11-06-2021, 04:40 PM
Stając na Peronie 9¾ tuż przed jedenastą, pierwszego września, miała bardzo mieszane uczucia. Oczywiście, z jednej strony bardzo się cieszyła z powrotu do Hogwartu i faktu, że zobaczy same znajome twarze, które w większości były dla niej bardziej przyjazne niż rodzinny dom. Z drugiej jednak strony, kolejny rok oznaczał, że jest coraz bliżej zakończenia swojej edukacji. A co gorsza – był to ostatni rok, w którym miała jeszcze widzieć Argosa na korytarzach.
Nie była na to gotowa. Miała tyle pytań i wątpliwości. Jak to będzie, kiedy go zabraknie? Co, jeśli przytłoczy ją samotność, albo nagle zostanie kompletnie sama, bo wszyscy przyjaciele, jakich kiedykolwiek miała, się od niej odwrócą? To przecież całkiem realne, w końcu była okropną osobą, która nie ma praktycznie nic nigdy nikomu do zaoferowania. Co, jeśli wszyscy się zorientują, a jedyna osoba, która zawsze była i jest jakimś stabilnym fundamentem w jej życiu, będzie gdzieś dalej, nieosiągalna? Jak ona sobie poradzi? I przede wszystkim… co się stanie, kiedy już skończy swoją edukację w Hogwarcie? W końcu już połowę edukacji miała za sobą… Nie miała na to kompletnie głowy. Ani żadnych planów. Ani pomysłów, kim mogłaby być. A to był już czas, w którym powinna wybrać przedmioty, które pozwolą jej potem podejść do OWUTEMów, dzięki którym będzie mogła dostać się do jakiejkolwiek pracy…
Ta presja była zbyt wielka! W dodatku dopadła ją w najgorszym możliwym miejscu – w zatłoczonym korytarzu Ekspresu Londyn-Hogwart, gdzie, taszcząc kufer z dowiązaną klatką z sową, i niosąc ciepłą jeszcze kawę w drugiej ręce, którą wyniosła z domu tuż zanim teleportowali się z rodzicami do Londynu, szukała wolnego przedziału. Chociaż słowo „szukała” było raczej zbyt wielkie – po prostu brnęła przed siebie, mając świadomość, że przodem poszedł Argos i na pewno gdy coś zauważy, to da jej znać.
Ale wystarczyło kilka przeciskających się obok uczniów, dziwne szarpnięcie, i kawa Aspasii, wraz zresztą z nią samą, poleciały na oślep gdzieś przed siebie. Nie dość, że wielka plama powstała właśnie na ubraniu najbliższej osoby, to Sia praktycznie zmiażdżyła go swoim ciężarem, i przy okazji ciężarem kufra. Jakby tego było mało, klatka z sową otworzyła się i w górę nagle poszybowała Effie z głośnym skrzekiem.
I zrozumiała, że nawet wycharczenie kurwa to za mało, żeby wyrazić swój stan emocjonalny.
Czerwona na twarzy (sama nie wiedziała, czy ze złości czy z zawstydzenia), czym prędzej starała się jakoś stoczyć z osoby, która wylądowała pod nią, a przede wszystkim – odepchnąć jakoś kufer, przy okazji wzrokiem wodząc za wredną uciekinierką, która, chociaż zazwyczaj strasznie ospała i leniwa, teraz wymyśliła sobie, żeby wykorzystać okazję i polecieć gdzieś w bliżej nieokreślone miejsce.
— Cholerna sowa – syczała pod nosem Sia, kiedy udało jej się w końcu odepchnąć kufer i stanąć w miarę stabilnie na nogi.
O kawie już mogła zapomnieć.
Zerknęła na osobę, która ucierpiała najbardziej, bo nie wiedziała po pierwsze – jak bardzo będzie miała przechlapane, a po drugie – czy w ogóle przeprosić… Kiedy spośród ubrań i plam wyłoniła się zupełnie znajoma twarz!
— Aidan! – krzyknęła i od razu zostawiła kufer, i wyciągnęła rękę, żeby jakoś pomóc wstać Krukonowi. – Cholera, przepraszam, pociąg tak dziwnie szarpnął i… - spojrzała na bardzo widoczną i rozległą plamę – nie możesz tak jechać. Ale nie możemy tak sterczeć na środku korytarza…
Rozejrzała się dokoła i ruszyła kawałek dalej. Los uśmiechnął się do niej po raz pierwszy tego dnia, bo bardzo szybko znalazła wolny przedział i machnęła na Aidana, żeby do niej dołączył.
— Tutaj możemy się tym zająć. Tylko… znasz jakieś zaklęcie czyszczące? Ja znam tylko Chłoszczyść, ale nie wiem, czy działa na ubrania… - rzuciła, w myślach dodając, że później zajmie się sprawą sowy. Bądź co bądź, to sowa, prędzej czy później i tak do niej wróci.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?