25-07-2021, 03:51 PM
Zamknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać. Postanowiła nawet policzyć… coś. Skrzaty domowe skaczące przez płotki. Może to ją w jakiś sposób uspokoi. Jeden, dwa, trzy… cztery… pięć… Każdy jej kolejny oddech był głębszy, ale nie dane jej było zakończyć tę chwilę samoświadomości i starań uspokojenia się, kiedy nagle usłyszała za sobą głos brata.
Odwróciła się natychmiast i momentalnie zrobiło jej się nieco głupio, że prawdopodobnie był świadkiem całej tej sceny. Ale Argos zdawał się kompletnie niewzruszony i nawet się do niej uśmiechał. Nawet chyba próbował zażartować, ale samo wspomnienie babki Brigit tylko zdenerwowało ją z powrotem. Jakby mało miała powodów, żeby nie chcieć wracać do szkoły, to jeszcze przypomniał jej o jakże przyjemnych wycieczkach do Hogsmeade, kiedy obowiązkowo będą musieli odwiedzać tę zrzędzącą staruchę…
— Nawet mi nie przypominaj – mruknęła tylko markotnie, nawet na niego nie patrząc.
Zerknęła na niego dopiero, kiedy oddalił się od framugi i podszedł do zniszczonej wazy. Dopiero wtedy Aspasia zauważyła, że jej wybuch złości doprowadził praktycznie do eksplozji i, no cóż… zbyt łatwo się tego nie pozbiera.
— Wcale nie chciałam jej zniszczyć – odpowiedziała markotnie na swoje usprawiedliwienie, trochę jak karcone dziecko, które właśnie przez przypadek stłukło szklankę.
W chwili, kiedy Argos przyglądał się rozbitej wazie, Aspasia przeszła kilka kroków, aby zgarnąć swoją różdżkę i wymierzyła nią w wazę. Ona jednak wierzyła, że Reparo coś może tutaj dać – albo nie była świadoma, że może być tutaj potrzebne jednak coś więcej.
Kiedy Argos nadal mówił, wycelowała różdżką w wazę i wymówiła zaklęcie:
— Reparo.
Waza nawet nieco drgnęła i odrobinę się poskładała, ale wciąż były widoczne na niej rysy po potłuczeniu i… nie była już taka, jaka była wcześniej. Aspasia westchnęła tylko głęboko, bo jeszcze bardziej się zdenerwowała i miała ochotę rzucić różdżką w cholerę, ale mimo wszystko – szkoda jej było. Zresztą, już odbyli swoje zakupy na Pokątnej, matka nie byłaby szczęśliwa, zastając i zniszczoną wazę, i różdżkę do odkupienia.
— To wszystko jest do dupy – podsumowała, krzyżując ramiona pod biustem. – I ta waza, i ta cholerna szkoła. I… po co chciałeś krawat wiązać, wybierasz się gdzieś? – spytała, zawieszając nagle spojrzenie na jego koszuli. Czternasta i pora poobiednia to nieco dziwna godzina, żeby się gdzieś stroić… chyba że się wychodziło. A ona o tym nie wiedziała!
Kostka: 2
Odwróciła się natychmiast i momentalnie zrobiło jej się nieco głupio, że prawdopodobnie był świadkiem całej tej sceny. Ale Argos zdawał się kompletnie niewzruszony i nawet się do niej uśmiechał. Nawet chyba próbował zażartować, ale samo wspomnienie babki Brigit tylko zdenerwowało ją z powrotem. Jakby mało miała powodów, żeby nie chcieć wracać do szkoły, to jeszcze przypomniał jej o jakże przyjemnych wycieczkach do Hogsmeade, kiedy obowiązkowo będą musieli odwiedzać tę zrzędzącą staruchę…
— Nawet mi nie przypominaj – mruknęła tylko markotnie, nawet na niego nie patrząc.
Zerknęła na niego dopiero, kiedy oddalił się od framugi i podszedł do zniszczonej wazy. Dopiero wtedy Aspasia zauważyła, że jej wybuch złości doprowadził praktycznie do eksplozji i, no cóż… zbyt łatwo się tego nie pozbiera.
— Wcale nie chciałam jej zniszczyć – odpowiedziała markotnie na swoje usprawiedliwienie, trochę jak karcone dziecko, które właśnie przez przypadek stłukło szklankę.
W chwili, kiedy Argos przyglądał się rozbitej wazie, Aspasia przeszła kilka kroków, aby zgarnąć swoją różdżkę i wymierzyła nią w wazę. Ona jednak wierzyła, że Reparo coś może tutaj dać – albo nie była świadoma, że może być tutaj potrzebne jednak coś więcej.
Kiedy Argos nadal mówił, wycelowała różdżką w wazę i wymówiła zaklęcie:
— Reparo.
Waza nawet nieco drgnęła i odrobinę się poskładała, ale wciąż były widoczne na niej rysy po potłuczeniu i… nie była już taka, jaka była wcześniej. Aspasia westchnęła tylko głęboko, bo jeszcze bardziej się zdenerwowała i miała ochotę rzucić różdżką w cholerę, ale mimo wszystko – szkoda jej było. Zresztą, już odbyli swoje zakupy na Pokątnej, matka nie byłaby szczęśliwa, zastając i zniszczoną wazę, i różdżkę do odkupienia.
— To wszystko jest do dupy – podsumowała, krzyżując ramiona pod biustem. – I ta waza, i ta cholerna szkoła. I… po co chciałeś krawat wiązać, wybierasz się gdzieś? – spytała, zawieszając nagle spojrzenie na jego koszuli. Czternasta i pora poobiednia to nieco dziwna godzina, żeby się gdzieś stroić… chyba że się wychodziło. A ona o tym nie wiedziała!
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?