21-07-2021, 12:38 PM
W czasie kiedy Max widać miał sto zawałów na minutę i kryzys z każdym słowem i mimiką Iana, on był załkowicie rozluźniony, jak i zupełnie nie rozumiał zarówno samego Maxwella barier społecznych, jak i czyichkolwiek. Nigdy przecież sam ich nie miał, jego charyzma sprawiała, że potrafił się wbić w każde towarzystwo i w większości bez problemu dogadać. Dla niego to było bajecznie proste, więc dlaczego też dla Maxa? Wystarczy wyluzować, nie?
- Wszystko, co ma w sobie trochę chcoiaż adrenaliny, jest zajebiste. Dlatego gram w quidditcha. Niby sport szkolny, ale jak tłuczek jebnie to życie można stracić, niemalże. Ach, nie mogę się doczekać szkoły i pierwszych meczy.
To w końcu jedno z jego ulubionych szkolnych zajęć! Zaraz po byciu Ianem tu i tam, co nigdy nie przynosi nic dobrego, okazjonalnie dziurę w suficie.
- Cokolwiek to jest, wchodzę w to. - Parsknął śmiechem zaraz, by unieść brwi pytająco. - Czy ja ci wyglądam na szlachtę? Znaczy, jeśli tak to schlebiasz mi i dzięki, ale raczej nie jestem z tej grupy społecznej.
Chociaż to nie byłoby takie złe to zupełnie nie narzekał na sytuację domową. Naturalnie, jak każdy dzieciak, do czegoś zawsze idzie się przyczepić, ale nie brakowało im pieniędzy, ani nie żyli w ubóstwie, w zasadzie naprawdę żyło im się dobrze i Ianowi to wystarczało.
- Dobra, już dopalam. - rzucił z niezadowoleniem, przewracając oczami. Faktycznie dość szybko wypalił co miał, gasząc zaraz pecik, jednak był dość wychowany (o dziwo!) by zanieść go do kosza, a nie rzucać na ziemię. Jedna z niewielu nauk, które aktualnie jego matce udało się wbić do jego szatańskiego łba. - Dobra, idziemy. Nie przyjmują pewnie naszych pieniędzy? Znaczy wiesz, bo nie mam w sumie mugolskich, mam kilka sykli. Mogę ci dać sykle i mi kupisz?
- Wszystko, co ma w sobie trochę chcoiaż adrenaliny, jest zajebiste. Dlatego gram w quidditcha. Niby sport szkolny, ale jak tłuczek jebnie to życie można stracić, niemalże. Ach, nie mogę się doczekać szkoły i pierwszych meczy.
To w końcu jedno z jego ulubionych szkolnych zajęć! Zaraz po byciu Ianem tu i tam, co nigdy nie przynosi nic dobrego, okazjonalnie dziurę w suficie.
- Cokolwiek to jest, wchodzę w to. - Parsknął śmiechem zaraz, by unieść brwi pytająco. - Czy ja ci wyglądam na szlachtę? Znaczy, jeśli tak to schlebiasz mi i dzięki, ale raczej nie jestem z tej grupy społecznej.
Chociaż to nie byłoby takie złe to zupełnie nie narzekał na sytuację domową. Naturalnie, jak każdy dzieciak, do czegoś zawsze idzie się przyczepić, ale nie brakowało im pieniędzy, ani nie żyli w ubóstwie, w zasadzie naprawdę żyło im się dobrze i Ianowi to wystarczało.
- Dobra, już dopalam. - rzucił z niezadowoleniem, przewracając oczami. Faktycznie dość szybko wypalił co miał, gasząc zaraz pecik, jednak był dość wychowany (o dziwo!) by zanieść go do kosza, a nie rzucać na ziemię. Jedna z niewielu nauk, które aktualnie jego matce udało się wbić do jego szatańskiego łba. - Dobra, idziemy. Nie przyjmują pewnie naszych pieniędzy? Znaczy wiesz, bo nie mam w sumie mugolskich, mam kilka sykli. Mogę ci dać sykle i mi kupisz?