24-06-2021, 02:26 AM
Aidan zdążył przybyć na peron i niedługo potem zgubić brata gdzieś w dzikim tłumie. Być może miało to coś wspólnego, że był zbyt zajęty wyjątkowo uprzejmym zwróceniem uwagi komuś, kto wpadł wcześniej na Olivera, jak powinno się chodzić. A może to jednak jego roztrzepanie? Bez względu na powód, został w tłumie sam, co w gruncie rzeczy nieszczególnie by mu przeszkadzało, gdyby nie to, że czasem miewał drobne wątpliwości co do samodzielności, czy też zaradności brata. Oczywiście próbował go znaleźć, ale tuż przed jedenastą był bezsprzecznie zmuszony się poddać.
Wsiadł do pociągu nieszczęśliwie jako jedna z ostatnich osób, przez co zaraz każdy kolejny mijany przez niego przedział był już zajęty - zwykle przez gromadki rozwrzeszczanych bachorów. A może tylko ci zwracali na siebie aż taką uwagę? I być może w kilku z tych przedziałów znalazłoby się miejsce, ale naprawdę wolałby już spędzić pierwszą godzinę podróży na spacerowaniu wzdłuż alejki... Cokolwiek, żeby tylko nie musieć angażować się w relacje, których szczerze nie chciał. Wystarczyła jedna, znajoma normalna osoba. Chyba nie prosił o wiele?
Gdy bez skrępowania patrzył akurat po oknach jednego z przedziałów, poczuł kolejno podejrzane ciepło rozlewające się po jego koszulce, które po chwili nawet zapiekło oraz ciężar na sobie, który co prawda chciał utrzymać, jednak już po sekundzie runął na ziemię wraz ze swoim napastnikiem! Jeszcze nim zobaczył osobę, której najwyraźniej zamortyzował upadek, otworzył usta, by jak najdobitniej podzielić się z nią, co myśli o podobnych niezdarach... Ale bądźmy szczerzy, działała tu zasada podwójnego standardu. Istniała przecież ta garstka osób, której był gotów oszczędzić bardziej soczystego słownictwa.
Szczęśliwie - chyba - trafiło na Aspasię, którą w pierwszej chwili poznał po głosie i tylko to powstrzymało go od pierwszej dawki srogiego opieprzu. Alternatywą było głośne westchnienie, kiedy na chwilę zamknął oczy, by policzyć do dziesięciu. Przy pięciu uznał nawet, że starczy!
Bez słowa przyjął jej pomoc przy wstawaniu i dopiero spuścił wzrok na swoje ubranie.
- Nawet nie wiem, czy od tego momentu będzie coraz lepiej, czy coraz gorzej - mruknął, szczerze obawiając się, że taki początek nowego roku szkolnego może zwiastować tylko gorszy finał, choć wbrew pozorom nie miał do niej większego wyrzutu. Tak naprawdę nie wierzył w tego typu sygnały i coś takiego jak szczęście, czy pech. W przeciwnym razie musiałby stale winić jakąś niewidzialną, niezrozumiałą siłę za zsyłanie na niego... No właśnie. Chociażby gorącej kawy w sposób, w jaki nie powinna ona być serwowana.
Niemniej jednak nie miał Ślizgonce wcale za złe - tylko i wyłącznie dlatego, że należała ona do grona, które nie tylko tolerował, ale nawet lubił! A choć chętnie spotkałby ją w nieco innych okolicznościach, cieszył się, że na siebie wpadli. I wcale nie chodziło jeszcze o desperację! Nie był jeszcze na tym etapie podróży.
Oczywiście sprawnie wszedł do przedziału za Aspasią. A właśnie! Więc wreszcie trafił na wolny przedział z dala od wszystkich tych, z którymi może i wytrzymałby podróż, ale zdecydowanie nie chciał być do tego zmuszony. Czyli nie powinien zakładać, że będzie tylko gorzej. Świetnie.
Mimo przejęcia Ślizgonki plamą, Aidan w pierwszej kolejności usiadł tuż przy drzwiach przedziału i odetchnął cicho.
- Może zacznij od tego, jak minęły ci wakacje? - zmienił sprawnie temat na zdecydowanie ciekawszy niż atak na jego osobę.
