20-06-2021, 12:32 PM
Zaczynając ostatni rok nauki w Hogwarcie, raczej nie spodziewał się turbulencji już na początku roku szkolnego. A w każdym razie nie takich związanych bezpośrednio z nauką, bo te towarzyskie były do przewidzenia.
Chociaż już z zeszłego roku pamiętał, że na większości wybranych zajęć musiał znosić niektóre osoby, z którymi wolałby w ogóle nie musieć się konfrontować, to i tak było dla niego niemiłym przypomnieniem widzieć pewne twarze. Jakby tego było mało, na drugich w tym semestrze zajęciach z eliksirów okazało się, że mają do wykonania projekt grupowy. I kto przypadł mu w parze? Oczywiście nikt inny, jak naczelna i największa awanturnica, jaką Hogwart znał - Rosemary Blackwood. Gdyby to był ktokolwiek inny, to nie byłoby problemu, ale to dziewczę było w stanie wyprowadzić Dextera z równowagi po mistrzowsku. Może to było jej ukryte hobby? I naprawdę nie chciał się z nią kłócić, chciał jedynie odwalić ten projekt i mieć to z głowy, ale już po wymianie dwóch zdań zaczęli się sprzeczać.
I najwyraźniej koniec zajęć nie zakończył sporu. Beckett zgarnął swoją torbę i wyszedł z klasy sztormowym krokiem, mając zamiar oddalić się od całej sytuacji, ale przypisana mu w parze Gryfonka chyba miała inne plany i zamiary, bo wyleciała przez drzwi zaraz za nim. I oczywiście musiała nadal ciągnąć swoje mądrości, których wcale nie chciał słuchać.
Zatrzymał się gwałtownie, jak tylko stwierdziła, że z ich dwojga to ona jest tą myślącą. Spojrzał na nią ostrym wzrokiem, choć wyraz jego twarzy zdawał się pozostać neutralny.
- A co ty na to, żeby może przestać zadzierać nosa i uważać się za najmądrzejszą kurę w kurniku? Jakoś nie jestem przekonany, żebyś zrobiła to lepiej ode mnie. - Wiedział, że Rose jest dobra z eliksirów, ale przez niewyjaśniony konflikt jaki istniał między nimi, nie ufał jej, więc nie brał nawet pod uwagę opcji oddania jej odpowiedzialności za projekt. - Zrobimy ten eliksir razem, jak cywilizowani ludzi. - Przedostatnie słowo zaakcentował odrobinę i jednocześnie zmierzył dziewczynę spojrzeniem, jakby tym gestem sugerował, że ona do cywilizowanych się nie zalicza. Zanim zdążyła odpowiedzieć, ruszył ponownie przed siebie.
Chociaż już z zeszłego roku pamiętał, że na większości wybranych zajęć musiał znosić niektóre osoby, z którymi wolałby w ogóle nie musieć się konfrontować, to i tak było dla niego niemiłym przypomnieniem widzieć pewne twarze. Jakby tego było mało, na drugich w tym semestrze zajęciach z eliksirów okazało się, że mają do wykonania projekt grupowy. I kto przypadł mu w parze? Oczywiście nikt inny, jak naczelna i największa awanturnica, jaką Hogwart znał - Rosemary Blackwood. Gdyby to był ktokolwiek inny, to nie byłoby problemu, ale to dziewczę było w stanie wyprowadzić Dextera z równowagi po mistrzowsku. Może to było jej ukryte hobby? I naprawdę nie chciał się z nią kłócić, chciał jedynie odwalić ten projekt i mieć to z głowy, ale już po wymianie dwóch zdań zaczęli się sprzeczać.
I najwyraźniej koniec zajęć nie zakończył sporu. Beckett zgarnął swoją torbę i wyszedł z klasy sztormowym krokiem, mając zamiar oddalić się od całej sytuacji, ale przypisana mu w parze Gryfonka chyba miała inne plany i zamiary, bo wyleciała przez drzwi zaraz za nim. I oczywiście musiała nadal ciągnąć swoje mądrości, których wcale nie chciał słuchać.
Zatrzymał się gwałtownie, jak tylko stwierdziła, że z ich dwojga to ona jest tą myślącą. Spojrzał na nią ostrym wzrokiem, choć wyraz jego twarzy zdawał się pozostać neutralny.
- A co ty na to, żeby może przestać zadzierać nosa i uważać się za najmądrzejszą kurę w kurniku? Jakoś nie jestem przekonany, żebyś zrobiła to lepiej ode mnie. - Wiedział, że Rose jest dobra z eliksirów, ale przez niewyjaśniony konflikt jaki istniał między nimi, nie ufał jej, więc nie brał nawet pod uwagę opcji oddania jej odpowiedzialności za projekt. - Zrobimy ten eliksir razem, jak cywilizowani ludzi. - Przedostatnie słowo zaakcentował odrobinę i jednocześnie zmierzył dziewczynę spojrzeniem, jakby tym gestem sugerował, że ona do cywilizowanych się nie zalicza. Zanim zdążyła odpowiedzieć, ruszył ponownie przed siebie.