27-07-2021, 03:56 PM
Pustka. Towarzyszyła jej od zawsze. Odkąd tylko pamiętała. Była jak natręt, który podążał za nią krok w krok i nie pozwalał jej odetchnąć ani na moment. Na co dzień oplatała ją i pochłaniała, powodując nieustanny ból. I strach. Strach przed tym, że kiedyś, może całkiem niebawem, zostanie kompletnie sama. Wszyscy z jej otoczenia nareszcie przejrzą na oczy i dostrzegą Aspasię taką, jaka była naprawdę. Słabą. Zagubioną. Niepewną. Błądzącą niczym małe dziecko we mgle. Krzykiem akcentująca swoją wolę, bo nigdy nie miała tak wiele sił, aby walczyć o swoje. Zawsze ulegała. Nigdy nie mogła być czegoś pewna. Nawet relacji, które też mogła stracić, w każdej chwili…
I jednocześnie to wszystko powodowało u niej ból. Poczucie samotności i wyszukiwanie powodów, dla których inni mieliby ją zdradzić, zostawić. Ból tak uciążliwy i tak nie do zniesienia, że aby z nim sobie poradzić, umysł Aspasii pogrążał się w… nicości. Codzienność była tak okrutna i tak przytłaczająca, że czasami nie docierało do niej, że w ogóle istnieje. To powinno jej przynieść ulgę… ale tak się nie stawało. Zrozumiała już, że nigdy nie ucieknie od nieustannego cierpienia i jedynym pragnieniem, jakie jej pozostawało, było… nieistnienie.
Teraz tak się czuła. Jakby nie istniała. Ta pustka, w której pogrążony był jej umysł, była przyjemna. Nie raniła. Jej objęcia nie były zimne, lecz ciepłe i czułe. Wręcz szeptała jej, że jest bezpieczna i może z nią zostać – i po raz pierwszy Aspasia czuła, że naprawdę chce. Że znalazła w końcu ukojenie, którego tak bardzo pragnęła. Które nie rani. Z którym mogłaby zostać na dłużej… Na zawsze…
Nagły przebłysk światła rozproszył tę przyjemną nicość, a ukłucie w płucach i pod żebrami sprawiło, że wzięła głęboki oddech i otworzyła oczy.
Była w Zakazanym Lesie. Nie było już przyjemnej nicości, nieistnienia – była wciąż nieopodal Hogwartu, w swoich ubraniach, leżąca między drzewami. Po chwili do jej mózgu zaczęło docierać coraz więcej bodźców – woda cieknąca po jej skórze, przylepione do ciała przemoczone ubranie, przeraźliwe zimno i… ciepła dłoń gdzieś pomiędzy swoimi włosami. Zamknęła raz jeszcze oczy, a gdy je otworzyła, skupiła się, aby ujrzeć coś… bardziej wyrazistego i…
— Argos…
Mogła się spodziewać, że znajdzie go tutaj. Był jedyną osobą, która trzymała ją w tym stanie, dla której jeszcze mogła się trochę przemęczyć, która przynosiła jej odrobinę ulgi… i jednocześnie nie pozwalała odejść raz na dobre.
Tym razem była pewna, że nie przyjdzie. Że jej nie znajdzie. Lecz i tym razem się nie zawiodła. A raczej – to on nie zawiódł jej.
Nie rozumiała z początku, co mówił. Czy mówił w ogóle do niej, czy do siebie, czy do kogoś innego? Słyszała tylko nieco wystraszony, pełen emocji głos. Nie od razu zauważyła też, że on również jest cały przemoczony. Jak to możliwe? Co takiego się stało? Chciała sobie przypomnieć, ale nie pamiętała…
Chciała powiedzieć, że jej zimno – jej ciało zaczęło nawet lekko się trząść z wychłodzenia – jednak pierwsze, co jej przychodziło do głowy, to:
— Myślałam, że mnie już nienawidzisz…
Chyba nigdy mu nie powiedziała, z czym borykała się tak naprawdę. Że był jedynym powodem, dla którego chciała jeszcze próbować dać sobie radę z ciągłym strachem, dla którego codziennie budziła się i mierzyła z koszmarami na jawie… I że niejednokrotnie myślała już, aby to zakończyć. Ale jego obecność, jego akceptacja, wszystko zmieniała.
