Zbliżał się rok szkolny, a Aspasia była zdenerwowana przez zbliżające się SUMy, egzaminy, ostatni rok Argosa, znajomych, których nie widziała... W tym wszystkim przypadkiem wyżyła się na domowym skrzacie i rozbiła domową wazę, a Argos tylko dodatkowo ją zdenerwował głupimi żartami i zatajoną prawdą o spotkaniu.
Nadal była zdenerwowana na Argosa. W samotności, pesymistycznym nastroju i niezbyt przyjemnej wizji zbliżającego się roku, wsiadła do Ekspresu Londyn-Hogwart, gdzie, przez nagłe szarpnięcie pociągu, dosłownie wpadła i niemalże zmiażdżyła ciężarem swojego kufra Aidana. I przy okazji wylała na niego kawę. Ze skruchą, ale szczęściem, że trafiła akurat na niego, znaleźli wolny przedział, gdzie uporali się z plamą, a potem... całą podróż spędzili na rozmowie. Głównie o tym, co ją gnębiło - czyli o Argosie.
Aspasii zaczęło brakować obecności brata i stabilności, jaką wprowadzał do jej życia... jednakże, nie potrafiąc przełknąć dumy, musiała coś wymyślić. Postanowiła pójść do miejsca, które dawało jej chociaż odrobinę jego obecności, nad mglisty strumień, który tego dnia okazał się zdradliwy. Z jakiegoś powodu straciła przytomność i ocknęła się cała przemoczona w ramionach brata.
Zmagając się z kolejnym tegorocznym powodem do niepokoju, spotkała się z Teddym. Wydaje jej się, że w jego nastawieniu nic się nie zmieniło. Opowiedział mi o tym, jak spędził wakacje i zapytał też o moje. To przykre, że nie mogła mu się zrewanżować podobną opowieścią, a zamiast tego zarzuciła go swoimi problemami.
Tym razem głowę zajęły jej... SUMy. A raczej strach przed nimi, bo chociaż o niektóre przedmioty się nie martwiła, to lekcja historii magii uświadomiła jej, że nie ze wszystkiego może pójść jej dobrze. Na szczęście znała kogoś, kto tym przedmiotem się wręcz fascynował, i kto chyba ją też lubił. Dexter zgodził się spędzić z nią piątkowe popołudnie, aby pomóc w historii magii.
Minął już tydzień, a ona wciąż nie miała kontaktu ze wszystkimi swoimi znajomymi. Philipa znalazła w pokoju wspólnym. Chciała z nim porozmawiać, ale od początku nad sobą nie panowała - a potem było tylko gorzej. W dodatku przez emocje nabałaganiła nieco w okolicy. Nie dogadała się z nim kompletnie - twierdził, że przecież sama mogła podejść, skoro mi tak zależało. Nie miała już nerwów do tej rozmowy, po prostu poszła do dormitorium, zostawiając go z przysłowiowym fuckersem.
Czuła się paskudnie. Resztę dnia spędziła głównie płacząc w poduszkę. Potem chyba zasnęła ze zmęczenia, ale to wcale nie pomogło. W głowie miała tylko jedno - że przez swoje zachowanie mogła doprowadzić do zakończenia znajomości. To było dla niej trudne, ale jeszcze cięższa byłaby świadomość życia w samotności. Dlatego postanowiła spróbować z Philipem i z nim porozmawiać. Było niezręcznie, ale... kamień spadł jej z serca.
Philip był dopiero pierwszą osobą, z którą udało jej się porozmawiać i dowiedzieć się, na czym stoi ich relacja. Tego dnia zauważyła Saoirse, która nie odezwała się do niej przez cały tydzień, a dzisiaj zachowywała się jakby nigdy nic się nie stało. Rzuciła tylko cześć i zamierzała biec gdzieś po schodach, jakby nic się nie działo! Zdenerwowana Aspasia wygarnęła jej, co myśli o tym całym unikaniu i olewaniu - ale ona wyglądała tak, jakby nie wiedziała, o czym mówi. Chyba jej trochę uwierzyła, bo udało jej się uspokoić Aspasię i umówiły się na późniejsze nadrobienie zaległości. Po lekcjach, bo, jak się okazało, przyczyniła się do jej spóźnienia się na wróżbiarstwo.
