09-06-2021, 12:37 AM
W zasadzie Yannis też nie miał pojęcia co robi. Trochę do dzisiaj uważał randkę za abstrakcję i "nie ma czasu na myślenie o niej". Do tego miał, jak się okazało, ogromny problem ze "skołowaniem" ognistej whisky w szkole z internatem, w której nie był to przecież towar sprzedawany za każdym rogiem. Ani nawet za jednym. Nie zajmował się takimi rzeczami, nie on z reguły był tym, którego zadaniem był alkohol. W zasadzie, generalnie on raczej niewiele ogarniał poza sobą samym i może jakimiś pomysłami na gry, albo przyniesieniem gry. Czyjejś oczywiście. To było łatwe. A butla whisky? Okazało się, że absolutnie najdalej od pojęcia "łatwe", jak to możliwe.
Już nawet godził się z tym, że będzie musiał kraść z kuchni wino albo, o zgrozo, przyjść z samym sokiem. Cholera, przecież to karygodny wstyd! Chyba wolałby nie przyjść i potem toczyć wielką wojnę z Lucasem niż tak się wygłupić... Ostatniego dnia jednak cudem prawdziwym udało mu się dostać od przyjaciela butelkę, o której pochodzenie nie pytał już nawet, i zostało tylko capnąć sok jabłkowy z pokoju wspólnego z aneksu i jeszcze jeden, tak spontanicznie, i był gotowy!
Prawie.
Teoretycznie był, ale przygotowywanie się na randkę było o tyle trudne, że szli w sumie z tego samego domu ORAZ dormitorium. Na szczęście poszedł się myć i zaginął na tak długo, że gdy wrócił, Lucasa już dawno nie było. Pindrzył się przed lustrem długo, okej, faktycznie. Ale mając długie włosy, których nie chciał rozpuścić, a związanie w byle kucyk zdawało się mu mało atrakcyjne, miał nie lada dylemat. Czy w górze kucyk? Pół-kucyk? A może podpięte? Warkocze? Wyglądał jak jakaś dziewczynka sieroca, zgroza.
Dobre czterdzieści minut później został przy podpiętej górnej części włosów z tyłu głowy, ot gumką, pozornie zwyczajnie, ale estetycznie i jednak nie całkiem mając rozpuszczone włosy, co było dobrą rzeczą. Nawet był z tym zadowolony. A jak się teraz ubrać? Dobrze, że Lucasa już nie było, bo azż głupio byłoby mu przy nim stać z głową w szafie i umierać na kryzys, gdy nic nie wydawało się mieć odpowiedniego "vibe'u". Gdyby nie to, że czas się kurczył coraz szybciej, najpewniej by stał kolejne czterdzieści minut. Ale przez włosy, zostało mu dwadzieścia... A nawet mniej, skoro już trochę stał tak w tej szafie. Dlatego wyjął ostatecznie szarą, udawanie jeansową koszulę i czarne, jedne ze swoich lepszych spodni, popsikał się perfumami tak dla lepszego efektu - od kiedy to chciał efekt jakikolwiek wywierać w ten sposób na Lucasie? - i chwytając swoją torbę przez ramię, pospiesznie skierował się na miejsce spotkania.
Był spóźniony, tak, ale tylko ile, pięć minut? To nie spóźnienie! A pewnie by przyszedł później gdyby nie leciał szpagatami. Zatrzymał się przed drzwiami by złapać oddech, po czym dopiero wszedł. Był na tyle niepewny i zestresowany, że wyszło to wszystko niemal nieśmiało. A jednak Lucas tam był! Nie wiedział sam czy to lepiej czy gorzej, ale posłał mu spojrzenie jakby się upewniał, że dobrze trafił, z cichym "ah" i wszedł, zamykajac drzwi.
