25-07-2021, 07:23 PM
Chociaż przeciętny słuchacz stwierdziłby, że gwałtowna zmiana nastawienia Aspasii jest co najmniej dziwna, to Argos dawno zdążył się do tego przyzwyczaić. W jednej chwili krzyczała na skrzatkę, w drugiej nie chciała wyrządzać jej krzywdy... cóż mógł zrobić? Pozostało mu jej posłuchać.
— Racja. Pamiętasz, co stało się z naszym ostatnim skrzatem? Jak mu było? Łobuz? — odparł, przypominając sobie ostatni dzień służącego w Perle. Ojciec tak bardzo zdenerwował się na pięciominutowe spóźnienie w przygotowaniu jedzenia, że więcej już Łobuza nie zobaczyli. Jego skrzacia rodzina też nie.
Szybko wyrzucił te myśl z głowy, w pełni skupiając się na jej pełnej powątpiewania i irytacji minie.
— Nie pyskuj, gdy starszy cię poucza. — wyszczerzył się, choć pomimo uśmiechu cofnął się - zupełnie jakby obawiał się, że zaraz skończy jak ta waza. I wcale by się nie zdziwił!
Ale nie. Na szczęście jeszcze nie wybuchła, a nawet pomogła mu zawiązać krawat! Co prawda na początku - gdy postawiła w jego stronę kilka kroków - sądził, że zaraz spróbuje posłać mu bolesnego kuksańca. Nie. To jeszcze nie ten moment. Jeszcze nie wtrącił z jej równowagi. Jeszcze. Musiał przestać się wygłupiać!
— Nie jestem już takim małym dzieckiem, żeby mówić ci, że gdzieś wychodzę, matko. — zażartował. Dziewczynie chyba jednak nie podobały się jego żarty, bo nagle się od niego odwróciła. I skrzyżowała ręce pod biustem, a to wyrażało więcej niż tysiąc słów.
Wysłuchał uważnie jej następnych słów, ale pomimo nadziei, że wreszcie usłyszy o jej prawdziwych zmartwieniach, spotkał się z kolejnym zawodem. Znowu mówiła o tym głupim małżeństwie! Teraz, gdy szykował się na ważne spotkanie i zdążył już choć na chwilę wyrzucić je z głowy.
Korzystając z faktu, że nie mogła tego zobaczyć (choć siostra mogła ogarnąć!) przewrócił oczyma i wbił wzrok w tył jej głowy.
— Wiesz, wspominasz o tym na tyle często, że czasem mam wrażenie, że serio chcesz zostać pieprzoną Panią Burke. Może powinniśmy zaaranżować małżeństwo trochę wcześniej? Jak mu tam było? Roman, Romeo? W każdym razie na pewno się ucieszy. — powiedział z wyrażnym wyrzutem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że może zrobił to trochę za głośno. — Zresztą, dlaczego tak mówisz? Przecież masz mnie. Rodzice też nas kochają... Na swój własny sposób, ale na pewno kochają. — powiedział, po raz kolejny pokazując jak zagubionym i ogłupionym był człowiekiem. Ogłupionym przez rodziców, przez ród i przez samego siebie. Bo mimo tego, że regularnie niszczono im życie, Argos ciągle ich kochał, a nawet w jakiś sposób usprawiedliwiał.
Nagle jednak zrobiło mu się głupio, więc postawił ostrożnie krok w jej stronę. A co jeśli to on będzie powodem jej złego humoru?
— Wybacz, nie powinienem tak mówić. — powiedział z skruchą w głosie.
— Racja. Pamiętasz, co stało się z naszym ostatnim skrzatem? Jak mu było? Łobuz? — odparł, przypominając sobie ostatni dzień służącego w Perle. Ojciec tak bardzo zdenerwował się na pięciominutowe spóźnienie w przygotowaniu jedzenia, że więcej już Łobuza nie zobaczyli. Jego skrzacia rodzina też nie.
Szybko wyrzucił te myśl z głowy, w pełni skupiając się na jej pełnej powątpiewania i irytacji minie.
— Nie pyskuj, gdy starszy cię poucza. — wyszczerzył się, choć pomimo uśmiechu cofnął się - zupełnie jakby obawiał się, że zaraz skończy jak ta waza. I wcale by się nie zdziwił!
Ale nie. Na szczęście jeszcze nie wybuchła, a nawet pomogła mu zawiązać krawat! Co prawda na początku - gdy postawiła w jego stronę kilka kroków - sądził, że zaraz spróbuje posłać mu bolesnego kuksańca. Nie. To jeszcze nie ten moment. Jeszcze nie wtrącił z jej równowagi. Jeszcze. Musiał przestać się wygłupiać!
— Nie jestem już takim małym dzieckiem, żeby mówić ci, że gdzieś wychodzę, matko. — zażartował. Dziewczynie chyba jednak nie podobały się jego żarty, bo nagle się od niego odwróciła. I skrzyżowała ręce pod biustem, a to wyrażało więcej niż tysiąc słów.
Wysłuchał uważnie jej następnych słów, ale pomimo nadziei, że wreszcie usłyszy o jej prawdziwych zmartwieniach, spotkał się z kolejnym zawodem. Znowu mówiła o tym głupim małżeństwie! Teraz, gdy szykował się na ważne spotkanie i zdążył już choć na chwilę wyrzucić je z głowy.
Korzystając z faktu, że nie mogła tego zobaczyć (choć siostra mogła ogarnąć!) przewrócił oczyma i wbił wzrok w tył jej głowy.
— Wiesz, wspominasz o tym na tyle często, że czasem mam wrażenie, że serio chcesz zostać pieprzoną Panią Burke. Może powinniśmy zaaranżować małżeństwo trochę wcześniej? Jak mu tam było? Roman, Romeo? W każdym razie na pewno się ucieszy. — powiedział z wyrażnym wyrzutem, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że może zrobił to trochę za głośno. — Zresztą, dlaczego tak mówisz? Przecież masz mnie. Rodzice też nas kochają... Na swój własny sposób, ale na pewno kochają. — powiedział, po raz kolejny pokazując jak zagubionym i ogłupionym był człowiekiem. Ogłupionym przez rodziców, przez ród i przez samego siebie. Bo mimo tego, że regularnie niszczono im życie, Argos ciągle ich kochał, a nawet w jakiś sposób usprawiedliwiał.
Nagle jednak zrobiło mu się głupio, więc postawił ostrożnie krok w jej stronę. A co jeśli to on będzie powodem jej złego humoru?
— Wybacz, nie powinienem tak mówić. — powiedział z skruchą w głosie.