Umówiły się na spotkanie nad kamiennym klifem. W atmosferze cichej zadumy zaczekała na Saoirse, która powitała ją ciepłym przytuleniem. Była spokojniejsza, wiedząc, że nie zamierzała uciekać i między nimi wszystko jest w porządku. Rozmawiały głównie o wakacjach, trochę potem o przyszłości. Rozeszły się dopiero kiedy zaczęło robić się zimno.
Ten tydzień był naprawdę okropny. Głównie dlatego, że był kontynuacją poprzedniego, a humor Aspasii równomiernie spadał. Kiedy borykała się już ze strachem przed stratą Argosa, przed przyszłością, SUMami i stratą innych znajomych, w tym wszystkim zapomniała o jednym... O Romillym. Przez wszystkie lata tak bardzo się nie znosili, że unikali swojej obecności - ale tego dnia z jakiegoś powodu zaczepił ją z charakterystycznym dla siebie ironicznym pytaniem na temat tego, co się stało. Nie chciała mu powiedzieć, ale... to nie było w jego stylu, żeby się nią interesować, dlatego zaryzykowałam. Może nie pomógł jakoś bardzo, ale też jej nie wyśmiał. Chyba nawet próbował ją zrozumieć, a na pewno wysłuchał do końca, zanim odszedł. To było... dziwne...
Wydawało jej się, że Romilly chyba wyciągnął do niej rękę na zgodę tym jednym zainteresowaniem. Uciekł co prawda bardzo szybko pod pretekstem zrobienia wypracowania, ale przez resztę dnia nie mogła opędzić się od wrażenia, że coś się zmieniło, i to na lepsze. Chyba chciała przyjąć tą dłoń i... mimo wszystko spróbować. Wypatrywała go na kolacji, ale go nie zauważyła - dlatego w odruchu zgarnęła chociaż ciastko i zaniosła mu do dormitorium. To była... najbardziej niezręczna rozmowa w jej życiu... ale jej podziękował.
Nie wiedziała, czego się spodziewała, ale chyba nie tego, że Romilly spędzi cały dzień jako Shaquille. To nie wróżyło niczego dobrego, a ona z jakiegoś powodu chciała chociaż spróbować poprawić mu humor. Dzisiaj też nie dostrzegła go na kolacji, dlatego postanowiła przynieść mu ponownie jakiś drobiazg do dormitorium... kiedy przekraczając najbardziej ponury korytarz w drodze do pokoju wspólnego, dostrzegła ciemną, przerażającą postać. Przestraszyła się. Sądziłam, że jest to jej własny bogin... tylko że ową zjawą okazał się Romilly. W przerażającej postaci, cały we krwi i... Coś w niej pękło. Zaczęła płakać, zrobiło jej się słabo, ale nie dlatego, że przyjął taką formę, po prostu... to była jakaś dziwna forma oczyszczenia. Nie zdążyła nawet mu tego wytłumaczyć, kiedy ponownie uciekł - a ona wiedziałam, że nie może tego tak zostawić.
Nie musiała wcale długo szukać - znalazła go w skrzydle szpitalnym. Już wcześniej widziała, że ma zakrwawioną dłoń, dlatego to było pierwsze miejsce, jakie przyszło jej na myśl. Bała się do niego podejść... głównie dlatego, że wstydziła się mu pokazać po tym, jak zareagowała. Ale, mimo wszystko, rozmawiał z nią. Tak szczerze, jak nigdy. I po raz pierwszy dostrzegła, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. Ten dzień był inny niż wszystkie. Tego dnia po raz pierwszy uśmiechnęli się do siebie z myślą, że mogą zostać przyjaciółmi. Że mogą zrozumieć się jak nikt inny. I chyba naprawdę zaczyna jej na tym zależeć.
Ostatnie dni dały jej tak bardzo w kość, że musiała odpocząć. Wybrała może kiepskie miejsce, bo podobno widać ją było z niego jak na dłoni... ale przynajmniej dosiadł się do niej Romilly.
Chociaż umówiły się na naukę astronomii, tajemniczy flakonik, znaleziony przez przypadek przy stoliku, zastanowił je na tyle, że postanowiły go zbadać i znaleźć odpowiedź, co w nim jest.