15-06-2021, 11:33 PM
Rozpromieniał na dźwięk wesołego splunięcia swoim własnym imieniem. Aurora zawsze brzmiała, jakby przed chwilą wypiła cały pucharek wody, choć soczystość tą mógł też śmiało zwalać na jej egzotyczne korzenie. Wybawienie nie szło tym razem w ciężkiej zbroi, lekkim krokiem łani. Bardziej ucieszyłby się chyba tylko z fiolki felix felicis wsadzonej mu za pazuchę.
-Rora! Jednak przeżyłaś! – Wyswobodzenie się z uścisku matki nie było łatwym procesem, jednak siłą zaskoczenia udało mu się oderwać od jej przyssawek ośmiornicy. Wykorzystaną okazję spożytkował na wyściskanie dziewczyny w jak najpoufalszym geście. Sowicie wycałowany, tym razem nie przez matczyne usta, odwrócił się do Gemmy i Freda by już ze spokojem wreszcie ich sobie przedstawić. Przez całe siedem lat witali i żegnali się już w pociągu i jakoś nie było okazji by zdradzić się rodzinie z tej znajomości. Spodziewał się TEGO rodzaju pytań, liczył jednak na przezorne zadanie ich już przez Lancelota w długim pełnym wypieków liście.
- Mamo, tato... Poznajcie Aurorę Flo... Jak to było? Flo-sa-dóttir? – Machnął głową odganiając natrętną niczym znudzony Irytek myśl. Popisywanie się(nie)znajomością języka mógł sobie zostawić na rodzinne święta. - W każdym razie Rorę. Chodzi ze mną na zajęcia. - Tym razem odwrócił się do dziewczyny. - To moja rodzina. – Powiedział to takim tonem, że czuć aż było jego dumę z pokrewieństwa. Czegokolwiek bowiem nie sądziłby o nieodciętej pępowinie matki, kochał ich ponad życie.
Dlatego pozwolił im wszystkim na zdawkową wymianę uprzejmości, ścięcie się oceniającym wzrokiem i wszystkie procesy, jakie zajść muszą przy zapoznawaniu się ze sobą. Wręcz zadrżał, jakby przed jego oczami dochodziło do jakiegoś przełomu. Lokomotywa gwizdnęła przeciągle wypuszczając gęsty jak mleko obłok pary aż pod samo zadaszenie peronu. Gotowała się do odjazdu. Wsysana do środka wstążki uczniów przerzedzały się. Chyba powinni także do nich dołączyć, jeżeli liczyli na to, że usiądą w jakimś normalnym miejscu.
- Na nas chyba pora – zauważył rezolutnie, wciąż schowany za dziewczyną niby za tarczą. W tej sytuacji to ona była rycerzem, księżniczką i smokiem. - Napiszę! – zabrzmiało to jakby sam się zastanawiał... - Nie przekarm mi ptaka, mamo. Znowu zapaskudzi kopertę. – Nie musiał pytać. W oczach Gemmy widział, że winien jest jej pewne wyjaśnienia. Problem leżał jedynie w tym, że nie było czego wyjaśniać. Niezależnie od tego czego oczekiwał przez te sześć lat znajomości, Aurora była po prostu świetnym towarzyszem eskapad do Zakazanego Lasu i kompatybilną pod każdym względem przyjaciółką o naturalnym talencie do wymuszania na nim uśmiechu. Używała prawdziwie czarnej magii – zagadywała go na śmierć, a przecież nie było to łatwe. Złapał Aurorę za rękaw i sugestywnie pociągnął w swoją stronę. Czas było im się zbierać. Bardzo chciał porozmawiać o przesyłanych mu listach. Nie nadążał odprawiać sów, tyle działo się w życiu dziewczyny i mógłby być o to nawet zazdrosny, gdyby nie było mu dobrze we własnej skórze.
Pociąg pociąg, gąsko?
-Rora! Jednak przeżyłaś! – Wyswobodzenie się z uścisku matki nie było łatwym procesem, jednak siłą zaskoczenia udało mu się oderwać od jej przyssawek ośmiornicy. Wykorzystaną okazję spożytkował na wyściskanie dziewczyny w jak najpoufalszym geście. Sowicie wycałowany, tym razem nie przez matczyne usta, odwrócił się do Gemmy i Freda by już ze spokojem wreszcie ich sobie przedstawić. Przez całe siedem lat witali i żegnali się już w pociągu i jakoś nie było okazji by zdradzić się rodzinie z tej znajomości. Spodziewał się TEGO rodzaju pytań, liczył jednak na przezorne zadanie ich już przez Lancelota w długim pełnym wypieków liście.
- Mamo, tato... Poznajcie Aurorę Flo... Jak to było? Flo-sa-dóttir? – Machnął głową odganiając natrętną niczym znudzony Irytek myśl. Popisywanie się(nie)znajomością języka mógł sobie zostawić na rodzinne święta. - W każdym razie Rorę. Chodzi ze mną na zajęcia. - Tym razem odwrócił się do dziewczyny. - To moja rodzina. – Powiedział to takim tonem, że czuć aż było jego dumę z pokrewieństwa. Czegokolwiek bowiem nie sądziłby o nieodciętej pępowinie matki, kochał ich ponad życie.
Dlatego pozwolił im wszystkim na zdawkową wymianę uprzejmości, ścięcie się oceniającym wzrokiem i wszystkie procesy, jakie zajść muszą przy zapoznawaniu się ze sobą. Wręcz zadrżał, jakby przed jego oczami dochodziło do jakiegoś przełomu. Lokomotywa gwizdnęła przeciągle wypuszczając gęsty jak mleko obłok pary aż pod samo zadaszenie peronu. Gotowała się do odjazdu. Wsysana do środka wstążki uczniów przerzedzały się. Chyba powinni także do nich dołączyć, jeżeli liczyli na to, że usiądą w jakimś normalnym miejscu.
- Na nas chyba pora – zauważył rezolutnie, wciąż schowany za dziewczyną niby za tarczą. W tej sytuacji to ona była rycerzem, księżniczką i smokiem. - Napiszę! – zabrzmiało to jakby sam się zastanawiał... - Nie przekarm mi ptaka, mamo. Znowu zapaskudzi kopertę. – Nie musiał pytać. W oczach Gemmy widział, że winien jest jej pewne wyjaśnienia. Problem leżał jedynie w tym, że nie było czego wyjaśniać. Niezależnie od tego czego oczekiwał przez te sześć lat znajomości, Aurora była po prostu świetnym towarzyszem eskapad do Zakazanego Lasu i kompatybilną pod każdym względem przyjaciółką o naturalnym talencie do wymuszania na nim uśmiechu. Używała prawdziwie czarnej magii – zagadywała go na śmierć, a przecież nie było to łatwe. Złapał Aurorę za rękaw i sugestywnie pociągnął w swoją stronę. Czas było im się zbierać. Bardzo chciał porozmawiać o przesyłanych mu listach. Nie nadążał odprawiać sów, tyle działo się w życiu dziewczyny i mógłby być o to nawet zazdrosny, gdyby nie było mu dobrze we własnej skórze.
Pociąg pociąg, gąsko?