22-07-2021, 11:16 PM
Reakcja Romilly’ego, a raczej jego zszokowana mina, utwierdziła ją w przekonaniu, że w ogóle nie powinno jej tu być. Powinna wszystko zostawić na torach, którymi naturalnie się toczyły. Jutro zapewne oboje uznaliby, że ta sytuacja, w której oboje się dogadywali, w ogóle nie miała miejsca, a za dwa tygodnie znowu nie pamiętałaby, że ma narzeczonego i że powinien być dla niej dość bliską osobą.
Tylko, że… po tym, co się dzisiaj działo, już wcale nie chciała, żeby znowu było tak źle, jak było. Nie dogadywali się tak od… pierwszej klasy. A i wtedy problemy były dość błahe. Więc praktycznie od nigdy. Aż teraz – zupełnie niespodziewanie – on się nią zainteresował i nawet jej nie wyśmiał. Nawet spróbował jej pomóc! Naprawdę to doceniała i…
Jego pytanie wyrwało ją nagle z zamyślenia. Spojrzała w dół, na talerzyk z ciasteczkami, a potem znów Ślizgona. Wydawało jej się, jakoby zapraszał ją bliżej siebie. Więc podeszła. Drzwi do dormitorium zamknęły się za nią same, a ona stanęła nad jego łóżkiem i… przez chwilę patrzyła na nie, jakby rozważała, czy ją ugryzie czy też nie. Łóżko, nie Romilly. Dzisiaj akurat nie miała wątpliwości, że chodziło o łóżko. Innego dnia by polemizowała…
No i czy to w ogóle wypadało? Była strasznie skonfundowana, ale im dłużej będzie stała jak lampa, tym dziwniejsza będzie ta cała scena… Więc dość niepewnie przycupnęła odrobinę na tymże łóżku, chociaż ciężar ciała i tak bardziej opierał się na jej nogach niż faktycznie na siedzisku.
Zerknęła jeszcze raz na ciasteczka, bo wyglądały znacznie mniej groźnie niż sam Burke w tym momencie…
— Wiesz… Nie widziałam Cię na kolacji i pomyślałam, że może nie mogłeś, czy coś… I pomyślałam, że przyniosę Ci trochę, żebyś nie kładł się głodny…
To wszystko brzmiało jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej żałośnie i nieprawdopodobnie. Ale jednak! Naprawdę ją to obchodziło i… naprawdę chciała zrobić dla niego coś miłego. Tak po prostu, aby odwdzięczyć się za to zainteresowanie, którym ją obdarzył.
— No i chciałam Ci podziękować. Tak… ogółem. Za dzisiaj – dorzuciła jeszcze, zerkając na niego dość niepewnie, a jednocześnie przysunęła talerzyk z jedzeniem bliżej Ślizgona.
Tylko, że… po tym, co się dzisiaj działo, już wcale nie chciała, żeby znowu było tak źle, jak było. Nie dogadywali się tak od… pierwszej klasy. A i wtedy problemy były dość błahe. Więc praktycznie od nigdy. Aż teraz – zupełnie niespodziewanie – on się nią zainteresował i nawet jej nie wyśmiał. Nawet spróbował jej pomóc! Naprawdę to doceniała i…
Jego pytanie wyrwało ją nagle z zamyślenia. Spojrzała w dół, na talerzyk z ciasteczkami, a potem znów Ślizgona. Wydawało jej się, jakoby zapraszał ją bliżej siebie. Więc podeszła. Drzwi do dormitorium zamknęły się za nią same, a ona stanęła nad jego łóżkiem i… przez chwilę patrzyła na nie, jakby rozważała, czy ją ugryzie czy też nie. Łóżko, nie Romilly. Dzisiaj akurat nie miała wątpliwości, że chodziło o łóżko. Innego dnia by polemizowała…
No i czy to w ogóle wypadało? Była strasznie skonfundowana, ale im dłużej będzie stała jak lampa, tym dziwniejsza będzie ta cała scena… Więc dość niepewnie przycupnęła odrobinę na tymże łóżku, chociaż ciężar ciała i tak bardziej opierał się na jej nogach niż faktycznie na siedzisku.
Zerknęła jeszcze raz na ciasteczka, bo wyglądały znacznie mniej groźnie niż sam Burke w tym momencie…
— Wiesz… Nie widziałam Cię na kolacji i pomyślałam, że może nie mogłeś, czy coś… I pomyślałam, że przyniosę Ci trochę, żebyś nie kładł się głodny…
To wszystko brzmiało jeszcze gorzej. Jeszcze bardziej żałośnie i nieprawdopodobnie. Ale jednak! Naprawdę ją to obchodziło i… naprawdę chciała zrobić dla niego coś miłego. Tak po prostu, aby odwdzięczyć się za to zainteresowanie, którym ją obdarzył.
— No i chciałam Ci podziękować. Tak… ogółem. Za dzisiaj – dorzuciła jeszcze, zerkając na niego dość niepewnie, a jednocześnie przysunęła talerzyk z jedzeniem bliżej Ślizgona.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?