- Sorry, schody mnie powiodły w pizdu. - Rzucił na usprawiedliwienie spóźnienia, zresztą będące kłamstwem. Podszedł, dopiero obejmując całość wzrokiem. Uniósł brwi. - Damn, postarałeś się. O, owoce! - Zajął przygotowane dla niego miejsce, niemal z ekscytacją częstując się winogronami. - Jak obiecałem. - Wyjął z plecaka ognistą, patrząc z dumą na Lucasa. Zaraz po butelce wyjął też sok jabłkowy i trzy kubeczki, a na końcu mniejszy sok marchewkowy. Wzruszył ramieniem.
- Nie wiem, był i pod wpływem chwili wziąłem. - Powiedział od razu.
Już nawet godził się z tym, że będzie musiał kraść z kuchni wino albo, o zgrozo, przyjść z samym sokiem. Cholera, przecież to karygodny wstyd! Chyba wolałby nie przyjść i potem toczyć wielką wojnę z Lucasem niż tak się wygłupić... Ostatniego dnia jednak cudem prawdziwym udało mu się dostać od przyjaciela butelkę, o której pochodzenie nie pytał już nawet, i zostało tylko capnąć sok jabłkowy z pokoju wspólnego z aneksu i jeszcze jeden, tak spontanicznie, i był gotowy!
Prawie.
Teoretycznie był, ale przygotowywanie się na randkę było o tyle trudne, że szli w sumie z tego samego domu ORAZ dormitorium. Na szczęście poszedł się myć i zaginął na tak długo, że gdy wrócił, Lucasa już dawno nie było. Pindrzył się przed lustrem długo, okej, faktycznie. Ale mając długie włosy, których nie chciał rozpuścić, a związanie w byle kucyk zdawało się mu mało atrakcyjne, miał nie lada dylemat. Czy w górze kucyk? Pół-kucyk? A może podpięte? Warkocze? Wyglądał jak jakaś dziewczynka sieroca, zgroza.
Dobre czterdzieści minut później został przy podpiętej górnej części włosów z tyłu głowy, ot gumką, pozornie zwyczajnie, ale estetycznie i jednak nie całkiem mając rozpuszczone włosy, co było dobrą rzeczą. Nawet był z tym zadowolony. A jak się teraz ubrać? Dobrze, że Lucasa już nie było, bo azż głupio byłoby mu przy nim stać z głową w szafie i umierać na kryzys, gdy nic nie wydawało się mieć odpowiedniego "vibe'u". Gdyby nie to, że czas się kurczył coraz szybciej, najpewniej by stał kolejne czterdzieści minut. Ale przez włosy, zostało mu dwadzieścia... A nawet mniej, skoro już trochę stał tak w tej szafie. Dlatego wyjął ostatecznie szarą, udawanie jeansową koszulę i czarne, jedne ze swoich lepszych spodni, popsikał się perfumami tak dla lepszego efektu - od kiedy to chciał efekt jakikolwiek wywierać w ten sposób na Lucasie? - i chwytając swoją torbę przez ramię, pospiesznie skierował się na miejsce spotkania.
Był spóźniony, tak, ale tylko ile, pięć minut? To nie spóźnienie! A pewnie by przyszedł później gdyby nie leciał szpagatami. Zatrzymał się przed drzwiami by złapać oddech, po czym dopiero wszedł. Był na tyle niepewny i zestresowany, że wyszło to wszystko niemal nieśmiało. A jednak Lucas tam był! Nie wiedział sam czy to lepiej czy gorzej, ale posłał mu spojrzenie jakby się upewniał, że dobrze trafił, z cichym "ah" i wszedł, zamykajac drzwi.
- Sorry, schody mnie powiodły w pizdu. - Rzucił na usprawiedliwienie spóźnienia, zresztą będące kłamstwem. Podszedł, dopiero obejmując całość wzrokiem. Uniósł brwi. - Damn, postarałeś się. O, owoce! - Zajął przygotowane dla niego miejsce, niemal z ekscytacją częstując się winogronami. - Jak obiecałem. - Wyjął z plecaka ognistą, patrząc z dumą na Lucasa. Zaraz po butelce wyjął też sok jabłkowy i trzy kubeczki, a na końcu mniejszy sok marchewkowy. Wzruszył ramieniem.
- Nie wiem, był i pod wpływem chwili wziąłem. - Powiedział od razu.