29-06-2021, 10:44 PM
Więc przyszedł nad jezioro, sam. Nie miał zielonego pojęcia co to było, co przed chwilą zaszło z rudowłosą Puchonką, i czemu nie może jak wszyscy inni, po prostu zapytać. Naprawdę chciał zapytać. Ale nie mógł, i to frustrowało. Ale nie poddawał się, to najważniejsze, i intensywnie kombinował jak zrobić żeby obie strony się zrozumiały, a przy tym on sam nie wyszedł ze swojej strefy komfortu.
Rzucał kaczki jedna za drugą, pogrążony w swoich myślach. Zupełnie nie kontaktował co się działo dookoła. Jedyne, co miał w głowie, to jej oczy, uśmiech, zapach, i to jak bardzo chciałby żeby tak po prostu się ułożyło. Tylko to było w jego głowie i doprawdy nigdy nie był tak oddany czemukolwiek, jak tej relacji, tak sam z siebie. Nigdy nie byl zaangażowany, ot powiało go gdziekolwiek i było lepiej lub gorzej. A tu? Nie umiał nawet się od tego odsunąć, choćby chciał. To było uczucie, ale nie tylko. Nadzieja, bezpieczeństwo. Nadzieja.
Nigdy nikt nie powstrzymał jego napadu złości. Nigdy nie został u jego boku widząc jego najmroczniejszą stronę. Nigdy nie sprawił, że choć czuł w sobie, że wkrótce się złamie pod wpływem uczuć niczym zapałka, przeciągał go na dobrą, przyjemną stronę, w stronę słońca i ciepła, a uczucie ciężkości i zagrożenia znikało niepostrzeżenie. Nigdy nikt go nie uchronił, a Saoirse...
Odetchnął, mocniej rzucając kamień, przez co zatopił się zamiast pofrunąć po tafli w podskokach. Wtedy usłyszał znajomy głos, choć drgnął i tak w zaskoczeniu, oglądając się zaraz na kolegę z dormitorium.
- Spierdalaj, czasem nawet ja wychodzę. - Rzucił mimo słów zupełnie bez agresji. Schylił się po chwili po kolejną garść kamyków. - Śledzisz mnie czy wspaniały los skrzyżował nasze drogi? - Ironia aż krzyczała. Rzucił kaczkę, odbiła się trzy razy.
Rzucał kaczki jedna za drugą, pogrążony w swoich myślach. Zupełnie nie kontaktował co się działo dookoła. Jedyne, co miał w głowie, to jej oczy, uśmiech, zapach, i to jak bardzo chciałby żeby tak po prostu się ułożyło. Tylko to było w jego głowie i doprawdy nigdy nie był tak oddany czemukolwiek, jak tej relacji, tak sam z siebie. Nigdy nie byl zaangażowany, ot powiało go gdziekolwiek i było lepiej lub gorzej. A tu? Nie umiał nawet się od tego odsunąć, choćby chciał. To było uczucie, ale nie tylko. Nadzieja, bezpieczeństwo. Nadzieja.
Nigdy nikt nie powstrzymał jego napadu złości. Nigdy nie został u jego boku widząc jego najmroczniejszą stronę. Nigdy nie sprawił, że choć czuł w sobie, że wkrótce się złamie pod wpływem uczuć niczym zapałka, przeciągał go na dobrą, przyjemną stronę, w stronę słońca i ciepła, a uczucie ciężkości i zagrożenia znikało niepostrzeżenie. Nigdy nikt go nie uchronił, a Saoirse...
Odetchnął, mocniej rzucając kamień, przez co zatopił się zamiast pofrunąć po tafli w podskokach. Wtedy usłyszał znajomy głos, choć drgnął i tak w zaskoczeniu, oglądając się zaraz na kolegę z dormitorium.
- Spierdalaj, czasem nawet ja wychodzę. - Rzucił mimo słów zupełnie bez agresji. Schylił się po chwili po kolejną garść kamyków. - Śledzisz mnie czy wspaniały los skrzyżował nasze drogi? - Ironia aż krzyczała. Rzucił kaczkę, odbiła się trzy razy.
"The echo, as wide as the equator,
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."
Travels through a world of built up anger-
Too late to pull itself together now."