15-07-2021, 02:25 PM
Spojrzała na niego ze szczerym zdumieniem, bo to, co usłyszała, było w tym momencie ostatnim, czego się spodziewała. Może kiedyś, długie lata temu, coś takiego zdawałoby jej się normalne i na porządku dziennym – może wtedy spodziewałaby się, że faktycznie mu jeszcze jakoś zależało. Ale te czasy już dawno minęły i teraz cudem było, jeśli się chociażby tolerowali.
A tymczasem, po tylu latach złośliwości, Romilly ponownie wyciągał do niej dłoń, jakby faktycznie chciał się zachować jak jej przyjaciel lub narzeczony, którym był, który się przejmuje jej losem i chce wziąć odpowiedzialność i za nią, i za wspólną przyszłość?
Minęła chwila, w której mierzyła go uważnie spojrzeniem, jakby przy okazji oceniając, na ile szczere były jego intencje wobec niej. Czy zamierzał tego wszystkiego wysłuchać, a potem ją wyśmiać? Sama nie wiedziała. Może nie wyśmiać, co zbagatelizować – tego mogłaby się spodziewać. Ale dzisiaj jego zachowanie było tak bardzo… inne. Jakby naprawdę mu zależało, jakby sam chciał okazać jej trochę dobrej woli.
I… sama nie wiedziała, dlaczego, ale chyba nie miała w tym momencie serca, żeby go odtrącać.
Albo tak bardzo potrzebowała kogoś, kto by ją wysłuchał i mniej więcej zrozumiał. Bądź co bądź, niektóre sytuacje, przynajmniej związane z rodziną, były Romilly’emu dobrze znane.
Ten chłód i upór w jej oczach nagle stopniał, a dziewczyna westchnęła głęboko i odeszła kawałek, tylko po to, aby przycupnąć na najbliższym parapecie i skrzyżować ramiona pod biustem. Zwiesiła też nieco głowę, pozwalając, aby blond włosy zasłoniły jej twarz – i dzięki temu nie będzie musiała patrzeć na reakcję Romilly’ego.
To, co robiła, było słabością. Rodzice by ją za to skarcili. Nie powinna robić czegoś takiego. Nie powinna pokazywać komuś swojej słabej strony.
Ale mimo wszystko tak bardzo chciała komuś zaufać, chciała mieć jeszcze choć jedną taką osobę, która będzie dla niej jak Argos. Może wtedy czułaby się bezpieczna.
A skoro ma wyjść za Romilly’ego… może warto spróbować…?
— Chodzi o… wszystko w zasadzie – zaczęła jakże klarownie. – O Argosa. O SUMy. O przyszłość. O teraźniejszość. Nie chcę, żeby ten rok się kończył. Tak w zasadzie nie chciałam, żeby kończył się poprzedni, bo wiedziałam, ile stresu przyniesie. Argos kończy szkołę, w przyszłym roku będę sama. Zbliżają się SUMy i wiesz, jak rodzice cisną o najlepsze stopnie. A nawet jak mi się uda, nie wiem, co mam robić potem. Znaczy, jasne, rodzice mają dla mnie świetny plan kury domowej i maszynki do rodzenia dzieci, ale ja wiem, że nie będę szczęśliwa, jeśli stanę się moją matką. A poza tym martwię się… że moi znajomi mogą mnie zostawić. Już teraz prawie ich nie widuję. Coś się zepsuło na początku roku, albo to ja za czymś nie mogę nadążyć i… - westchnęła głęboko. – To wszystko sprawia, że jest mi źle – mówiła coraz ciszej, bo to, co wyjawiała Romilly’emu, było dla niej tak bardzo osobiste, że praktycznie intymne. I przy okazji bała się, że odkrywając tę część siebie, Burke jej nie zrozumie, a może nawet wyśmieje. Zawsze się tak przecież kończyło. Nie z nim, ale w rodzinie. Tylko u Argosa spotykała się ze zrozumieniem.
Zamknęła oczy, czując, jak nagły przypływ emocji po tym zwierzeniu zaczyna ściskać jej gardło. Było jej tak bardzo ciężko. Jej ciało spięło się całe w stresie, a ona zacisnęła mocniej palce na rękawach swojej bluzki.
Chciała mu powiedzieć więcej, ale bała się tego, co może usłyszeć. Postanowiła zaryzykować, pokazała mu skrawek siebie, prawdziwej siebie – tej małej, wystraszonej dziewczynki, która siedziała od zawsze w środku panienki Avery, i teraz bała się otrzymać jakąkolwiek reakcję.
