25-07-2021, 09:51 AM
Zerknęła kątem oka na Puchonkę i nawet jeśli jej empatia kulała, a właściwie się czołgała, to widziała po twarzy wyraźnie, że nie była zbyt zadowolona z odpowiedzi Aspasii.
Ślizgonka tylko westchnęła głęboko i zwiesiła głowę. Tylko tyle mogła zrobić. Teraz to chyba nawet zaczynała rozumieć, dlaczego rody czystej krwi tak bardzo trzymały się tego, aby w gronie znajomych mieć tylko innych arystokratów. Bo najwyraźniej tylko oni potrafili zrozumieć świat, w jakim żyli. I ten świat daleki był od wolności, która dla innych była najwidoczniej prawem podstawowym.
Jedynym przywilejem należącym do takowej rodziny, były pieniądze. Można było pozwolić sobie na wszystko, nowiutkie książki, piękne ubrania i całą masę bibelotów, które nigdy w życiu nie okażą się przydatne. Ale w zamian za ten luksus, wszyscy żyli w klatce. Pięknej, lśniącej, złotej klatce wymagań i narzuconych norm, aby tylko utrzymać w sobie poczucie bycia lepszym.
Mało kto to umiał zrozumieć. Może mogłaby się na ten temat dogadać z Romillym, gdyby tylko faktycznie była w stanie z nim rozmawiać, a nie rzucać wściekłe spojrzenia i planować rychłą asasynację. Poza tym… zostawał jej już chyba tylko brat. Brat, który zawsze rozumiał.
Zerknęła na Saoirse i uśmiechnęła się dość cierpko. Pytanie Puchonki dało jej do zrozumienia, że prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie pojąć świata, w jakim żyła Aspasia. I mogłaby mydlić jej oczy, że tak, na pewno będzie wtedy dobrze, a życie to jedna, wielka, kolorowa tęcza – ale tak nie było. Avery zbyt dobrze wiedziała, że życie pozbawione jest barw. Jest tylko czarne albo białe. Nie ma innej możliwości.
A w tym momencie przyszła relacja o’Donovan i Avery wydawała jej się bardzo czarna.
— Saoirse, to naprawdę nie jest takie proste. Chciałabym mieć taką wolność, jaką masz Ty, ale w tym momencie odpowiadam przed rodzicami. Rodzicami, których nie chciałabyś zobaczyć, kiedy przestają być zadowoleni. A oni odpowiadają przed całą społecznością takich jak my, i każde powinięcie nogi będzie im wytknięte. Ten świat, w którym ja się urodziłam, jest… okrutny. I daleki od wolności. Myślisz, że gdyby było inaczej, rodzice zaręczyliby mnie w wieku dziesięciu lat, jeszcze zanim poszłam do szkoły? – zerknęła na nią ukradkiem. To było chyba pierwsze takie emocjonalne wydarzenie, jakie miało miejsce… w ogóle. Emocjonalne pod względem szczerości i intymności wyznania. – Nigdy nie będę miała pełni władzy nad sobą i swoim życiem. A jeśli będę miała, to nie będę miała rodziny, bo mnie wydziedziczą i wyrzucą z domu. Chciałabym, żeby było inaczej. Ale ten świat jest okrutny. Chociaż chciałabym, żeby był taki, jakim Ty go opisujesz.
Odwróciła głowę gdzieś w bok. Nie miała ochoty płakać, raczej pogodziła się już z prawdą, którą właśnie przedstawiła Puchonce. Z tym, że… czasami nadal była dla niej bolesna. Ale już nie tak, jak kiedyś. Aspasia już dawno wyzbyła się nadziei, że może być inaczej. Teraz przynajmniej jej to nie rani.
Ślizgonka tylko westchnęła głęboko i zwiesiła głowę. Tylko tyle mogła zrobić. Teraz to chyba nawet zaczynała rozumieć, dlaczego rody czystej krwi tak bardzo trzymały się tego, aby w gronie znajomych mieć tylko innych arystokratów. Bo najwyraźniej tylko oni potrafili zrozumieć świat, w jakim żyli. I ten świat daleki był od wolności, która dla innych była najwidoczniej prawem podstawowym.
Jedynym przywilejem należącym do takowej rodziny, były pieniądze. Można było pozwolić sobie na wszystko, nowiutkie książki, piękne ubrania i całą masę bibelotów, które nigdy w życiu nie okażą się przydatne. Ale w zamian za ten luksus, wszyscy żyli w klatce. Pięknej, lśniącej, złotej klatce wymagań i narzuconych norm, aby tylko utrzymać w sobie poczucie bycia lepszym.
Mało kto to umiał zrozumieć. Może mogłaby się na ten temat dogadać z Romillym, gdyby tylko faktycznie była w stanie z nim rozmawiać, a nie rzucać wściekłe spojrzenia i planować rychłą asasynację. Poza tym… zostawał jej już chyba tylko brat. Brat, który zawsze rozumiał.
Zerknęła na Saoirse i uśmiechnęła się dość cierpko. Pytanie Puchonki dało jej do zrozumienia, że prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie pojąć świata, w jakim żyła Aspasia. I mogłaby mydlić jej oczy, że tak, na pewno będzie wtedy dobrze, a życie to jedna, wielka, kolorowa tęcza – ale tak nie było. Avery zbyt dobrze wiedziała, że życie pozbawione jest barw. Jest tylko czarne albo białe. Nie ma innej możliwości.
A w tym momencie przyszła relacja o’Donovan i Avery wydawała jej się bardzo czarna.
— Saoirse, to naprawdę nie jest takie proste. Chciałabym mieć taką wolność, jaką masz Ty, ale w tym momencie odpowiadam przed rodzicami. Rodzicami, których nie chciałabyś zobaczyć, kiedy przestają być zadowoleni. A oni odpowiadają przed całą społecznością takich jak my, i każde powinięcie nogi będzie im wytknięte. Ten świat, w którym ja się urodziłam, jest… okrutny. I daleki od wolności. Myślisz, że gdyby było inaczej, rodzice zaręczyliby mnie w wieku dziesięciu lat, jeszcze zanim poszłam do szkoły? – zerknęła na nią ukradkiem. To było chyba pierwsze takie emocjonalne wydarzenie, jakie miało miejsce… w ogóle. Emocjonalne pod względem szczerości i intymności wyznania. – Nigdy nie będę miała pełni władzy nad sobą i swoim życiem. A jeśli będę miała, to nie będę miała rodziny, bo mnie wydziedziczą i wyrzucą z domu. Chciałabym, żeby było inaczej. Ale ten świat jest okrutny. Chociaż chciałabym, żeby był taki, jakim Ty go opisujesz.
Odwróciła głowę gdzieś w bok. Nie miała ochoty płakać, raczej pogodziła się już z prawdą, którą właśnie przedstawiła Puchonce. Z tym, że… czasami nadal była dla niej bolesna. Ale już nie tak, jak kiedyś. Aspasia już dawno wyzbyła się nadziei, że może być inaczej. Teraz przynajmniej jej to nie rani.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?