09-06-2021, 03:15 PM
Z jednej strony całym swoim sercem pragnęła wrócić do Hogwartu, ale z drugiej – wcale nie. Chciała, bo miała tutaj znajomych, którzy nie stawiali przed nią aż tak wielkich oczekiwań i w większości tolerowali jej stany emocjonalne – czuła się tutaj swobodniej. Nikt nie narzekał, kiedy się zezłościła albo czuła się smutna, wręcz przeciwnie, mogła oczekiwać zrozumienia i pocieszenia, kiedy tego potrzebowała. Ale z drugiej strony – kolejny początek roku oznaczał, że zbliżała się coraz bardziej do końca edukacji. A co gorsza – Argos był już w siódmej klasie. Co się stanie, jeśli ten rok dobiegnie końca? Jak ona sobie wtedy poradzi? Czy w ogóle sobie poradzi? To straszne, że w takich chwilach dostrzegała dopiero, jak bardzo niesamodzielną osobą była. Jak bardzo potrzebowała innych ludzi w swoim życiu, aby chociaż przez chwilę poczuć się dobrze. I stabilnie.
Pierwszy dzień szkoły był okropny i cholernie męczący. Odzwyczajona od wczesnych pór, musiała wstać wcześnie, żeby dotrzeć na śniadanie. Na szczęście plan na środę okazał się litościwy i nawet ciekawy – zielarstwo i OPCM należały do kręgu jej ścisłych zainteresowań i przedmiotów, w których była nawet dobra. I miała przerwę, żeby zebrać siły potem na ONMS, a numerologię praktycznie przespała po lunchu. Zresztą, pogoda była tak fantastyczna i rozpieszczająca, że to cud, że ktokolwiek funkcjonował.
Znacznie lepiej zaczął się czwartek – może nadal było jej ciężko wstać, ale przynajmniej podwójne zajęcia z eliksirów ją do tego zachęcały. W dodatku ładna, słoneczna pogoda kusiły, aby wyjść na zewnątrz i wyciągnąć się na pewnie jeszcze odrobinę wilgotnej trawie… musiała tylko przeżyć lunch i po nim starożytne runy, i w zasadzie mogłaby…
Na ten sam pomysł wpadł Teddy, Puchon ze starszego roku. Jakiś czas temu nie do pomyślenia dla niej było, aby mogła rozmawiać z mugolakiem. Od dziecka miała wpajane, że takie osoby są przecież gorsze i przynoszą hańbę czarodziejom czystej krwi. Jako przestrogę przywoływali ciągle wujka Archelausa, któremu los poskąpił magicznych umiejętności – i natychmiast został wydziedziczony. Mówili, że jeśli ktokolwiek w jakiś sposób nanosi skazę na dobre i czyste imię rodu, to nie powinno być dla niego litości.
Ale z drugiej strony, odkąd poznała Dextera Becketta i jego pogląd na społeczność czarodziejów, musiała mu przyznać rację – że przecież o wiele ważniejsze są umiejętności i to, żeby dawać coś od siebie. Żeby być wartościowym. A musiałaby być ślepa, żeby nie widzieć, że mugolacy często bywali lepsi niż dumne dzieciaki z bogatych rodzin czarodziejów.
Nie potrafiła się zdecydować. Nie potrafiła podjąć jakiejkolwiek decyzji w kwestii swojego zdania i miała nadzieję, że nikt nigdy jej o to nie zapyta – czy wyznaje ideologię rodziny, czy tą, którą zaraził ją pewien bardzo przekonujący i pomocny Ślizgon. I miała nadzieję, że jeszcze długo nikt nie przyczepi się do niej o to, że rozmawia i spędza czas ze szlamami.
Bo lubiła Teddy’ego. Nie spodziewała się, że znajdzie w nim wszystko to, czego potrzebowała – pełną akceptację i całe pokłady ciepła. Wszystko to, czego nie dostała od swojej rodziny, a czego tak bardzo potrzebowała. Nieważne, jak bardzo by zawaliła, on i tak potrafił to zrozumieć, wybaczyć jej i pomóc. Nie chciałaby stracić kogoś takiego.
Miała nadzieję, że nigdy nie przyjdzie jej wybierać.
Spacer z nim był dziwnie odprężający, jakby mogła zrzucić z siebie ten kostium razem z maską i nie przejmować się już zupełnie niczym. Co prawda błonia już zdążyły nieco wyschnąć po deszczu padającym poprzedniego dnia, ale i tak powietrze było przyjemnie wilgotne i chłodne. Poczuła się tak, jakby mogła odetchnąć po raz pierwszy odkąd opuściła Hogwart na czas wakacji…
Dotarli do jakiegoś hamaka, o którego istnieniu w sumie nawet za bardzo nie wiedziała. Za to widocznie Teddy znał go doskonale, bo kiedy tylko ją zatrzymał, zerknęła z dozą ostrożności na hamak, przyglądając się, jak Puchon powoli na nim siada. Na szczęście nic się nie stało i obyło się bez jakichś nieprzyjemności, a zachęcona Aspasia usiadła obok niego, choć odrobinę niezgrabnie, bo zachwiała się, jakby za moment miała wywinąć orła do tyłu – ale ostatecznie udało jej się zapanować i utrzymać w pozycji siedzącej, i uśmiechnęła się nieco, może odrobinę z zakłopotaniem.