Najwyżej ucieknie. Jak ostatni tchórz, którym w zasadzie była, zakopie się w dormitorium pod kocem i już nigdy z niego nie wyjdzie.
Albo znajdzie jakąś opuszczoną komnatę i tam się zatrzaśnie. To był znacznie lepszy pomysł.
A tymczasem, po tylu latach złośliwości, Romilly ponownie wyciągał do niej dłoń, jakby faktycznie chciał się zachować jak jej przyjaciel lub narzeczony, którym był, który się przejmuje jej losem i chce wziąć odpowiedzialność i za nią, i za wspólną przyszłość?
Minęła chwila, w której mierzyła go uważnie spojrzeniem, jakby przy okazji oceniając, na ile szczere były jego intencje wobec niej. Czy zamierzał tego wszystkiego wysłuchać, a potem ją wyśmiać? Sama nie wiedziała. Może nie wyśmiać, co zbagatelizować – tego mogłaby się spodziewać. Ale dzisiaj jego zachowanie było tak bardzo… inne. Jakby naprawdę mu zależało, jakby sam chciał okazać jej trochę dobrej woli.
I… sama nie wiedziała, dlaczego, ale chyba nie miała w tym momencie serca, żeby go odtrącać.
Albo tak bardzo potrzebowała kogoś, kto by ją wysłuchał i mniej więcej zrozumiał. Bądź co bądź, niektóre sytuacje, przynajmniej związane z rodziną, były Romilly’emu dobrze znane.
Ten chłód i upór w jej oczach nagle stopniał, a dziewczyna westchnęła głęboko i odeszła kawałek, tylko po to, aby przycupnąć na najbliższym parapecie i skrzyżować ramiona pod biustem. Zwiesiła też nieco głowę, pozwalając, aby blond włosy zasłoniły jej twarz – i dzięki temu nie będzie musiała patrzeć na reakcję Romilly’ego.
To, co robiła, było słabością. Rodzice by ją za to skarcili. Nie powinna robić czegoś takiego. Nie powinna pokazywać komuś swojej słabej strony.
Ale mimo wszystko tak bardzo chciała komuś zaufać, chciała mieć jeszcze choć jedną taką osobę, która będzie dla niej jak Argos. Może wtedy czułaby się bezpieczna.
A skoro ma wyjść za Romilly’ego… może warto spróbować…?
— Chodzi o… wszystko w zasadzie – zaczęła jakże klarownie. – O Argosa. O SUMy. O przyszłość. O teraźniejszość. Nie chcę, żeby ten rok się kończył. Tak w zasadzie nie chciałam, żeby kończył się poprzedni, bo wiedziałam, ile stresu przyniesie. Argos kończy szkołę, w przyszłym roku będę sama. Zbliżają się SUMy i wiesz, jak rodzice cisną o najlepsze stopnie. A nawet jak mi się uda, nie wiem, co mam robić potem. Znaczy, jasne, rodzice mają dla mnie świetny plan kury domowej i maszynki do rodzenia dzieci, ale ja wiem, że nie będę szczęśliwa, jeśli stanę się moją matką. A poza tym martwię się… że moi znajomi mogą mnie zostawić. Już teraz prawie ich nie widuję. Coś się zepsuło na początku roku, albo to ja za czymś nie mogę nadążyć i… - westchnęła głęboko. – To wszystko sprawia, że jest mi źle – mówiła coraz ciszej, bo to, co wyjawiała Romilly’emu, było dla niej tak bardzo osobiste, że praktycznie intymne. I przy okazji bała się, że odkrywając tę część siebie, Burke jej nie zrozumie, a może nawet wyśmieje. Zawsze się tak przecież kończyło. Nie z nim, ale w rodzinie. Tylko u Argosa spotykała się ze zrozumieniem.
Zamknęła oczy, czując, jak nagły przypływ emocji po tym zwierzeniu zaczyna ściskać jej gardło. Było jej tak bardzo ciężko. Jej ciało spięło się całe w stresie, a ona zacisnęła mocniej palce na rękawach swojej bluzki.
Chciała mu powiedzieć więcej, ale bała się tego, co może usłyszeć. Postanowiła zaryzykować, pokazała mu skrawek siebie, prawdziwej siebie – tej małej, wystraszonej dziewczynki, która siedziała od zawsze w środku panienki Avery, i teraz bała się otrzymać jakąkolwiek reakcję.
Najwyżej ucieknie. Jak ostatni tchórz, którym w zasadzie była, zakopie się w dormitorium pod kocem i już nigdy z niego nie wyjdzie.
Albo znajdzie jakąś opuszczoną komnatę i tam się zatrzaśnie. To był znacznie lepszy pomysł.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?