24-06-2021, 06:01 PM
| 05 września 2020
Starała się uciekać z Wielkiej Sali jak najszybciej tylko mogła, jadła głównie w dormitorium lub na błoniach jeśli akurat pogoda jej dopisała. Na zajęciach siadała w ostatnich ławach i nie odzywała się za bardzo. Musiała na nowo przywyknąć do szkolnej społeczności. Przez wakacje mało opuszczała dom, aby przypadkiem nie natknąć się na Hadesa, siedziała w pokoju i zajmowała się swoją siostrą, a gdy mała spała czytała podręczniki na nowy rok szkolny. O uszy zdążyło się jej już obić, że Kaia jej dobra znajoma, z którą spędzała sporo czasu w czwartej klasie wyprawiała imprezę. Nie chciała na nią natrafić. Nadal, gdy spotykała znajome twarze czuła jak zżerało ją poczucie winy, że tak wszystkich olała, ale jednocześnie, co miała im powiedzieć? Nie lubiła kłamać, wolała wszystko ukrywać, ale nie kłamać. Unikała odpowiedzi, odpowiadała lakonicznie i szybko się wykręcała z kontaktu z ludźmi.
Skierowała swoje kroki ku schodom, aby móc dostać się na sam dół i wyjść na błonia. Nie chciała przypadkiem wpaść na kogoś, z kim akurat nie chciała rozmawiać. Na korytarzu było zawsze mnóstwo ludzi, ale jak na złość tym razem było inaczej, jakby każdy wiedział, że w tym momencie, o tej godzinie, w tym miejscu Ivy Blackthorn spotka Kaie Harris, z którą chciała się teraz jak najmniej się widzieć. Musiała być jednak twarda i jeszcze bardziej dziwna niż zwykle, jeszcze bardziej chłodna i obojętna. Musiała naostrzyć swoje chłodne ostrza i zabić w ludziach chęć obcowania z nią. Miała nadzieję, że się poddadzą i będzie mogła na spokojnie przewegetować te dwa lata nauki w tym miejscu.
Głos Kai sprawił, że na karku przeszedł jej dreszcz. Nie do końca wiedziała, czy był to strach, czy może złość, frustracja, wstyd? Nie potrafiła określić tego uczucia, ale gapiła się na nią swoimi szarymi oczami jak ciele w malowane wrota. Co miała jej powiedzieć? Jak zareagować? – bo na entuzjazm nie miała nawet siły, a co dopiero ochoty.
— To ja… – bąknęła głupio, po dłuższej chwili jakby jej umysł zaliczył laga roku. — I tak, nie było mnie. Uczyłam się w domu. Wszystko w porządku – odpowiedziała szybko, krótko spuszczając wzrok i jakby próbując ją minąć, ale właśnie przechodziła grupka Ślizgonów, która ją lekko staranowała i tym samym powstrzymała jej kroki przejścia dalej. Nawet nie zwrócili na nią uwagi tylko przeszli dalej.
Starała się uciekać z Wielkiej Sali jak najszybciej tylko mogła, jadła głównie w dormitorium lub na błoniach jeśli akurat pogoda jej dopisała. Na zajęciach siadała w ostatnich ławach i nie odzywała się za bardzo. Musiała na nowo przywyknąć do szkolnej społeczności. Przez wakacje mało opuszczała dom, aby przypadkiem nie natknąć się na Hadesa, siedziała w pokoju i zajmowała się swoją siostrą, a gdy mała spała czytała podręczniki na nowy rok szkolny. O uszy zdążyło się jej już obić, że Kaia jej dobra znajoma, z którą spędzała sporo czasu w czwartej klasie wyprawiała imprezę. Nie chciała na nią natrafić. Nadal, gdy spotykała znajome twarze czuła jak zżerało ją poczucie winy, że tak wszystkich olała, ale jednocześnie, co miała im powiedzieć? Nie lubiła kłamać, wolała wszystko ukrywać, ale nie kłamać. Unikała odpowiedzi, odpowiadała lakonicznie i szybko się wykręcała z kontaktu z ludźmi.
Skierowała swoje kroki ku schodom, aby móc dostać się na sam dół i wyjść na błonia. Nie chciała przypadkiem wpaść na kogoś, z kim akurat nie chciała rozmawiać. Na korytarzu było zawsze mnóstwo ludzi, ale jak na złość tym razem było inaczej, jakby każdy wiedział, że w tym momencie, o tej godzinie, w tym miejscu Ivy Blackthorn spotka Kaie Harris, z którą chciała się teraz jak najmniej się widzieć. Musiała być jednak twarda i jeszcze bardziej dziwna niż zwykle, jeszcze bardziej chłodna i obojętna. Musiała naostrzyć swoje chłodne ostrza i zabić w ludziach chęć obcowania z nią. Miała nadzieję, że się poddadzą i będzie mogła na spokojnie przewegetować te dwa lata nauki w tym miejscu.
Głos Kai sprawił, że na karku przeszedł jej dreszcz. Nie do końca wiedziała, czy był to strach, czy może złość, frustracja, wstyd? Nie potrafiła określić tego uczucia, ale gapiła się na nią swoimi szarymi oczami jak ciele w malowane wrota. Co miała jej powiedzieć? Jak zareagować? – bo na entuzjazm nie miała nawet siły, a co dopiero ochoty.
— To ja… – bąknęła głupio, po dłuższej chwili jakby jej umysł zaliczył laga roku. — I tak, nie było mnie. Uczyłam się w domu. Wszystko w porządku – odpowiedziała szybko, krótko spuszczając wzrok i jakby próbując ją minąć, ale właśnie przechodziła grupka Ślizgonów, która ją lekko staranowała i tym samym powstrzymała jej kroki przejścia dalej. Nawet nie zwrócili na nią uwagi tylko przeszli dalej.