28-07-2021, 01:31 AM
Bianca była straszną suką, ale jednocześnie - gdzieś pod powłoką tej nieznośnej i kapryśnej laski - naprawdę charyzmatyczną dziewczyną: na tyle charyzmatyczną, że nawet kłócąc się z nią miał ochotę szczerze się roześmiać. Na przykład rozbawił go tekst związany z wielkością nazwiska, który - choć chyba powinien go obrazić - okazał się niezwykle zabawy.
— Myślę, że żaden Avery nie ma się czego wstydzić. — odpowiedział krótko. Czy nie miał racji? Już pomijając oczywiste podteksty, to istniało na świecie naprawdę niewiele rzeczy, których by się wstydził, a na pewno nie zaliczało się do nich nazwisko! Pewnie przeciętny nastolatek wstydziłby się dziadka mordercy, ale Argos się do tego grona nie zaliczył - on go dodatkowo bronił, ślepo wierząc w jego niewinność. No, ale zachowując taką postawę miał okazję pośmiać się z ludzi, którzy twierdzili, że dopieką mu przy wypominaniu grzechów przodków. Nie tym razem. On czerpał z tego dziwną satysfakcję! Zachowywał się tak jakby ci przodkowie rzeczywiście mu imponowali!
— Krzywdę? Ja się czuję bardzo dobrze. A ty chyba zainteresowałaś się moimi przodkami na tyle mocno, że zapomniałaś o przewinieniach swoich... — odparł na jej następną wypowiedź. O ile nieustannie wybielał dziadka i pradziadka, to doskonale wiedział, że każda czystokrwista rodzina miała sobie wiele do zarzucenia, szczególnie jeśli nazywali się Sforzami!
Podeszła bliżej i nagle poczuł się dziwnie, jakby zmniejszenie dystansu w jakimś stopniu go zdekoncentrowało. I chyba tak właśnie było, bo przez cały czas myślał jedynie o tym, że Bianca zaraz wybuchnie śmiechem i opuści przedział, być może zapominając przy tym o kocie, bo chyba tak właśnie o niego dbała! Ale nie! Na razie toczyła tę swoją grę i chyba dobrze się bawiła, szczególnie wypominając mu głupie wybryki z przeszłości.
Cóż, zabawa z Travers może i nie była specjalnie chwalebnym dokonaniem, ale nie przypuszczał, że aż takim, by ktokolwiek jeszcze o tym pamiętał. No cóż - miał nauczkę. Niektóre rzeczy powinno trzymać się w sekrecie, nawet jeśli w danej chwili chcesz podzielić się tym z całym Pokojem Wspólnym.
— Och, przestań udawać, że jest to dla ciebie tak szokujące... założę się, że we Włoszech podobne zachowania są na porządku dziennym. — odparł.
No, ale nagle przesadziła. Wspomnienie Aspasii, na dodatek w takim kontekście, jakby automatycznie poderwało go do góry. Gdyby na miejscu Sforzy stał ktokolwiek inny, to pewnie by się tym w ten sposób nie przejął, ale... no właśnie. To była Bianca Sforza. Pieprzona Bianca Sforza. Ta dziewczyna zwyczajnie nie znała granic: jeśli chciała coś zrobić, to po prostu to robiła, nie przejmując się ewentualnymi szkodami. I chyba to go właśnie tak przeraziło.
Drgnął więc, gdy tylko ruszyła w stronę drzwi przedziału - odprowadził ją niespokojnym wzrokiem, uspokajając nerwy dopiero wtedy, gdy ta nagle zajęła miejsce. Sam przysiadł, choć tym razem dziwnie sztywny, wyraźnie zbity z tropu.