Jednak gdyby jej zabrakło…
Poczuła pod powiekami piekące łzy. Uniosła wciąż nieco osłabioną dłoń i próbowała znaleźć jego dłoń. Nagle zapragnęła się przytulić, poczuć ciepło bijące od drugiej osoby. Choć raz jeszcze przez chwilę poczuć się dobrze…
I jednocześnie to wszystko powodowało u niej ból. Poczucie samotności i wyszukiwanie powodów, dla których inni mieliby ją zdradzić, zostawić. Ból tak uciążliwy i tak nie do zniesienia, że aby z nim sobie poradzić, umysł Aspasii pogrążał się w… nicości. Codzienność była tak okrutna i tak przytłaczająca, że czasami nie docierało do niej, że w ogóle istnieje. To powinno jej przynieść ulgę… ale tak się nie stawało. Zrozumiała już, że nigdy nie ucieknie od nieustannego cierpienia i jedynym pragnieniem, jakie jej pozostawało, było… nieistnienie.
Teraz tak się czuła. Jakby nie istniała. Ta pustka, w której pogrążony był jej umysł, była przyjemna. Nie raniła. Jej objęcia nie były zimne, lecz ciepłe i czułe. Wręcz szeptała jej, że jest bezpieczna i może z nią zostać – i po raz pierwszy Aspasia czuła, że naprawdę chce. Że znalazła w końcu ukojenie, którego tak bardzo pragnęła. Które nie rani. Z którym mogłaby zostać na dłużej… Na zawsze…
Nagły przebłysk światła rozproszył tę przyjemną nicość, a ukłucie w płucach i pod żebrami sprawiło, że wzięła głęboki oddech i otworzyła oczy.
Była w Zakazanym Lesie. Nie było już przyjemnej nicości, nieistnienia – była wciąż nieopodal Hogwartu, w swoich ubraniach, leżąca między drzewami. Po chwili do jej mózgu zaczęło docierać coraz więcej bodźców – woda cieknąca po jej skórze, przylepione do ciała przemoczone ubranie, przeraźliwe zimno i… ciepła dłoń gdzieś pomiędzy swoimi włosami. Zamknęła raz jeszcze oczy, a gdy je otworzyła, skupiła się, aby ujrzeć coś… bardziej wyrazistego i…
— Argos…
Mogła się spodziewać, że znajdzie go tutaj. Był jedyną osobą, która trzymała ją w tym stanie, dla której jeszcze mogła się trochę przemęczyć, która przynosiła jej odrobinę ulgi… i jednocześnie nie pozwalała odejść raz na dobre.
Tym razem była pewna, że nie przyjdzie. Że jej nie znajdzie. Lecz i tym razem się nie zawiodła. A raczej – to on nie zawiódł jej.
Nie rozumiała z początku, co mówił. Czy mówił w ogóle do niej, czy do siebie, czy do kogoś innego? Słyszała tylko nieco wystraszony, pełen emocji głos. Nie od razu zauważyła też, że on również jest cały przemoczony. Jak to możliwe? Co takiego się stało? Chciała sobie przypomnieć, ale nie pamiętała…
Chciała powiedzieć, że jej zimno – jej ciało zaczęło nawet lekko się trząść z wychłodzenia – jednak pierwsze, co jej przychodziło do głowy, to:
— Myślałam, że mnie już nienawidzisz…
Chyba nigdy mu nie powiedziała, z czym borykała się tak naprawdę. Że był jedynym powodem, dla którego chciała jeszcze próbować dać sobie radę z ciągłym strachem, dla którego codziennie budziła się i mierzyła z koszmarami na jawie… I że niejednokrotnie myślała już, aby to zakończyć. Ale jego obecność, jego akceptacja, wszystko zmieniała.
Jednak gdyby jej zabrakło…
Poczuła pod powiekami piekące łzy. Uniosła wciąż nieco osłabioną dłoń i próbowała znaleźć jego dłoń. Nagle zapragnęła się przytulić, poczuć ciepło bijące od drugiej osoby. Choć raz jeszcze przez chwilę poczuć się dobrze…
Somewhere over the rainbow, bluebirds fly
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?
poszukiwania
Birds fly over the rainbow, why then oh why can't I?