16-08-2021, 09:47 PM
Czy on właśnie próbował zawstydzić ją za punktualność? Popatrzyła na niego z niedowierzaniem i zaraz powoli pokręciła głową.
- Tak, jestem punktualna. Nie, nie wybiórczo.
Być może czasem się spóźniała, ale szczerze starała się być na czas! Raczej nie miała problemu z docieraniem na zajęcia o określonej porze, podobnie z projektami, którymi zajmowała się w parach (lepiej, lub gorzej dobranych), wszelkie treningi oraz spotkania. Nie lubiła Cavingtona, ale też nie miała najmniejszego zamiaru niepotrzebnie przeciągać tego wszystkiego. Zależało jej, żeby jak najszybciej mieć to z głowy...
- Jeśli tak bardzo chcesz mi pomóc, wystarczy utrzymywać dystans, kiedy to tylko możliwe - odparła miłym tonem i nawet posłała mu uśmiech.
Cóż, mogła się spodziewać, że to wcale nie zadziała, a może nawet Ślizgon kompletnie nie zrozumiał jej uczulenia, ale chyba bardziej wcale nie będzie musiała mu tego przeliterować?
I dlaczego tak bardzo wszystko kojarzyło mu się z jednym? Czy to problem każdego faceta? Może każdego w tej szkole? Jeśli tak, być może powinna odpuścić sobie szukanie następnego idioty... Pozostawało tylko przejść do rzeczy - a więc do eliksiru, gdyby tylko ktoś poza Cavingtonem miał jeszcze wątpliwości, co mają tu robić! A jednak... Cóż, miała ochotę na pewną złośliwość. Pokiwała powoli głową na znak, że zgadza się czynić honory.
- Dobra, kochany. Jak uda nam się to sprawnie ogarnąć, to może nawet będę pod wrażeniem - mówiąc to, zmierzyła go wzrokiem, dając jasno do zrozumienia, że byłaby pod wrażeniem jego...
Następnie zabrała swoją książkę w jednej ręce, tak aby trzymać ją cały czas otwartą przed sobą i powoli obeszła stolik, aby stanąć po jego drugiej stronie, czytając - albo może udając, że czyta - przepis. Potem wrzuciła do kociołka jeden ze składników... Zamieszała ciecz parę razy w prawą stronę, aby później popatrzeć znacząco na Cavingtona. Nawet przeszła o krok na bok, aby chwytając kolejny składnik - absolutnie nie ten, który powinna i to w pełni świadomie - pochylić się nad stołem w stronę Ślizgona.
- Mieszać aż zmieni kolor na czerwony - udała, że recytuje fragment przepisu, podając chłopakowi nieszczęsny składnik. - Mmm... To co mówiłeś o błoniach?
Och, jakby gardziła sobą, gdyby tylko mówiła poważnie... Liczyła tylko i wyłącznie na małą zemstę za... To, że Mickey był sobą. Bardzo irytującym, seksistowskim, męczącym sobą. A niech mu wybuchnie w tą głupią mordę. Profilaktycznie cofnęła się zaraz o kroczek i przysiadła na ławce za sobą, żeby tylko nie oberwać w wyniku wybuchu. Oby to był wybuch...
- Tak, jestem punktualna. Nie, nie wybiórczo.
Być może czasem się spóźniała, ale szczerze starała się być na czas! Raczej nie miała problemu z docieraniem na zajęcia o określonej porze, podobnie z projektami, którymi zajmowała się w parach (lepiej, lub gorzej dobranych), wszelkie treningi oraz spotkania. Nie lubiła Cavingtona, ale też nie miała najmniejszego zamiaru niepotrzebnie przeciągać tego wszystkiego. Zależało jej, żeby jak najszybciej mieć to z głowy...
- Jeśli tak bardzo chcesz mi pomóc, wystarczy utrzymywać dystans, kiedy to tylko możliwe - odparła miłym tonem i nawet posłała mu uśmiech.
Cóż, mogła się spodziewać, że to wcale nie zadziała, a może nawet Ślizgon kompletnie nie zrozumiał jej uczulenia, ale chyba bardziej wcale nie będzie musiała mu tego przeliterować?
I dlaczego tak bardzo wszystko kojarzyło mu się z jednym? Czy to problem każdego faceta? Może każdego w tej szkole? Jeśli tak, być może powinna odpuścić sobie szukanie następnego idioty... Pozostawało tylko przejść do rzeczy - a więc do eliksiru, gdyby tylko ktoś poza Cavingtonem miał jeszcze wątpliwości, co mają tu robić! A jednak... Cóż, miała ochotę na pewną złośliwość. Pokiwała powoli głową na znak, że zgadza się czynić honory.
- Dobra, kochany. Jak uda nam się to sprawnie ogarnąć, to może nawet będę pod wrażeniem - mówiąc to, zmierzyła go wzrokiem, dając jasno do zrozumienia, że byłaby pod wrażeniem jego...
Następnie zabrała swoją książkę w jednej ręce, tak aby trzymać ją cały czas otwartą przed sobą i powoli obeszła stolik, aby stanąć po jego drugiej stronie, czytając - albo może udając, że czyta - przepis. Potem wrzuciła do kociołka jeden ze składników... Zamieszała ciecz parę razy w prawą stronę, aby później popatrzeć znacząco na Cavingtona. Nawet przeszła o krok na bok, aby chwytając kolejny składnik - absolutnie nie ten, który powinna i to w pełni świadomie - pochylić się nad stołem w stronę Ślizgona.
- Mieszać aż zmieni kolor na czerwony - udała, że recytuje fragment przepisu, podając chłopakowi nieszczęsny składnik. - Mmm... To co mówiłeś o błoniach?
Och, jakby gardziła sobą, gdyby tylko mówiła poważnie... Liczyła tylko i wyłącznie na małą zemstę za... To, że Mickey był sobą. Bardzo irytującym, seksistowskim, męczącym sobą. A niech mu wybuchnie w tą głupią mordę. Profilaktycznie cofnęła się zaraz o kroczek i przysiadła na ławce za sobą, żeby tylko nie oberwać w wyniku wybuchu. Oby to był wybuch...