Trzymaj nerwy na wodzy. Pan ojciec uczył go, że nigdy nie należy reagować gwałtownie, więc zamierzał chociaż udawać opanowanego. Inna sprawa, że niestety nie wychodziło mu to zbyt dobrze, co towarzyszka mogła zaobserwować. Wystarczyło spojrzeć na drżące, zaciśnięte w pięści dłonie czy napięte mięśnie. I pomyśleć, że wystarczyło wspomnieć o jego siostrze! Tyle trzeba, żeby wytrącić z równowagi dziedzica tych Averych.
Siedział tak w ciszy - wzrok miał wbity w oparcie siedzenia naprzeciwko, choć przez cały czas słuchał wywodu nastolatki.
— Ja też wolę francuskie księżniczki, nie niewychowane włoskie damulki. — parsknął, po czym wysłuchał jej dalszej wypowiedzi. — Zresztą, do tej pory sama tylko szczekałaś, a mało robiłaś... — wyrzucił, gryząc się nagle w język, bo brzmiało to tak jakby ją do czegoś podpuszczał. A trzeba zaznaczyć, że miał też czego się obawiać! Wiedział, że w każdej chwili może wstać i znaleźć jego siostrę. A jednak jakoś nie potrafił ugryźć się w język!
— Zresztą, twoja rodzina musi darzyć cię wielkim szacunkiem, skoro postanowili wydać cię za jednego z tych znienawidzonych pudelków. Wiesz już kiedy wygonią cię z domu? Przedtem przydałoby się trochę popracować nad twoim językiem, bo z takim zachowaniem niewielu z tobą wytrzyma. — dorzucił. Bianca mogła wierzyć w sobie w co zechce - nawet w to, że osiągnie sukces, ale na Wyspach większość czystokrwistych rodzin traktowało kobiety jak bezmyślne maszynki do rozrodu. I ona pewnie nie była wyjątkiem. No, chyba że zamierzała ratować się temperamentem! Albo trafiła na nieco mniej konserwatywną rodzinę. W każdym razie życzył jej związku z przedstawicielem możliwie najgorszego rodu - może to by ją utemperowało?
— Swoją drogą, termin mojego zaproszenia minął. Możesz już grzecznie opuścić przedział i zająć się wychowywaniem pchlarza. Może jeśli w końcu uda ci się wychować kota, to poradzisz sobie też z dziećmi?
Zadanie: [4] It's a kind of magic
Uczestnicy: Bianca Sforza
Progress: jeszcze brak
— Myślę, że żaden Avery nie ma się czego wstydzić. — odpowiedział krótko. Czy nie miał racji? Już pomijając oczywiste podteksty, to istniało na świecie naprawdę niewiele rzeczy, których by się wstydził, a na pewno nie zaliczało się do nich nazwisko! Pewnie przeciętny nastolatek wstydziłby się dziadka mordercy, ale Argos się do tego grona nie zaliczył - on go dodatkowo bronił, ślepo wierząc w jego niewinność. No, ale zachowując taką postawę miał okazję pośmiać się z ludzi, którzy twierdzili, że dopieką mu przy wypominaniu grzechów przodków. Nie tym razem. On czerpał z tego dziwną satysfakcję! Zachowywał się tak jakby ci przodkowie rzeczywiście mu imponowali!
— Krzywdę? Ja się czuję bardzo dobrze. A ty chyba zainteresowałaś się moimi przodkami na tyle mocno, że zapomniałaś o przewinieniach swoich... — odparł na jej następną wypowiedź. O ile nieustannie wybielał dziadka i pradziadka, to doskonale wiedział, że każda czystokrwista rodzina miała sobie wiele do zarzucenia, szczególnie jeśli nazywali się Sforzami!
Podeszła bliżej i nagle poczuł się dziwnie, jakby zmniejszenie dystansu w jakimś stopniu go zdekoncentrowało. I chyba tak właśnie było, bo przez cały czas myślał jedynie o tym, że Bianca zaraz wybuchnie śmiechem i opuści przedział, być może zapominając przy tym o kocie, bo chyba tak właśnie o niego dbała! Ale nie! Na razie toczyła tę swoją grę i chyba dobrze się bawiła, szczególnie wypominając mu głupie wybryki z przeszłości.
