08-08-2021, 01:17 PM
Puchonka też miała wrażenie, że osoby do ministerstwa wyłapywane są z ulicy na zasadzie losowej. Dlaczego zatem nie mogliby wziąć kilku młodych osób i zobaczyć, jak to wszystko się potoczy? Wiadomo przecież, że młody z młodym prędzej się dogada (i wysłucha), a nie jakieś stare sępy, które i tak wszystko robią po swojemu. Nie tak to chyba powinno wyglądać, że patrzą tylko na siebie, a inni mają się dostosować, bo tak.
- Ciekawe, jak długo byśmy wytrzymały w takiej roli. Z naszym zapędem do pracy - tu wskazała na ich wypracowania, które wreszcie zaczęły nabierać jakiegoś kształtu - mogłoby być ciężko. Musieliby nam dać jakąś pracę umysłową. Albo testowanie ciasteczek, które przywożą jako przekąski. - O, do tego nadawałaby się najlepiej. Mogłaby sprawdzać partie ciastek, czy nie są popsute. Przecież nawet jeśli by się zatruła, to chyba nie ma takiego schorzenia, którego by nie wyleczono w magicznym świecie. Nawet umieli ożywiać umarłych! A w ministerstwie na pewno było dużo osób, które ludzie chcieliby otruć. - Póki co jestem po stronie uczniów. Ale i tak, teraz sobie tak rozmawiamy, że bylibyśmy świetnymi ministrami i w ogóle słuchali wszystkich, a jakby przyszło co do czego, to pewnie częściowo słuchalibyśmy tamtych u władzy. No bo wiadomo, swój rozum trzeba mieć. - Na potwierdzenie tych słów zamaszyście postawiła kropkę, niemalże przebijając pergamin.
- Tak, a potem wielkie zdziwienie, że uczniowie oszukują albo oddają prace domowe innym. Nie da się każdemu dogodzić, ale też niektórzy robią coś z przymusu. Musimy z tym żyć - westchnęła. Akurat ona nie cierpiała zaklęć, ale jednocześnie wiedziała, że to bardzo ważny przedmiot.
- Chyba najlepiej jest zrozumieć kogoś z podobną sytuacją. - Nie potrafiła pomóc osobie, która narzeka na przykład na rodzeństwo. Niby była jedynakiem, ale miała przyjaciela, który był niemalże jak brat, więc połowicznie mogła zrozumieć drugą osobę. Połowicznie, bo z Krukonem niemalże nigdy się nie kłócili. No chyba, że ktoś nierówno rozlał wino - wtedy były batalie na śmierć i życie.
Uśmiechnęła się na wieść o hobby Kai. Ona co najwyżej mogła grać na cymbałkach, a to też pewnie by nie wychodziło jakoś super. Miała nadzieję kiedyś przyjść na jakiś występ Gryfonki.
Prace pisały jeszcze do późnego wieczoru tak, że już niemalże nie było widać literek. Nie chciały się wspomagać światłem z różdżek (wiadomo, żeby nie przyciągać robali), toteż końcówki dopisały na kolanie (co będzie, to będzie), zebrały graty i ruszyły w stronę szkoły, zanim napatoczy się na nie jakiś nauczyciel. Nie potrzebne im było dodatkowe opierniczanie, że się włóczą po zmroku po terenie zamku.
/zt x2
- Ciekawe, jak długo byśmy wytrzymały w takiej roli. Z naszym zapędem do pracy - tu wskazała na ich wypracowania, które wreszcie zaczęły nabierać jakiegoś kształtu - mogłoby być ciężko. Musieliby nam dać jakąś pracę umysłową. Albo testowanie ciasteczek, które przywożą jako przekąski. - O, do tego nadawałaby się najlepiej. Mogłaby sprawdzać partie ciastek, czy nie są popsute. Przecież nawet jeśli by się zatruła, to chyba nie ma takiego schorzenia, którego by nie wyleczono w magicznym świecie. Nawet umieli ożywiać umarłych! A w ministerstwie na pewno było dużo osób, które ludzie chcieliby otruć. - Póki co jestem po stronie uczniów. Ale i tak, teraz sobie tak rozmawiamy, że bylibyśmy świetnymi ministrami i w ogóle słuchali wszystkich, a jakby przyszło co do czego, to pewnie częściowo słuchalibyśmy tamtych u władzy. No bo wiadomo, swój rozum trzeba mieć. - Na potwierdzenie tych słów zamaszyście postawiła kropkę, niemalże przebijając pergamin.
- Tak, a potem wielkie zdziwienie, że uczniowie oszukują albo oddają prace domowe innym. Nie da się każdemu dogodzić, ale też niektórzy robią coś z przymusu. Musimy z tym żyć - westchnęła. Akurat ona nie cierpiała zaklęć, ale jednocześnie wiedziała, że to bardzo ważny przedmiot.
- Chyba najlepiej jest zrozumieć kogoś z podobną sytuacją. - Nie potrafiła pomóc osobie, która narzeka na przykład na rodzeństwo. Niby była jedynakiem, ale miała przyjaciela, który był niemalże jak brat, więc połowicznie mogła zrozumieć drugą osobę. Połowicznie, bo z Krukonem niemalże nigdy się nie kłócili. No chyba, że ktoś nierówno rozlał wino - wtedy były batalie na śmierć i życie.
Uśmiechnęła się na wieść o hobby Kai. Ona co najwyżej mogła grać na cymbałkach, a to też pewnie by nie wychodziło jakoś super. Miała nadzieję kiedyś przyjść na jakiś występ Gryfonki.
Prace pisały jeszcze do późnego wieczoru tak, że już niemalże nie było widać literek. Nie chciały się wspomagać światłem z różdżek (wiadomo, żeby nie przyciągać robali), toteż końcówki dopisały na kolanie (co będzie, to będzie), zebrały graty i ruszyły w stronę szkoły, zanim napatoczy się na nie jakiś nauczyciel. Nie potrzebne im było dodatkowe opierniczanie, że się włóczą po zmroku po terenie zamku.
/zt x2