27-07-2021, 01:02 AM
Chujowo. Było chujowo, a Argos chyba nie mógł specjalnie temu zaradzić - nie dość, że musiał znosić atmosferę panującą w tej budzie, to na dodatek jego ego było zbyt duże, żeby przeprosić siostrę. Fakt, nie tylko on zawinił, ale znał charakter Aspasii, znał też swoje możliwości i doskonale wiedział, że po prostu dał się głupio złapać na jej pułapkę.
Co więc mu pozostało? Bez niej było dziwnie pusto. Choć brzmi to okrutnie, to czasem myślał, że przydałaby im się taka przerwa, ale teraz - gdy nie miał z kim szczerze porozmawiać - czuł się dziwnie. Zupełnie jakby brakowało jego drugiej części! Takie uczucie zdecydowanie nie ułatwiało mu nauki: już sam fakt konieczności zapamiętywania nudnych dat wprawiał go w wystarczająco podły nastrój, a dodatkowe wyrzuty sumienia tylko go potęgowały.
Nic więc dziwnego, że wkrótce postanowił coś z tym zrobić. Na przykład przeprosić! Tylko najpierw należało ją znaleźć. Zaczął od przeszukania Pokoju Wspólnego zajęło mi zaledwie chwilę - nigdzie jej nie znalazł. Zadanie pytań piętnastoletnim Ślizgonkom z klasy Aspasii również nie przyniosło żadnych rezultatów - nie poznał jej położenia. Gdzie mogła być Aspasia Avery?
Mglisty Strumień wydawał się najbardziej oczywistym miejscem. Choć odkrył go już na swoim pierwszym roku, to zaczął bywać tam częściej dopiero na trzecim, gdy w Howgarcie pojawiła się Aspasia. Zabrał ją tam w trakcie jednej z pierwszych nocy siostry w Hogwarcie, narażając ją i siebie na utratę kilku punktów, ale przynajmniej umożliwiajac im zobaczenie miejsca jeszcze bardziej magicznego niż zamek.
Wędrował więc sobie, wędrował i... w końcu dotarł na miejsce. Był jeden problem! Przez chwilę nigdzie nie mógł dostrzec Aspasii. Dopiero po chwili, gdy wytężył już wzrok i przyjrzał się lepiej dziwnie niespokojnej tafli strumienia, zauważył zanurzającą się pod nią postać.
Nie myślał długo. Właściwie wcale nie musiał myśleć - od razu wiedział, że to Aspasia. Przez chwilę całe ciało mu zesztywniało, ale za ułamek sekundy - gdy tylko w głowie rozbrzmiało mu jej imię - puścił się biegiem w kierunku brzegu strumyka.
Wszyscy w Perle powtarzali, że nie możesz się wahać. Nie wahał się więc i w jednej chwili zanurzył się pod taflą strumienia, wkładając jak najwięcej energii w znalezienie Aspasii. Dziewczyna nie mogła spaść dlaeko, bo już po chwili wzrokiem odnalazł połyskującą w świetle księżyca pobladłą twarz.
Szybka decyzja - chwyt za bezwładną dłoń, i poderwanie się ku górze. W głowie dalej miał połowiczną pustkę - choć tak naprawdę nie wiedział, co się dzieje, robiąc więc wszystko jak automat, to ciągle słyszał imię siostry.
Zaraz potem widział ją w pełnej okazałości. Dość brutalnie wyrzucił ją na twardy grunt, samemu wyczołgując się na powierzchnię i natychmiast sięgając za pazuchę szaty, gdzie spoczywała różdżka. Jedno spojrzenie na dziwnie spokojną, jakby pogrążoną w śnie twarz siostry: to jedno spojrzenie wystarczyło do podjęcia kolejnej decyzji.
Uniósł różdżkę. Dopiero wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości i pierwsze lęki - nagle zdał sobie sprawę, że Aspasia jest zagrożona, a on jedyną deską ratunku. Kolejne spojrzenie, tym razem skierowane na drżącą dłoń, utwierdziło go w przekonaniu, że to sytuacja najwyższej wagi.