W międzyczasie wyciągnął też różdżkę faktycznie gotów spróbować pozbyć się plamy.
- W każdym razie powinno zadziałać - dodał jeszcze, faktycznie licząc, że chłoszczyść zadziała odpowiednio. - Chłoszczyść.
Plama, ku uldze Krukona, sprawnie zniknęła.
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Aidan
Progress: 1/3 - jedno zaklęcie z głowy
Kostka: 10
Wsiadł do pociągu nieszczęśliwie jako jedna z ostatnich osób, przez co zaraz każdy kolejny mijany przez niego przedział był już zajęty - zwykle przez gromadki rozwrzeszczanych bachorów. A może tylko ci zwracali na siebie aż taką uwagę? I być może w kilku z tych przedziałów znalazłoby się miejsce, ale naprawdę wolałby już spędzić pierwszą godzinę podróży na spacerowaniu wzdłuż alejki... Cokolwiek, żeby tylko nie musieć angażować się w relacje, których szczerze nie chciał. Wystarczyła jedna, znajoma normalna osoba. Chyba nie prosił o wiele?
Gdy bez skrępowania patrzył akurat po oknach jednego z przedziałów, poczuł kolejno podejrzane ciepło rozlewające się po jego koszulce, które po chwili nawet zapiekło oraz ciężar na sobie, który co prawda chciał utrzymać, jednak już po sekundzie runął na ziemię wraz ze swoim napastnikiem! Jeszcze nim zobaczył osobę, której najwyraźniej zamortyzował upadek, otworzył usta, by jak najdobitniej podzielić się z nią, co myśli o podobnych niezdarach... Ale bądźmy szczerzy, działała tu zasada podwójnego standardu. Istniała przecież ta garstka osób, której był gotów oszczędzić bardziej soczystego słownictwa.
Szczęśliwie - chyba - trafiło na Aspasię, którą w pierwszej chwili poznał po głosie i tylko to powstrzymało go od pierwszej dawki srogiego opieprzu. Alternatywą było głośne westchnienie, kiedy na chwilę zamknął oczy, by policzyć do dziesięciu. Przy pięciu uznał nawet, że starczy!
Bez słowa przyjął jej pomoc przy wstawaniu i dopiero spuścił wzrok na swoje ubranie.
- Nawet nie wiem, czy od tego momentu będzie coraz lepiej, czy coraz gorzej - mruknął, szczerze obawiając się, że taki początek nowego roku szkolnego może zwiastować tylko gorszy finał, choć wbrew pozorom nie miał do niej większego wyrzutu. Tak naprawdę nie wierzył w tego typu sygnały i coś takiego jak szczęście, czy pech. W przeciwnym razie musiałby stale winić jakąś niewidzialną, niezrozumiałą siłę za zsyłanie na niego... No właśnie. Chociażby gorącej kawy w sposób, w jaki nie powinna ona być serwowana.
Niemniej jednak nie miał Ślizgonce wcale za złe - tylko i wyłącznie dlatego, że należała ona do grona, które nie tylko tolerował, ale nawet lubił! A choć chętnie spotkałby ją w nieco innych okolicznościach, cieszył się, że na siebie wpadli. I wcale nie chodziło jeszcze o desperację! Nie był jeszcze na tym etapie podróży.
Oczywiście sprawnie wszedł do przedziału za Aspasią. A właśnie! Więc wreszcie trafił na wolny przedział z dala od wszystkich tych, z którymi może i wytrzymałby podróż, ale zdecydowanie nie chciał być do tego zmuszony. Czyli nie powinien zakładać, że będzie tylko gorzej. Świetnie.
Mimo przejęcia Ślizgonki plamą, Aidan w pierwszej kolejności usiadł tuż przy drzwiach przedziału i odetchnął cicho.
- Może zacznij od tego, jak minęły ci wakacje? - zmienił sprawnie temat na zdecydowanie ciekawszy niż atak na jego osobę.
W międzyczasie wyciągnął też różdżkę faktycznie gotów spróbować pozbyć się plamy.
- W każdym razie powinno zadziałać - dodał jeszcze, faktycznie licząc, że chłoszczyść zadziała odpowiednio. - Chłoszczyść.
Plama, ku uldze Krukona, sprawnie zniknęła.