25-07-2021, 05:08 PM
Uniosła brew. Chyba powinna się obrazić za taki komentarz! No dobra, waza wyglądała paskudnie, ale… no mógł ją chociaż trochę pocieszyć, że wcale nie jest tak źle! Do artystki akurat jej było daleko… generalnie do wszystkiego było jej daleko, bo nie miała pojęcia, co chciałaby robić w życiu. Być kurą domową jak matka i wypluwać kolejnych potomków Burke’ów? Wolałaby już chyba sprzątać i gotować, byleby robić coś, poza patrzeniem na własne paznokcie…
Zaraz jednak zmarszczyła nieco brwi. W zasadzie… skrzatka nie była niczemu winna, Sia wyżyła się na niej tylko dlatego, że akurat była pod ręką… Wcale nie chciała, żeby miała jakieś nieprzyjemności, ani tym bardziej, żeby matka ją zwalniała. Chyba że zwolnienie było równoznaczne z uwolnieniem, ale jakoś nie wydawało jej się, żeby faktycznie tak miało być.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł – stwierdziła dość markotnie, wymownie patrząc na wazę. – Jej się oberwie bardziej niż nam. O ile w ogóle to przeżyje.
Może skorupa Aspasii była strasznie choleryczna i mogło się wydawać, że niewiele ją obchodziło – ale tak naprawdę nie chciała dla nikogo źle. A odkąd poznała Dextera, przestała dzielić tak bardzo wyraźnie stworzenia na lepsze i gorsze. Każde, które miało potencjał, było wartościowe, bo wnosiło coś do tego ponurego świata. Zmieniało go na swój sposób.
Spojrzała za moment na Argosa z uniesioną brwią. Kochała, kiedy był opiekuńczy i dawał jej poczucie stabilności, ale nie znosiła, kiedy jej tak ojcował. Już tym bardziej, że potrafiła wyrażać się o wiele gorzej.
— Nie jestem już takim małym dzieckiem – rzuciła mu w odpowiedzi. Powiedziałaby, że on na pewno wyraża się czasami jeszcze gorzej, ale za moment jej myśli zajęły się kolejnymi słowami brata.
Ojciec miał zabrać go do Ministerstwa. Czemu znowu nic nie wiedziała? Poczuła niespodziewanie dziwny niepokój rosnący w sercu. Nawet jeśli przez moment czuła się w porządku, teraz znów zaczęła się stresować. Nie była na to przygotowana, myślała, że chociaż ostatniego dnia Argos zostanie w domu i… i po prostu zostanie w domu.
Chciał chyba poprawić jej humor żarcikami, ale wcale nie było jej do śmiechu. Zamiast tego podeszła i powoli, starając się panować nad dłońmi, zawiązała starannie jego krawat.
— Nie powiedziałeś mi w ogóle, że gdzieś wychodzisz – stwierdziła tylko z wyrzutem słyszalnym w głosie. Odeszła kawałek, celowo unikając jego spojrzenia i stając do niego bokiem. Ramiona skrzyżowała pod biustem, wzdychając z poirytowaniem. – Nie chodzi mi o głupie SUMy. Ani o zdanie ich jakoś. Po prostu… - była bardzo bliska powiedzenia, o co chodzi. Że chodzi konkretnie o niego, że to był ostatni rok, kiedy miała widzieć go w Hogwarcie i czuć jego towarzystwo… ale zamknęła oczy i zamiast tego, powiedziała tylko: - Jak zwykle nic nie wiem. Wszyscy traktują mnie jak popychadło, nie jak członka rodziny. Może nigdy nim nie byłam, może wszyscy zawsze uważali mnie bardziej za część rodziny mojego przyszłego męża niż tej, w której się urodziłam.
Była markotna, była marudna, była sarkastyczna – ale to wszystko jej się tak cholernie nie podobało! A przede wszystkim – było strasznie zaniepokojona i zestresowana. Miała na głowie tak wiele problemów, których nikt nie potrafił zrozumieć!