Przełknął głośno ślinę. W stresie zapomniał nawet odpowiednich formułek! Z pewnym trudem przypomniał sobie lekcję o pierwszej pomocy, więc użył różdżki dopiero po upływie kilku chwil
— Rennervarte. — powiedział, a choć zabrzmiało to stanowczo, to sam wyczuł dziwne drżenie. I choć bardzo nie chciał, to czekał - sekundę, dwie, trzy... Czy coś bylo nie tak? Źle poruszył dłonią? Może powinien powtórzyć zaklęcie? Choć od wypowiedzenia zaklęcia upłynęło zaledwie kilka bardzo krótkich chwil, to miał wrażenie, że spędza tam całą wieczność.
Kolejne spojrzenie, już nie na dłoń, a na buzię Aspasii. Wciąż spokojna, dziwnie smutna, blada... W jednej chwili poczuł, że ucieka z niego cała energia, że jest dziwnie słaby, bo nie potrafi nawet dobrze rzucić zaklęcia. Wiedział tylko, że musi działać, a więc przymierzył się do wzięcia ją w ramiona - chciał jak najszybciej znaleźć się w gabinecie pielęgniarki. Nie mieli czasu do stracenia.
Nagle jednak wszystko wróciło do normy. Doskonale usłyszał łapczywe łapanie tak trudno dostępnego pod wodą tlenu. Rzucił kolejne spojrzenie - znowu powędrowało do twarzy siostry, wciąż leżącej na ziemi, choć głowę miała już pod jego ręką.
— Merlinie. — westchnął. Nagle zdał sobie sprawę, że wszystko w porządku i zwrócił oczy ku niebu, jak gdyby dziękował gwiazdom za ratunek.
— Byłaś martwa. — dodał nagle, wplątując przy tym dłonie w mokre od wody włosy, jakby z pomocą włożonej w to siły chciał się obudzić z złego snu. Jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że Aspasia mogła umrzeć, a on mógłby zawieść.
Choć Aspasia się obudziła, to zaklęcie nie było wystarczająco silne, żeby mogła poczuć się w pełni dobrze. Nie chciał jej też przemęczać, więc szybko ułożył jej głowę na swoich nogach - miał wrażenie, że właśnie w ten sposób powinien postąpić.
— Jak się czujesz? — zapytał wciąż lekko drżącym głosem.
Kostka: 4
Co więc mu pozostało? Bez niej było dziwnie pusto. Choć brzmi to okrutnie, to czasem myślał, że przydałaby im się taka przerwa, ale teraz - gdy nie miał z kim szczerze porozmawiać - czuł się dziwnie. Zupełnie jakby brakowało jego drugiej części! Takie uczucie zdecydowanie nie ułatwiało mu nauki: już sam fakt konieczności zapamiętywania nudnych dat wprawiał go w wystarczająco podły nastrój, a dodatkowe wyrzuty sumienia tylko go potęgowały.
Nic więc dziwnego, że wkrótce postanowił coś z tym zrobić. Na przykład przeprosić! Tylko najpierw należało ją znaleźć. Zaczął od przeszukania Pokoju Wspólnego zajęło mi zaledwie chwilę - nigdzie jej nie znalazł. Zadanie pytań piętnastoletnim Ślizgonkom z klasy Aspasii również nie przyniosło żadnych rezultatów - nie poznał jej położenia. Gdzie mogła być Aspasia Avery?
Mglisty Strumień wydawał się najbardziej oczywistym miejscem. Choć odkrył go już na swoim pierwszym roku, to zaczął bywać tam częściej dopiero na trzecim, gdy w Howgarcie pojawiła się Aspasia. Zabrał ją tam w trakcie jednej z pierwszych nocy siostry w Hogwarcie, narażając ją i siebie na utratę kilku punktów, ale przynajmniej umożliwiajac im zobaczenie miejsca jeszcze bardziej magicznego niż zamek.
Wędrował więc sobie, wędrował i... w końcu dotarł na miejsce. Był jeden problem! Przez chwilę nigdzie nie mógł dostrzec Aspasii. Dopiero po chwili, gdy wytężył już wzrok i przyjrzał się lepiej dziwnie niespokojnej tafli strumienia, zauważył zanurzającą się pod nią postać.
