia, że odtrąca wyciągniętą przez Saoirse dłoń, ale tymczasowo stracił apetyt. Nie chciał, żeby biedna musiała gadać sama do siebie, więc po chwili, z wkradającym się na usta uśmiechem, dodał: - A pamiętałaś, żeby wszystko na tę listę wpisać?