31-05-2021, 10:52 PM
Widząc jego uśmiech na jej cytatową ripostę sama uśmiechnęła się odrobinę szerzej. Zrozumiał co miała na myśli! Świetnie - ich umysły musiały nadawać na podobnych falach, skoro tak łatwo dogadywali się nawet w cudzych słowach. Jeśli miałaby ocenić w tamtej chwili Raphaelowy potencjał na męża powiedziałaby, że jest najlepszym kandydatem jakiego do tej pory miała okazję poznać. W końcu ważne jest w małżeństwach tego konkretnego typu, by oboje potrafili współpracować. O ile łatwiej współpracować z osobą, która komunikuje się w podobny sposób? Komunikacja to pół drogi do sukcesu, można by stwierdzić w napływie odwagi.
Uśmiech zniknął jednak za kolejnymi słowami Raphaela, ustępując miejsca delikatnemu sznurowaniu ust w pełnej skupienia minie świadczącej nie tylko przymrużeniem oka, że dziewczyna słucha z ogromną uwagą. O ile łatwo byłoby uwierzyć w gładkie słowa - Oriane nie była typem wierzącym.
Kiwała delikatnie głową na co ważniej brzmiące fragmenty wypowiedzi, skutecznie zmuszając się, by nie zacząć formułować odpowiedzi zanim chłopak przestanie mówić. Mogłaby wtedy rozproszyć się, nie zrozumieć całości przekazu - a ten chciała poznać cały. Skupiała się na Raphaelu tak bardzo, że nie dostrzegła w pierwszej chwili jak przy ich stoliku pojawił się kelner, najwidoczniej uznając ich stolik za bardzo ważny, skoro najwidoczniej popędził kucharza aby wziął ich jedzenie za priorytet.
Kelner zastał Oriane nagle rozpogadzającą się, łagodniejącą na buzi w wyrazie wdzięczności za miłe słowa.
- Dziękuję za wiarę we mnie - odparła, co prawda wciąż mając w głowie śladowy plan na odpowiedź, przenosząc jednak uwagę na rozkoszne zapachy dobiegające z tacy oraz młodego kelnera.
- Pozwoliłem sobie przekazać szefowi kuchni, że mamy do czynienia z młodą damą dopiero co zamieszkałą w Anglii - kelner zaczął mówić z szerokim uśmiechem, według Oriane nieco głupkowatym - zdecydował się więc uwieść panienki zmysły daniami wywodzącymi się z Wielkiej Brytanii - skończył swój wstęp stawiając przed nią talerz z pewnością siebie osoby, która robi to nie pierwszy raz.
Elegancko przystrojone danie z trzema jakby mięsnymi koreczkami na ciepło? Idealnej wielkości na przystawkę i och! pachniało przerozkosznie. Oriane pozwoliła sobie uśmiechnąć z rozmarzeniem na ten słodkawy zapach.
- Na przystawkę diabły na koniu. Drylowane daktyle nadziewane serem asiago wprost z Włoszech, owinięte szynką parmeńską. - Wyjaśnił, jak na kelnera w podobnej restauracji przystało.
- Oh la la, brzmi smakowicie.
Kiedy kelner przeniósł się ku Raphaelowi, by i jemu przedstawić jego danie, Oriane zaczęła konkretniej formułować swoją odpowiedź. Ale potem spojrzała dokładniej na rozmówcę. Nie, nie zrobi mu tego. Nie ma potrzeby wciągać go w bardziej zaangażowaną dyskusję o tym, że kiedy nauka stoi za jedną konkluzją a on się z nią nie zgadza być może jest to znak, że musi zrobić krok w tył i obejrzeć sprawę na chłodno. Że być może pokolenia zindoktrynowanych czarodziejów nie będą widzieć w podobnym systemie nic złego a on sam także w podobnym systemie pozostawał zbyt długo, zbyt głęboko weń zaangażowany, by zobaczyć wady. Że być może jest po prostu ofiarą bezsilności wyuczonej i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - bo nikt nigdy tego nie wytknął.
Nie spyta nawet czy nie uważa za oznakę indoktrynacji faktu, że brzmiał w swojej odpowiedzi jakby nigdy wcześniej o tym nie myślał.
Odczekała po prostu aż kelner się oddalił by uśmiechnąć się ładnie, sięgnąć po pierwszy z kor... pierwszego z diabłów i rozpłynąć się z rozkoszy na kęs, który wzięła. Westchnęła błogo.
