17-06-2021, 09:24 PM
Wyrwana z tego dziwnego zamyślenia, gdy przesuwała wzrokiem po nieznanych jej opasłych tomiszczach, które musiały zawierać wiele tajemnic… tak wiele, które mogłaby poznać… zerknęła na Dextera i uśmiechnęła się do niego, chociaż poczuła ukłucie rozczarowania. Zdawało się, że doskonale znał to miejsce, chociaż chciała go zaskoczyć. No ale cóż, w końcu on był w Hogwarcie o dwa lata dłużej niż ona. To dwa lata więcej na zgłębienie zakamarków tajemniczej szkoły. W końcu też z powodu jego wiedzy i chęcią dzielenia się nią, są właśnie tutaj razem.
Lubiła go. Imponował jej swoją nieprzeciętną wiedzą oraz intelektem. Miał dość rewolucyjne opinie jak na czystokrwistego czarodzieja, których większość zapewne by nawet nie wysłuchała – a już na pewno nie rodzina Avery, wyzywając go pewnie od podlotków i pytania, co on sobie w zasadzie myśli. Sia doskonale wiedziała, co oni by o tym uważali, bo dorastała w tym patologicznym wręcz pragnieniu i podążaniu za czystością krwi.
To właśnie rewolucyjne spojrzenie na świat Dextera wywróciło jej świat do góry nogami. Otworzyło ją na ludzi. Przestała dyskryminować mugolaków – i w zasadzie to było najlepsze, co mogło jej się w życiu przytrafić. Dzięki niemu dostrzegła wartość ich wszystkich jako osób. Teraz było jej nawet głupio, że patrzyła na nich jak na psy na wystawie, który miał czystszy rodowód, ten był piękniejszy.
W zasadzie czasami te psy z najczystszych ras były właśnie najgorsze. Albo chore i upośledzone. Czy więc brak mieszania się nie był wbrew jakiejkolwiek naturze?
Chyba nigdy nie zdobędzie się na odwagę, aby o to zapytać. Nawet zrobiło jej się głupio, że przyrównała czarodziejów do psów. Całkiem odpłynęła w tych przemyśleniach. Zapewne przez ten stres!
Lecz kolejne jego słowa wprawiły ją w jeszcze większe zakłopotanie. Uśmiechnęła się nieco nerwowo i spuściła wzrok. Matka zapewne natychmiast skarciłaby ją za coś takiego – w końcu damy powinny być zawsze pewne siebie i wyniosłe.
Na szczęście jej matki tutaj nie było.
— Dzięki – bąknęła w końcu, nie za bardzo wiedząc, co mu powiedzieć. Nie przyzna się w końcu do swojej największej obawy, do której nawiązał wymieniony przez niego Strażnik… - Odpowiedź wydawała mi się dość naturalna – dorzuciła tylko, chociaż jak o tym pomyślała, zabrzmiało to jeszcze dziwniej i chyba na podziękowaniu powinna była zaprzestać.
Zerknęła z lekkim otrzeźwieniem na prosty gest, którym zapraszał ją do zajęcia miejsca. Matka zapewne zachwyciłaby się jego dobrymi manierami. Uśmiechnęła się i posłusznie usiadła na miękkiej kanapie, w której mogłaby się zapaść i siedzieć w nieskończoność…
Ale nie po to tutaj przyszła.
— Myślałam, że Cię zaskoczę, ale wygląda na to, że doskonale znasz to miejsce – postanowiła w końcu zagadnąć.
Może to i lepiej. Może będzie w stanie polecić jej jakieś znajdujące się tutaj tytuły.
Lubiła go. Imponował jej swoją nieprzeciętną wiedzą oraz intelektem. Miał dość rewolucyjne opinie jak na czystokrwistego czarodzieja, których większość zapewne by nawet nie wysłuchała – a już na pewno nie rodzina Avery, wyzywając go pewnie od podlotków i pytania, co on sobie w zasadzie myśli. Sia doskonale wiedziała, co oni by o tym uważali, bo dorastała w tym patologicznym wręcz pragnieniu i podążaniu za czystością krwi.
To właśnie rewolucyjne spojrzenie na świat Dextera wywróciło jej świat do góry nogami. Otworzyło ją na ludzi. Przestała dyskryminować mugolaków – i w zasadzie to było najlepsze, co mogło jej się w życiu przytrafić. Dzięki niemu dostrzegła wartość ich wszystkich jako osób. Teraz było jej nawet głupio, że patrzyła na nich jak na psy na wystawie, który miał czystszy rodowód, ten był piękniejszy.
W zasadzie czasami te psy z najczystszych ras były właśnie najgorsze. Albo chore i upośledzone. Czy więc brak mieszania się nie był wbrew jakiejkolwiek naturze?
Chyba nigdy nie zdobędzie się na odwagę, aby o to zapytać. Nawet zrobiło jej się głupio, że przyrównała czarodziejów do psów. Całkiem odpłynęła w tych przemyśleniach. Zapewne przez ten stres!
Lecz kolejne jego słowa wprawiły ją w jeszcze większe zakłopotanie. Uśmiechnęła się nieco nerwowo i spuściła wzrok. Matka zapewne natychmiast skarciłaby ją za coś takiego – w końcu damy powinny być zawsze pewne siebie i wyniosłe.
Na szczęście jej matki tutaj nie było.
— Dzięki – bąknęła w końcu, nie za bardzo wiedząc, co mu powiedzieć. Nie przyzna się w końcu do swojej największej obawy, do której nawiązał wymieniony przez niego Strażnik… - Odpowiedź wydawała mi się dość naturalna – dorzuciła tylko, chociaż jak o tym pomyślała, zabrzmiało to jeszcze dziwniej i chyba na podziękowaniu powinna była zaprzestać.
Zerknęła z lekkim otrzeźwieniem na prosty gest, którym zapraszał ją do zajęcia miejsca. Matka zapewne zachwyciłaby się jego dobrymi manierami. Uśmiechnęła się i posłusznie usiadła na miękkiej kanapie, w której mogłaby się zapaść i siedzieć w nieskończoność…
Ale nie po to tutaj przyszła.
— Myślałam, że Cię zaskoczę, ale wygląda na to, że doskonale znasz to miejsce – postanowiła w końcu zagadnąć.
Może to i lepiej. Może będzie w stanie polecić jej jakieś znajdujące się tutaj tytuły.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?