Nie myślał długo. Właściwie wcale nie musiał myśleć - od razu wiedział, że to Aspasia. Przez chwilę całe ciało mu zesztywniało, ale za ułamek sekundy - gdy tylko w głowie rozbrzmiało mu jej imię - puścił się biegiem w kierunku brzegu strumyka.
Wszyscy w Perle powtarzali, że nie możesz się wahać. Nie wahał się więc i w jednej chwili zanurzył się pod taflą strumienia, wkładając jak najwięcej energii w znalezienie Aspasii. Dziewczyna nie mogła spaść dlaeko, bo już po chwili wzrokiem odnalazł połyskującą w świetle księżyca pobladłą twarz.
Szybka decyzja - chwyt za bezwładną dłoń, i poderwanie się ku górze. W głowie dalej miał połowiczną pustkę - choć tak naprawdę nie wiedział, co się dzieje, robiąc więc wszystko jak automat, to ciągle słyszał imię siostry.
Zaraz potem widział ją w pełnej okazałości. Dość brutalnie wyrzucił ją na twardy grunt, samemu wyczołgując się na powierzchnię i natychmiast sięgając za pazuchę szaty, gdzie spoczywała różdżka. Jedno spojrzenie na dziwnie spokojną, jakby pogrążoną w śnie twarz siostry: to jedno spojrzenie wystarczyło do podjęcia kolejnej decyzji.
Uniósł różdżkę. Dopiero wtedy pojawiły się pierwsze wątpliwości i pierwsze lęki - nagle zdał sobie sprawę, że Aspasia jest zagrożona, a on jedyną deską ratunku. Kolejne spojrzenie, tym razem skierowane na drżącą dłoń, utwierdziło go w przekonaniu, że to sytuacja najwyższej wagi.
Przełknął głośno ślinę. W stresie zapomniał nawet odpowiednich formułek! Z pewnym trudem przypomniał sobie lekcję o pierwszej pomocy, więc użył różdżki dopiero po upływie kilku chwil
— Rennervarte. — powiedział, a choć zabrzmiało to stanowczo, to sam wyczuł dziwne drżenie. I choć bardzo nie chciał, to czekał - sekundę, dwie, trzy... Czy coś bylo nie tak? Źle poruszył dłonią? Może powinien powtórzyć zaklęcie? Choć od wypowiedzenia zaklęcia upłynęło zaledwie kilka bardzo krótkich chwil, to miał wrażenie, że spędza tam całą wieczność.
Kolejne spojrzenie, już nie na dłoń, a na buzię Aspasii. Wciąż spokojna, dziwnie smutna, blada... W jednej chwili poczuł, że ucieka z niego cała energia, że jest dziwnie słaby, bo nie potrafi nawet dobrze rzucić zaklęcia. Wiedział tylko, że musi działać, a więc przymierzył się do wzięcia ją w ramiona - chciał jak najszybciej znaleźć się w gabinecie pielęgniarki. Nie mieli czasu do stracenia.
Nagle jednak wszystko wróciło do normy. Doskonale usłyszał łapczywe łapanie tak trudno dostępnego pod wodą tlenu. Rzucił kolejne spojrzenie - znowu powędrowało do twarzy siostry, wciąż leżącej na ziemi, choć głowę miała już pod jego ręką.
— Merlinie. — westchnął. Nagle zdał sobie sprawę, że wszystko w porządku i zwrócił oczy ku niebu, jak gdyby dziękował gwiazdom za ratunek.
— Byłaś martwa. — dodał nagle, wplątując przy tym dłonie w mokre od wody włosy, jakby z pomocą włożonej w to siły chciał się obudzić z złego snu. Jakby wciąż nie mógł uwierzyć, że Aspasia mogła umrzeć, a on mógłby zawieść.
Choć Aspasia się obudziła, to zaklęcie nie było wystarczająco silne, żeby mogła poczuć się w pełni dobrze. Nie chciał jej też przemęczać, więc szybko ułożył jej głowę na swoich nogach - miał wrażenie, że właśnie w ten sposób powinien postąpić.
— Jak się czujesz? — zapytał wciąż lekko drżącym głosem.
Kostka: 4