- Mon dieu, jeśli pozostałe dania będą równie cudowne zdecydowanie będę musiała tu wrócić! - skomentowała przełknąwszy oczywiście, żeby nie być - gasp! - niekulturalną.
Tym samym zasugerowała zmianę tematu. Na lżejszy. Dotyczący jedzenia. Może i z tego się coś rozwinie? Coś z mniejszym potencjałem na wywołanie gorącej dyskusji?
Uśmiech zniknął jednak za kolejnymi słowami Raphaela, ustępując miejsca delikatnemu sznurowaniu ust w pełnej skupienia minie świadczącej nie tylko przymrużeniem oka, że dziewczyna słucha z ogromną uwagą. O ile łatwo byłoby uwierzyć w gładkie słowa - Oriane nie była typem wierzącym.
Kiwała delikatnie głową na co ważniej brzmiące fragmenty wypowiedzi, skutecznie zmuszając się, by nie zacząć formułować odpowiedzi zanim chłopak przestanie mówić. Mogłaby wtedy rozproszyć się, nie zrozumieć całości przekazu - a ten chciała poznać cały. Skupiała się na Raphaelu tak bardzo, że nie dostrzegła w pierwszej chwili jak przy ich stoliku pojawił się kelner, najwidoczniej uznając ich stolik za bardzo ważny, skoro najwidoczniej popędził kucharza aby wziął ich jedzenie za priorytet.
Kelner zastał Oriane nagle rozpogadzającą się, łagodniejącą na buzi w wyrazie wdzięczności za miłe słowa.
- Dziękuję za wiarę we mnie - odparła, co prawda wciąż mając w głowie śladowy plan na odpowiedź, przenosząc jednak uwagę na rozkoszne zapachy dobiegające z tacy oraz młodego kelnera.
- Pozwoliłem sobie przekazać szefowi kuchni, że mamy do czynienia z młodą damą dopiero co zamieszkałą w Anglii - kelner zaczął mówić z szerokim uśmiechem, według Oriane nieco głupkowatym - zdecydował się więc uwieść panienki zmysły daniami wywodzącymi się z Wielkiej Brytanii - skończył swój wstęp stawiając przed nią talerz z pewnością siebie osoby, która robi to nie pierwszy raz.
Elegancko przystrojone danie z trzema jakby mięsnymi koreczkami na ciepło? Idealnej wielkości na przystawkę i och! pachniało przerozkosznie. Oriane pozwoliła sobie uśmiechnąć z rozmarzeniem na ten słodkawy zapach.
- Na przystawkę diabły na koniu. Drylowane daktyle nadziewane serem asiago wprost z Włoszech, owinięte szynką parmeńską. - Wyjaśnił, jak na kelnera w podobnej restauracji przystało.
- Oh la la, brzmi smakowicie.
Kiedy kelner przeniósł się ku Raphaelowi, by i jemu przedstawić jego danie, Oriane zaczęła konkretniej formułować swoją odpowiedź. Ale potem spojrzała dokładniej na rozmówcę. Nie, nie zrobi mu tego. Nie ma potrzeby wciągać go w bardziej zaangażowaną dyskusję o tym, że kiedy nauka stoi za jedną konkluzją a on się z nią nie zgadza być może jest to znak, że musi zrobić krok w tył i obejrzeć sprawę na chłodno. Że być może pokolenia zindoktrynowanych czarodziejów nie będą widzieć w podobnym systemie nic złego a on sam także w podobnym systemie pozostawał zbyt długo, zbyt głęboko weń zaangażowany, by zobaczyć wady. Że być może jest po prostu ofiarą bezsilności wyuczonej i nawet nie zdaje sobie z tego sprawy - bo nikt nigdy tego nie wytknął.
Nie spyta nawet czy nie uważa za oznakę indoktrynacji faktu, że brzmiał w swojej odpowiedzi jakby nigdy wcześniej o tym nie myślał.
Odczekała po prostu aż kelner się oddalił by uśmiechnąć się ładnie, sięgnąć po pierwszy z kor... pierwszego z diabłów i rozpłynąć się z rozkoszy na kęs, który wzięła. Westchnęła błogo.
- Mon dieu, jeśli pozostałe dania będą równie cudowne zdecydowanie będę musiała tu wrócić! - skomentowała przełknąwszy oczywiście, żeby nie być - gasp! - niekulturalną.
Tym samym zasugerowała zmianę tematu. Na lżejszy. Dotyczący jedzenia. Może i z tego się coś rozwinie? Coś z mniejszym potencjałem na wywołanie gorącej dyskusji?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.