Cóż, zabawa z Travers może i nie była specjalnie chwalebnym dokonaniem, ale nie przypuszczał, że aż takim, by ktokolwiek jeszcze o tym pamiętał. No cóż - miał nauczkę. Niektóre rzeczy powinno trzymać się w sekrecie, nawet jeśli w danej chwili chcesz podzielić się tym z całym Pokojem Wspólnym.
— Och, przestań udawać, że jest to dla ciebie tak szokujące... założę się, że we Włoszech podobne zachowania są na porządku dziennym. — odparł.
No, ale nagle przesadziła. Wspomnienie Aspasii, na dodatek w takim kontekście, jakby automatycznie poderwało go do góry. Gdyby na miejscu Sforzy stał ktokolwiek inny, to pewnie by się tym w ten sposób nie przejął, ale... no właśnie. To była Bianca Sforza. Pieprzona Bianca Sforza. Ta dziewczyna zwyczajnie nie znała granic: jeśli chciała coś zrobić, to po prostu to robiła, nie przejmując się ewentualnymi szkodami. I chyba to go właśnie tak przeraziło.
Drgnął więc, gdy tylko ruszyła w stronę drzwi przedziału - odprowadził ją niespokojnym wzrokiem, uspokajając nerwy dopiero wtedy, gdy ta nagle zajęła miejsce. Sam przysiadł, choć tym razem dziwnie sztywny, wyraźnie zbity z tropu.
Trzymaj nerwy na wodzy. Pan ojciec uczył go, że nigdy nie należy reagować gwałtownie, więc zamierzał chociaż udawać opanowanego. Inna sprawa, że niestety nie wychodziło mu to zbyt dobrze, co towarzyszka mogła zaobserwować. Wystarczyło spojrzeć na drżące, zaciśnięte w pięści dłonie czy napięte mięśnie. I pomyśleć, że wystarczyło wspomnieć o jego siostrze! Tyle trzeba, żeby wytrącić z równowagi dziedzica tych Averych.
Siedział tak w ciszy - wzrok miał wbity w oparcie siedzenia naprzeciwko, choć przez cały czas słuchał wywodu nastolatki.
— Ja też wolę francuskie księżniczki, nie niewychowane włoskie damulki. — parsknął, po czym wysłuchał jej dalszej wypowiedzi. — Zresztą, do tej pory sama tylko szczekałaś, a mało robiłaś... — wyrzucił, gryząc się nagle w język, bo brzmiało to tak jakby ją do czegoś podpuszczał. A trzeba zaznaczyć, że miał też czego się obawiać! Wiedział, że w każdej chwili może wstać i znaleźć jego siostrę. A jednak jakoś nie potrafił ugryźć się w język!
— Zresztą, twoja rodzina musi darzyć cię wielkim szacunkiem, skoro postanowili wydać cię za jednego z tych znienawidzonych pudelków. Wiesz już kiedy wygonią cię z domu? Przedtem przydałoby się trochę popracować nad twoim językiem, bo z takim zachowaniem niewielu z tobą wytrzyma. — dorzucił. Bianca mogła wierzyć w sobie w co zechce - nawet w to, że osiągnie sukces, ale na Wyspach większość czystokrwistych rodzin traktowało kobiety jak bezmyślne maszynki do rozrodu. I ona pewnie nie była wyjątkiem. No, chyba że zamierzała ratować się temperamentem! Albo trafiła na nieco mniej konserwatywną rodzinę. W każdym razie życzył jej związku z przedstawicielem możliwie najgorszego rodu - może to by ją utemperowało?
— Swoją drogą, termin mojego zaproszenia minął. Możesz już grzecznie opuścić przedział i zająć się wychowywaniem pchlarza. Może jeśli w końcu uda ci się wychować kota, to poradzisz sobie też z dziećmi?