20-07-2021, 10:56 PM
To, co robiła, było absolutnie głupim pomysłem. Jeszcze wczoraj by jej to nawet nie przyszło do głowy! A nawet gdyby ktoś powiedział jej, że tak właśnie się stanie, uznałaby go za skończonego kretyna i kazała zejść mu z drogi, zanim się zdenerwuje.
Tymczasem dzisiaj, kiedy Romilly tylko ją zostawił, nie mogła odciągnąć myśli od tego spotkania. Coś było inaczej. Romilly był jakiś inny i… kurczę, lubiła takiego jego. Nie przyznałaby się sama przed sobą, ale naprawdę! Brakowało jej jakiejś bratniej duszy, poza Argosem, która miała zostać w jej życiu na dłużej… i sądziła, że ten związek zakończy się jedną wielką porażką.
Ale może uda im się porozumieć?
Może Burke jednak nie był taki zły, na jakiego się próbował malować?
Z jakiegoś powodu, siedząc przez całą godzinę w Wielkiej Sali, szukała go wzrokiem. Przez cały poprzedni tydzień nie pamiętała o jego istnieniu, a teraz nagle stał się priorytetem na liście towarzyskim Aspasii. To niedorzeczne i śmieszne! A jednak jakże realne.
I bardzo przykre, bo przez całą godzinę nie dostrzegła go nigdzie. Ani przy stole Ślizgonów, ani nawet przy innych stołach, chociaż wątpiła, że go przy którymś innym dostrzeże.
Ale mimo wszystko czuła, że nie powinna tego wszystkiego tak kończyć. Z jakiegoś powodu Romilly wyciągnął do niej dłoń – i czuła, że powinna się jakoś odwdzięczyć. Że może uda się wrócić chociaż odrobinę do tego, co było na pierwszym roku, kiedy jeszcze się lubili…
Czy mogliby się lubić? Przez całe lata Aspasia powiedziałaby, że nie. Jednak dzisiaj stwierdziłaby, że… mogli. Jest taka szansa. Wystarczy odrobina dobrej woli.
I ona chciała ją właśnie wykazać.
Zabrawszy ze sobą na talerzyku jakiegoś tosta i kilka ciasteczek z dyni, postanowiła wrócić do pokoju wspólnego. Sądziła, że Romilly raczej już zdążył wrócić z pisania wypracowania… gdziekolwiek jest. A może wcale się nie ruszał z dormitorium? Albo zaszył się w bibliotece? W końcu w tym korytarzu się spotkali. Sama nie wiedziała.
Ale postanowiła zrobić drugą szaloną rzecz, o którą jeszcze wczoraj by się nie posądziła. Jej ręce wręcz trzęsły się ze stresu, kiedy wchodziła po schodkach prowadzących do dormitorium chłopców.
Gdyby tylko matka to zobaczyła… chyba dostałaby zawału. Dobrze wychowana panna wchodziła do sypialni męskiej… Pięknie. Czy na pewno była tak dobrze wychowana, jakby się mogło początkowo pomyśleć?
Przełknąwszy ślinę, postanowiła odgonić te natrętne myśli i zapukać do sypialni. Miała nadzieję, że poza Romillym nie będzie tu nikogo…
A może Romilly’ego też. Mogłaby wtedy odetchnąć ze spokojem.
Ale dla pewności jeszcze pchnęła drzwi i… o Merlinie, jednak tam był.
Na twarzy pojawił się jej nieco nerwowy uśmiech zdradzający, że nie czuje się zbyt komfortowo w obecnej sytuacji.
— Cześć – mruknęła na powitanie, jakby się dzisiaj nie widzieli. – Mogę wejść? – zapytała dość niepewnie.
Zawsze była szansa, że jej odmówi…
No i wszystko wróci na poprzednie tory. Będą udawać, że ten dzień w ogóle nie miał miejsca, ani tym bardziej ta wcześniejsza rozmowa.
Czy tak nie byłoby łatwiej?
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?