17-08-2021, 09:38 PM
Ha, wiedziała, że go rozproszy tym całym gdziekolwiek. Cieszyła się na łatwość z jaką tracił skupienie. Była całkiem pewna, że nie myślał już o jeziorze i zakazie wodnych aktywności. Spełniła swoje zadanie jako troskliwa siostra - wyciągnęła go z drobnego dołka w jaki wpadł.
- Ach, aż dwa tygodnie! - Obruszyła się teatralnie na tę opieszałość, z prześmiewczym półuśmieszkiem i złośliwym chochlikiem tańczącym w brązie oczu.
Zaraz zaśmiała się krótko kręcąc naraz głową, rozbawiona frustracją brata. W przyrównaniu do niektórych jego kompozycji dwa tygodnie równało się niemal zeru; prawie jakby napisał duet z dnia na dzień.
Cóż, może byli swoimi najlepszymi przyjaciółmi i wspierali się wzajemnie bez mrugnięcia okiem, nie zmieniało to jednak faktu, że są rodzeństwem. Jako starsza siostra Oriane wręcz miała obowiązek naśmiewać się z Asa od czasu do czasu. Zwłaszcza jeśli wzięło się dodatkowo pod uwagę ich rodowód - pośród Boleynów drobne złośliwości były jak dowody rodzinnej miłości. Kiedy złośliwostki przeradzały się w pasywną agresję - wtedy dopiero działo się źle.
Uniosła głowę nieco wyżej, broda za to przysunęła się bliżej szyi; podobnemu upozycjonowaniu główki towarzyszyło uniesienie brwi. Pozwoliła sobie wyrazić pełnię swojego zdziwienia a niezrozumienia na zachowanie brata, co tak nagle zaczął podnosić się z miejsca i zdawał się słuchać jednym tylko uchem. Podążyła za jego wzrokiem i rozpoznała blondynkę, co wpadła niespodziewanie do Hever ze znajomą jakiś czas temu. Opadły brwi, rozluźniła się szyja.
Oczywista, że za nią poleciał.
Potrząsnęła głową, rozbawiona, spuszczając w końcu z oczu plecy Pascala.
- Wybacz mu, proszę - zwróciła się z uśmiechem do Raphaela, gładko przerzucając na angielszczyznę. - Jest ogromnie podekscytowany myślą o Hogwarcie i nowych znajomych.
Zerknęła ku dłoniom splecionym na podołku z nowym ukłuciem niepokoju gdzieś w żołądku; niestety, już od długich lat odporna była na zaraźliwość Pascalowych nastrojów. Szczęściem tej chwili jednak był brak konieczności tłumaczenia Raphaelowi jej własnego braku ekscytacji; był go już świadom. Może się z nią nie zgadzał ale wiedział - a to było jak doza uspakajającego dekoktu. Westchnęła lekko unosząc zaraz potem wzrok na współpasażera.
- Kiedy As uzna, że nasz duet jest gotów ujrzeć światło dzienne, zaprosimy cię z pewnością, mon amie.
Rozplotła palce, oburącz sczesała pasemka blondu z okolic czoła w tył; parę z nich natychmiast opadło z powrotem na twarz i o ile wcześniej były ułożone starannie w uroczy kontrolowany chaos, o tyle po tej poprawce były prawdziwie nieporządne.
Próbowała opanować stres, który zaczął znów wzbierać wewnątrz falami; potrzebowała jakiejś myśli, planu, czegokolwiek czym mogłaby zająć głowę. Ale - och! - jak na złość głowa była pusta. Gdyby tylko w przedziale był ktoś obcy tak bardzo dużo łatwiej byłoby zachować spokój - tego Oriane była pewna. Mogłaby się pochwycić oceny ich mimiki, ubrań, wszystkiego co mogłoby zdradzić kim ta osoba jest, jak tonący chwyta brzytwę. A tak? Zerknęła ku obrazom za oknem.
Szare. Wszystko w Anglii zdawało się być poszarzałe. Jak dużo mgły może mieć jeden kraj?
- Ach, aż dwa tygodnie! - Obruszyła się teatralnie na tę opieszałość, z prześmiewczym półuśmieszkiem i złośliwym chochlikiem tańczącym w brązie oczu.
Zaraz zaśmiała się krótko kręcąc naraz głową, rozbawiona frustracją brata. W przyrównaniu do niektórych jego kompozycji dwa tygodnie równało się niemal zeru; prawie jakby napisał duet z dnia na dzień.
Cóż, może byli swoimi najlepszymi przyjaciółmi i wspierali się wzajemnie bez mrugnięcia okiem, nie zmieniało to jednak faktu, że są rodzeństwem. Jako starsza siostra Oriane wręcz miała obowiązek naśmiewać się z Asa od czasu do czasu. Zwłaszcza jeśli wzięło się dodatkowo pod uwagę ich rodowód - pośród Boleynów drobne złośliwości były jak dowody rodzinnej miłości. Kiedy złośliwostki przeradzały się w pasywną agresję - wtedy dopiero działo się źle.
Uniosła głowę nieco wyżej, broda za to przysunęła się bliżej szyi; podobnemu upozycjonowaniu główki towarzyszyło uniesienie brwi. Pozwoliła sobie wyrazić pełnię swojego zdziwienia a niezrozumienia na zachowanie brata, co tak nagle zaczął podnosić się z miejsca i zdawał się słuchać jednym tylko uchem. Podążyła za jego wzrokiem i rozpoznała blondynkę, co wpadła niespodziewanie do Hever ze znajomą jakiś czas temu. Opadły brwi, rozluźniła się szyja.
Oczywista, że za nią poleciał.
Potrząsnęła głową, rozbawiona, spuszczając w końcu z oczu plecy Pascala.
- Wybacz mu, proszę - zwróciła się z uśmiechem do Raphaela, gładko przerzucając na angielszczyznę. - Jest ogromnie podekscytowany myślą o Hogwarcie i nowych znajomych.
Zerknęła ku dłoniom splecionym na podołku z nowym ukłuciem niepokoju gdzieś w żołądku; niestety, już od długich lat odporna była na zaraźliwość Pascalowych nastrojów. Szczęściem tej chwili jednak był brak konieczności tłumaczenia Raphaelowi jej własnego braku ekscytacji; był go już świadom. Może się z nią nie zgadzał ale wiedział - a to było jak doza uspakajającego dekoktu. Westchnęła lekko unosząc zaraz potem wzrok na współpasażera.
- Kiedy As uzna, że nasz duet jest gotów ujrzeć światło dzienne, zaprosimy cię z pewnością, mon amie.
Rozplotła palce, oburącz sczesała pasemka blondu z okolic czoła w tył; parę z nich natychmiast opadło z powrotem na twarz i o ile wcześniej były ułożone starannie w uroczy kontrolowany chaos, o tyle po tej poprawce były prawdziwie nieporządne.
Próbowała opanować stres, który zaczął znów wzbierać wewnątrz falami; potrzebowała jakiejś myśli, planu, czegokolwiek czym mogłaby zająć głowę. Ale - och! - jak na złość głowa była pusta. Gdyby tylko w przedziale był ktoś obcy tak bardzo dużo łatwiej byłoby zachować spokój - tego Oriane była pewna. Mogłaby się pochwycić oceny ich mimiki, ubrań, wszystkiego co mogłoby zdradzić kim ta osoba jest, jak tonący chwyta brzytwę. A tak? Zerknęła ku obrazom za oknem.
Szare. Wszystko w Anglii zdawało się być poszarzałe. Jak dużo mgły może mieć jeden kraj?
“Je peux résister à tout, sauf à la tentation”.