— A, wiesz. Strasznie nudno. O wiele ciekawiej jest w szkole – odpowiedziała dość wymijająco, chociaż zgodnie z prawdą, bo w domu nic się nie działo. Cud, że rodzice w ogóle zauważyli, że są wakacje i mają dzieci w domu. – Zapewne u Ciebie było znacznie ciekawiej – dodała prowokująco. Miała nadzieję, że w ten sposób odwróci uwagę Teddy’ego od niezbyt konkretnej odpowiedzi i zajmie go opowiadaniem o swoim odpoczynku.
Pierwszy dzień szkoły był okropny i cholernie męczący. Odzwyczajona od wczesnych pór, musiała wstać wcześnie, żeby dotrzeć na śniadanie. Na szczęście plan na środę okazał się litościwy i nawet ciekawy – zielarstwo i OPCM należały do kręgu jej ścisłych zainteresowań i przedmiotów, w których była nawet dobra. I miała przerwę, żeby zebrać siły potem na ONMS, a numerologię praktycznie przespała po lunchu. Zresztą, pogoda była tak fantastyczna i rozpieszczająca, że to cud, że ktokolwiek funkcjonował.
Znacznie lepiej zaczął się czwartek – może nadal było jej ciężko wstać, ale przynajmniej podwójne zajęcia z eliksirów ją do tego zachęcały. W dodatku ładna, słoneczna pogoda kusiły, aby wyjść na zewnątrz i wyciągnąć się na pewnie jeszcze odrobinę wilgotnej trawie… musiała tylko przeżyć lunch i po nim starożytne runy, i w zasadzie mogłaby…
Na ten sam pomysł wpadł Teddy, Puchon ze starszego roku. Jakiś czas temu nie do pomyślenia dla niej było, aby mogła rozmawiać z mugolakiem. Od dziecka miała wpajane, że takie osoby są przecież gorsze i przynoszą hańbę czarodziejom czystej krwi. Jako przestrogę przywoływali ciągle wujka Archelausa, któremu los poskąpił magicznych umiejętności – i natychmiast został wydziedziczony. Mówili, że jeśli ktokolwiek w jakiś sposób nanosi skazę na dobre i czyste imię rodu, to nie powinno być dla niego litości.
Ale z drugiej strony, odkąd poznała Dextera Becketta i jego pogląd na społeczność czarodziejów, musiała mu przyznać rację – że przecież o wiele ważniejsze są umiejętności i to, żeby dawać coś od siebie. Żeby być wartościowym. A musiałaby być ślepa, żeby nie widzieć, że mugolacy często bywali lepsi niż dumne dzieciaki z bogatych rodzin czarodziejów.
Nie potrafiła się zdecydować. Nie potrafiła podjąć jakiejkolwiek decyzji w kwestii swojego zdania i miała nadzieję, że nikt nigdy jej o to nie zapyta – czy wyznaje ideologię rodziny, czy tą, którą zaraził ją pewien bardzo przekonujący i pomocny Ślizgon. I miała nadzieję, że jeszcze długo nikt nie przyczepi się do niej o to, że rozmawia i spędza czas ze szlamami.
Bo lubiła Teddy’ego. Nie spodziewała się, że znajdzie w nim wszystko to, czego potrzebowała – pełną akceptację i całe pokłady ciepła. Wszystko to, czego nie dostała od swojej rodziny, a czego tak bardzo potrzebowała. Nieważne, jak bardzo by zawaliła, on i tak potrafił to zrozumieć, wybaczyć jej i pomóc. Nie chciałaby stracić kogoś takiego.
Miała nadzieję, że nigdy nie przyjdzie jej wybierać.
Spacer z nim był dziwnie odprężający, jakby mogła zrzucić z siebie ten kostium razem z maską i nie przejmować się już zupełnie niczym. Co prawda błonia już zdążyły nieco wyschnąć po deszczu padającym poprzedniego dnia, ale i tak powietrze było przyjemnie wilgotne i chłodne. Poczuła się tak, jakby mogła odetchnąć po raz pierwszy odkąd opuściła Hogwart na czas wakacji…
Dotarli do jakiegoś hamaka, o którego istnieniu w sumie nawet za bardzo nie wiedziała. Za to widocznie Teddy znał go doskonale, bo kiedy tylko ją zatrzymał, zerknęła z dozą ostrożności na hamak, przyglądając się, jak Puchon powoli na nim siada. Na szczęście nic się nie stało i obyło się bez jakichś nieprzyjemności, a zachęcona Aspasia usiadła obok niego, choć odrobinę niezgrabnie, bo zachwiała się, jakby za moment miała wywinąć orła do tyłu – ale ostatecznie udało jej się zapanować i utrzymać w pozycji siedzącej, i uśmiechnęła się nieco, może odrobinę z zakłopotaniem.
— A, wiesz. Strasznie nudno. O wiele ciekawiej jest w szkole – odpowiedziała dość wymijająco, chociaż zgodnie z prawdą, bo w domu nic się nie działo. Cud, że rodzice w ogóle zauważyli, że są wakacje i mają dzieci w domu. – Zapewne u Ciebie było znacznie ciekawiej – dodała prowokująco. Miała nadzieję, że w ten sposób odwróci uwagę Teddy’ego od niezbyt konkretnej odpowiedzi i zajmie go opowiadaniem o swoim odpoczynku.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?