08-08-2021, 09:52 PM
No cóż, ich znajomość jak widać miała pozytywny wpływ pod różnymi względami na oboje. No i cóż - sam fakt posiadania takiego przyjaciela, z którym znało się od zawsze i można było pogadać chyba o wszystkim, był na swój sposób budujący. Colin był właściwie tak przyzwyczajony do tego, że prawie zawsze i wszędzie łażą z Avą razem, że nie wyobrażał sobie, by mogło być inaczej. Podejrzewał, że nawet ich rodziny były by taką zmianą sytuacji cholernie zdziwione. A na pewno rodzina Colina, która traktowała Avę jak jedną z krewnych. Nawet to podkradanie prze nich wina traktowano z przymrużeniem oka. Niedługo i tak będą przecież dorośli, a jedna butelka wina raz na jakiś czas na pewno nie wpędziłaby ich w jakieś wielkie kłopoty.
- Oo, siedzenie w kuchni brzmi dobrze. Nie zapominaj, że masz mnie zabierać ze sobą - powiedział rozbawiony. W końcu obżeranie się we dwójkę było lepszą perspektywą niż przesiadywanie w wielkiej zamkowej kuchni samotnie. Choć oczywiście nie wszystko i nie zawsze robili razem. Nawet ich nierozłączność miała swoje granice. - W sumie masz trochę racji. Na szczęście raczej nigdy się o tym nie przekonam osobiście - stwierdził, całkiem z tego faktu zadowolony. Nie miał jakichś chorych ambicji na zostanie prefektem. Dobrze mu było w roli normlanego, przeciętnego ucznia, jakich pełno było w Hogwarcie.
- No dobra, to mi wystarczy. Mój ty najlepszy kibicu - dodał z uśmiechem. Faktycznie, jakby nie patrzeć - byli najlepszymi przyjaciółmi, więc to normalne, że się martwili o siebie nawzajem. Już nawet w dzieciństwie tak mieli. Jego mamuśka opowiadała czasem, że gdy tak biegali razem jako brzdące i jedno się wywróciło, to drugie płakało razem z tym poszkodowanym. - Idziemy dalej? - zapytał, wskazując ruchem głowy drogę w dół schodów. Colin nie lubił zbyt długo siedzieć w jednym miejscu; no chyba, że się uczył.
- Oo, siedzenie w kuchni brzmi dobrze. Nie zapominaj, że masz mnie zabierać ze sobą - powiedział rozbawiony. W końcu obżeranie się we dwójkę było lepszą perspektywą niż przesiadywanie w wielkiej zamkowej kuchni samotnie. Choć oczywiście nie wszystko i nie zawsze robili razem. Nawet ich nierozłączność miała swoje granice. - W sumie masz trochę racji. Na szczęście raczej nigdy się o tym nie przekonam osobiście - stwierdził, całkiem z tego faktu zadowolony. Nie miał jakichś chorych ambicji na zostanie prefektem. Dobrze mu było w roli normlanego, przeciętnego ucznia, jakich pełno było w Hogwarcie.
- No dobra, to mi wystarczy. Mój ty najlepszy kibicu - dodał z uśmiechem. Faktycznie, jakby nie patrzeć - byli najlepszymi przyjaciółmi, więc to normalne, że się martwili o siebie nawzajem. Już nawet w dzieciństwie tak mieli. Jego mamuśka opowiadała czasem, że gdy tak biegali razem jako brzdące i jedno się wywróciło, to drugie płakało razem z tym poszkodowanym. - Idziemy dalej? - zapytał, wskazując ruchem głowy drogę w dół schodów. Colin nie lubił zbyt długo siedzieć w jednym miejscu; no chyba, że się uczył.