I celowo poruszyła temat, który wiedziała, że drażnił Argosa. Niech on też się trochę podenerwuje, skoro nie był łaskaw nawet poinformować jej wcześniej o swoich planach!
Zaraz jednak zmarszczyła nieco brwi. W zasadzie… skrzatka nie była niczemu winna, Sia wyżyła się na niej tylko dlatego, że akurat była pod ręką… Wcale nie chciała, żeby miała jakieś nieprzyjemności, ani tym bardziej, żeby matka ją zwalniała. Chyba że zwolnienie było równoznaczne z uwolnieniem, ale jakoś nie wydawało jej się, żeby faktycznie tak miało być.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł – stwierdziła dość markotnie, wymownie patrząc na wazę. – Jej się oberwie bardziej niż nam. O ile w ogóle to przeżyje.
Może skorupa Aspasii była strasznie choleryczna i mogło się wydawać, że niewiele ją obchodziło – ale tak naprawdę nie chciała dla nikogo źle. A odkąd poznała Dextera, przestała dzielić tak bardzo wyraźnie stworzenia na lepsze i gorsze. Każde, które miało potencjał, było wartościowe, bo wnosiło coś do tego ponurego świata. Zmieniało go na swój sposób.
Spojrzała za moment na Argosa z uniesioną brwią. Kochała, kiedy był opiekuńczy i dawał jej poczucie stabilności, ale nie znosiła, kiedy jej tak ojcował. Już tym bardziej, że potrafiła wyrażać się o wiele gorzej.
— Nie jestem już takim małym dzieckiem – rzuciła mu w odpowiedzi. Powiedziałaby, że on na pewno wyraża się czasami jeszcze gorzej, ale za moment jej myśli zajęły się kolejnymi słowami brata.
Ojciec miał zabrać go do Ministerstwa. Czemu znowu nic nie wiedziała? Poczuła niespodziewanie dziwny niepokój rosnący w sercu. Nawet jeśli przez moment czuła się w porządku, teraz znów zaczęła się stresować. Nie była na to przygotowana, myślała, że chociaż ostatniego dnia Argos zostanie w domu i… i po prostu zostanie w domu.
Chciał chyba poprawić jej humor żarcikami, ale wcale nie było jej do śmiechu. Zamiast tego podeszła i powoli, starając się panować nad dłońmi, zawiązała starannie jego krawat.
— Nie powiedziałeś mi w ogóle, że gdzieś wychodzisz – stwierdziła tylko z wyrzutem słyszalnym w głosie. Odeszła kawałek, celowo unikając jego spojrzenia i stając do niego bokiem. Ramiona skrzyżowała pod biustem, wzdychając z poirytowaniem. – Nie chodzi mi o głupie SUMy. Ani o zdanie ich jakoś. Po prostu… - była bardzo bliska powiedzenia, o co chodzi. Że chodzi konkretnie o niego, że to był ostatni rok, kiedy miała widzieć go w Hogwarcie i czuć jego towarzystwo… ale zamknęła oczy i zamiast tego, powiedziała tylko: - Jak zwykle nic nie wiem. Wszyscy traktują mnie jak popychadło, nie jak członka rodziny. Może nigdy nim nie byłam, może wszyscy zawsze uważali mnie bardziej za część rodziny mojego przyszłego męża niż tej, w której się urodziłam.
Była markotna, była marudna, była sarkastyczna – ale to wszystko jej się tak cholernie nie podobało! A przede wszystkim – było strasznie zaniepokojona i zestresowana. Miała na głowie tak wiele problemów, których nikt nie potrafił zrozumieć!
I celowo poruszyła temat, który wiedziała, że drażnił Argosa. Niech on też się trochę podenerwuje, skoro nie był łaskaw nawet poinformować jej wcześniej o swoich planach!
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?