28-06-2021, 10:41 PM
Uśmiechnął się do niej pociesznie, acz nieco oszczędnie, by nie szczerzyć zębów jak niewychowany baran, po czym skłonił krótko głowę. Dla niego nie było niczym dziwnym prawienie komplementów, ani niespotykanym. Taki był, trochę czaruś i szarmant, acz jeszcze w dobrym guście, nie tak jak obleśni, jedynie myślący, że są czarujący, faceci, którzy zasad dobrych manier nawet z daleka nie widzieli i w pierwszej chwili obśliniali biedne grzbiety dłoni kobiecych swoimi rozochoconymi ustami. Największa i najczęstsza niestety wtopa, a przy tym jaka potworna.
Słuchał kelnera w milczeniu, czekając aż przedstawi im obu dania - i zwracając uwagę, że przy Oriane bardziej się zaangażował. Nie złościł się, wręcz uznał to za naturalne, że mu się podoba. No, może trochę niesmaku budziło, że powinien się zachowywać dla każdego tak samo, ale miał z tyłu głowy ostrzeżenie matki o genetycznym pochodzeniu Oriane. Krew wili nie była łaskawa nawet dla tych, którzy mieli tego świadomość. Nawet dla niego, choć nie w pełni chciał się z tym zgodzić. Acz czy nie są w ten sposób "kwita"? To sprawiało, że z samym sobą jakoś było mu lepiej i swobodniej.
- Dziękujemy. - Powiedział uprzejmie do kelnera, który wkrótce odszedł wykonywać swoją pracę gdzieś indziej. I w czasie gdy on odchodził, myśli Raphaela zakołowały wokół myśli Oriane, a dokładnie przemyśleń dotyczących Hogwartu, jak i jego współistnienia w tej społeczności. Trochę go to uraziło, to prawda. Nie tak, by chować uraz zbyt długo, ale na tyle, by go to zakłuło. Nie uważał by to, jak przedstawiała to Oriane, miało się faktycznie w takim stopniu, jak to, jak to było w Hogwarcie. Uważał siebie za dość wykształconego by zauważać pewne rzeczy i nie twierdził, że wie wszystko, ani że Hogwart jest bez wad, jednak też nie czuł się i nie uważał, by był ofiarą celowego zabiegu kontroli tłumu. Gdyby tylko byłą w Hogwarcie, w zasadzie szybko najpewniej by uznała, że ten tłum cięzko kontrolować. W ogóle młodzież ciężko kontrolować, w momencie kiedy połowa przechodzi czas buntu nastoletniego i robi wszystko po swojemu. Poza tym, Nie widział nic złego w potrzebie nauki wielu dziedzin. Uważał to za potrzebne i pożyteczne, i niekoniecznie rozumiał dlaczego brak takich zajęć jak literatura czy savoir vivre, podział na domy, który był tak ekscytujący i nie dzielił, a łączył wielu uczniów wbrew pozorom... Jak to miało być czymś tylko i wyłącznie złym, czy w większości złym? Czy jej zdaniem każdy w Wielkiej Brytanii jest zmanipulowany tylko dlatego?
Może trochę też przejął się jej myślą, nawet w głowie zaangażował się w obronę Hogwartu i siebie, jednak powstrzymywało go jedno - oficjalnie nic z tych rzeczy nie wie i absolutnie nie mógł sobie pozwolić nawet na bycie podejrzanym o legilimencję. Bywał impulsywny, jednak tym razem faktycznie potrafił trzymać język za zębami i zachować zimną krew, choć przez chwilę wewnętrznego monologu ciśnienie lekko skoczyło mu w złości.
- Jedna z lepszych tutejszych restauracji. - Powiedział uprzejmie, posyłając jej oszczędniejszy nawet niż wcześniej uśmiech, choć nadal przyjazny. - Na Pokątnej, mam na myśli. Zachęcam, byłem tu już kilka razy i nigdy się nie zawiodłem.
Słuchał kelnera w milczeniu, czekając aż przedstawi im obu dania - i zwracając uwagę, że przy Oriane bardziej się zaangażował. Nie złościł się, wręcz uznał to za naturalne, że mu się podoba. No, może trochę niesmaku budziło, że powinien się zachowywać dla każdego tak samo, ale miał z tyłu głowy ostrzeżenie matki o genetycznym pochodzeniu Oriane. Krew wili nie była łaskawa nawet dla tych, którzy mieli tego świadomość. Nawet dla niego, choć nie w pełni chciał się z tym zgodzić. Acz czy nie są w ten sposób "kwita"? To sprawiało, że z samym sobą jakoś było mu lepiej i swobodniej.
- Dziękujemy. - Powiedział uprzejmie do kelnera, który wkrótce odszedł wykonywać swoją pracę gdzieś indziej. I w czasie gdy on odchodził, myśli Raphaela zakołowały wokół myśli Oriane, a dokładnie przemyśleń dotyczących Hogwartu, jak i jego współistnienia w tej społeczności. Trochę go to uraziło, to prawda. Nie tak, by chować uraz zbyt długo, ale na tyle, by go to zakłuło. Nie uważał by to, jak przedstawiała to Oriane, miało się faktycznie w takim stopniu, jak to, jak to było w Hogwarcie. Uważał siebie za dość wykształconego by zauważać pewne rzeczy i nie twierdził, że wie wszystko, ani że Hogwart jest bez wad, jednak też nie czuł się i nie uważał, by był ofiarą celowego zabiegu kontroli tłumu. Gdyby tylko byłą w Hogwarcie, w zasadzie szybko najpewniej by uznała, że ten tłum cięzko kontrolować. W ogóle młodzież ciężko kontrolować, w momencie kiedy połowa przechodzi czas buntu nastoletniego i robi wszystko po swojemu. Poza tym, Nie widział nic złego w potrzebie nauki wielu dziedzin. Uważał to za potrzebne i pożyteczne, i niekoniecznie rozumiał dlaczego brak takich zajęć jak literatura czy savoir vivre, podział na domy, który był tak ekscytujący i nie dzielił, a łączył wielu uczniów wbrew pozorom... Jak to miało być czymś tylko i wyłącznie złym, czy w większości złym? Czy jej zdaniem każdy w Wielkiej Brytanii jest zmanipulowany tylko dlatego?
Może trochę też przejął się jej myślą, nawet w głowie zaangażował się w obronę Hogwartu i siebie, jednak powstrzymywało go jedno - oficjalnie nic z tych rzeczy nie wie i absolutnie nie mógł sobie pozwolić nawet na bycie podejrzanym o legilimencję. Bywał impulsywny, jednak tym razem faktycznie potrafił trzymać język za zębami i zachować zimną krew, choć przez chwilę wewnętrznego monologu ciśnienie lekko skoczyło mu w złości.
- Jedna z lepszych tutejszych restauracji. - Powiedział uprzejmie, posyłając jej oszczędniejszy nawet niż wcześniej uśmiech, choć nadal przyjazny. - Na Pokątnej, mam na myśli. Zachęcam, byłem tu już kilka razy i nigdy się nie zawiodłem.