25-07-2021, 07:49 PM
Mogła chyba odetchnąć z ulgą na myśl, że Argos wcale nie zamierza się z nią wykłócać o zrzucenie winy na skrzatkę. Chyba obawiała się, że może zrobić jej awanturę, że nie powinna przejmować się takimi stworzeniami, bo są brudne, albo że to tylko głupie zwierzęta, albo że to tylko służba i nie w ogóle zwracać na nie uwagi… Tymczasem nic takiego nie nastało i Aspasia cieszyła się w duchu, że nie musi się tłumaczyć, skąd ta nagła zmiana nastawienia wobec takich istot.
Gorzej, że nadal pozostawała kwestia tego, co powiedzą matce na temat rozbitej wazy. Jakoś to wszystko zeszło na zupełnie inne tematy…
Zresztą, miała już inne zmartwienia na głowie. Na przykład buzujące w niej nerwy, kiedy mówił jej, niby żartobliwie, żeby nie pyskowała. Albo zwracał uwagę, że nie jest jego matką, żeby miał jej mówić, gdzie i kiedy chodzi.
Może nie była jego matką, ale była jego siostrą! A jako siostra miała prawo wiedzieć!
Poczuła kolejny przypływ złości, i zacisnęła palce na rękawach swojej bluzki. Może Argos dzisiaj był w wyśmienitym nastroju na żarty, ale ona – ani odrobinę! Miała chęć kogoś udusić i gdyby tylko nie fakt, że był jedyną osobą, którą naprawdę darzyła jakimś cieplejszym uczuciem, padłoby na niego!
Miała za to ogromną satysfakcję, kiedy widocznie nacisnęła mu na odcisk, wspominając o swoim narzeczeństwie. I nawet kolejne słowa na temat tego, że niby spieszy jej się do ołtarza, wcale jej nie zabolały. O nie, czuła pełną radość, że mu dopiekła za te wszystkie wredne żarciki i dziwne poczucie humoru. I brak jakiejkolwiek informacji, że, do cholery, wychodzi!
— Niektórzy w ramach swoich życiowych obowiązków idą z ojcem do Ministerstwa Magii, inni mają obowiązek wychodzić za mąż i rodzić dzieci facetowi, którego nie znosisz. Nazywa się Romilly – dodała z naciskiem i dziką satysfakcją. A przy okazji zaskoczeniem, bo nie sądziła, że istnienie Burke’a i obecność w jej życiu kiedykolwiek przyniesie jej aż taką radość.
Zaraz jednak prychnęła, zanim zdołała się powstrzymać. Zapomniała przy tym, że Argos miał zupełnie inne spojrzenie na rodziców i naprawdę jeszcze wierzył, że ich kochają. Nie tak, jak się kocha inwestycję na przyszłość, a jak własne dzieci.
Odwróciła się w jego stronę, choć ani jej się śniło puścić zaciśnięte przez jej dłonie rękawy.
— Jeśli darzysz mnie taką samą miłością, jak nasi rodzice nas, to nie mamy już o czym rozmawiać. Po prostu wyjdź.
Nie była w nastroju. I nawet zapomniała w tej całej plątaninie nerwów i strachów, że tak naprawdę w tym wszystkim chodziło o… niego. O to, że może go w przyszłym roku nie zobaczyć w szkole. I o to, że może nie wiedzieć, jak poradzić sobie sama. Bez niego.
Gorzej, że nadal pozostawała kwestia tego, co powiedzą matce na temat rozbitej wazy. Jakoś to wszystko zeszło na zupełnie inne tematy…
Zresztą, miała już inne zmartwienia na głowie. Na przykład buzujące w niej nerwy, kiedy mówił jej, niby żartobliwie, żeby nie pyskowała. Albo zwracał uwagę, że nie jest jego matką, żeby miał jej mówić, gdzie i kiedy chodzi.
Może nie była jego matką, ale była jego siostrą! A jako siostra miała prawo wiedzieć!
Poczuła kolejny przypływ złości, i zacisnęła palce na rękawach swojej bluzki. Może Argos dzisiaj był w wyśmienitym nastroju na żarty, ale ona – ani odrobinę! Miała chęć kogoś udusić i gdyby tylko nie fakt, że był jedyną osobą, którą naprawdę darzyła jakimś cieplejszym uczuciem, padłoby na niego!
Miała za to ogromną satysfakcję, kiedy widocznie nacisnęła mu na odcisk, wspominając o swoim narzeczeństwie. I nawet kolejne słowa na temat tego, że niby spieszy jej się do ołtarza, wcale jej nie zabolały. O nie, czuła pełną radość, że mu dopiekła za te wszystkie wredne żarciki i dziwne poczucie humoru. I brak jakiejkolwiek informacji, że, do cholery, wychodzi!
— Niektórzy w ramach swoich życiowych obowiązków idą z ojcem do Ministerstwa Magii, inni mają obowiązek wychodzić za mąż i rodzić dzieci facetowi, którego nie znosisz. Nazywa się Romilly – dodała z naciskiem i dziką satysfakcją. A przy okazji zaskoczeniem, bo nie sądziła, że istnienie Burke’a i obecność w jej życiu kiedykolwiek przyniesie jej aż taką radość.
Zaraz jednak prychnęła, zanim zdołała się powstrzymać. Zapomniała przy tym, że Argos miał zupełnie inne spojrzenie na rodziców i naprawdę jeszcze wierzył, że ich kochają. Nie tak, jak się kocha inwestycję na przyszłość, a jak własne dzieci.
Odwróciła się w jego stronę, choć ani jej się śniło puścić zaciśnięte przez jej dłonie rękawy.
— Jeśli darzysz mnie taką samą miłością, jak nasi rodzice nas, to nie mamy już o czym rozmawiać. Po prostu wyjdź.
Nie była w nastroju. I nawet zapomniała w tej całej plątaninie nerwów i strachów, że tak naprawdę w tym wszystkim chodziło o… niego. O to, że może go w przyszłym roku nie zobaczyć w szkole. I o to, że może nie wiedzieć, jak poradzić sobie sama. Bez niego.
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?